Quantcast
Channel: Blog użytkownika Matka Kurka
Viewing all 1688 articles
Browse latest View live

Pracownik Owsiaka: „Zawsze był problem czy faktura ma być na „Mrówkę” czy na WOŚP”

$
0
0

Parę dni przed 23 Finałem WOŚP otrzymałem jeden z kilku maili od ludzi, którzy pracowali, bądź nadal pracują dla Jerzego Owsiaka. Wszystkie dotyczyły faktów, o których piszę od kilku lat, ale jeden był szczególnie treściwy i dotyczył „kuchni” WOŚP. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy Czytelnicy, nawet nieprzychylni Owsiakowi, mogą podejść z rezerwą do dzisiejszego tekstu, bo nie tylko zabraknie imienia z nazwiskiem Autora, ale będę zmieniał w treści płeć i inne dane (np. pracowałem, pracuję), aby uniemożliwić identyfikację tej osoby. Po ostatnich i wcześniejszych wyczynach Owsiaka chyba nie muszę tłumaczyć, skąd ta ostrożność i dbałość o bezpieczeństwo ludzi, którzy odważyli się mówić. Widzieliśmy Owsiaka i jego dresiarzy w akcji, wiemy w jaki sposób zaszczuwał i nadal zaszczuwa swoich krytyków. Naturalnie anonimowość nie oznacza niewiarygodności, podstawowe dane pracownika WOŚP są mi znane, a przekazane informacje pokrywają się z moją wiedzą z innych źródeł. Gorąco polecam rozmowę, która pokazuje w jakich realiach funkcjonuje WOŚP, co sobą reprezentuje Jerzy Owsiak i dlaczego każde pytanie o finanse wywołuje w panu prezesie kompromitujące ataki furii. Jednocześnie zapowiadam następne publikacje z cyklu „pracowałem/pracuję dla Owsiaka”. Większość pracowników WOŚP doskonale wie w czym uczestniczy i milczą albo ze strachu albo z innych powodów, których łatwo się domyślić. Tym bardziej jestem wdzięczny ludziom mówiącym DOŚĆ. Zaczęło się tak:

Piotr. Pracowałam/pracuję z Owsiakiem w Fundacji. Wszystko co piszesz jest prawdą. Niestety proceder z firmą żony był od początku. Od kilku lat wiem to, co teraz odsłaniasz. Cieszę się że ktoś wreszcie to nagłośnił. Trzymam kciuki. Oczywiście, że wiem dlaczego nie dostarczył rozliczeń. Bo niestety są tam przelewy i ich wysokość. Wszyscy wiedzieli, że Dorota za dużo wie i dlatego ciągle tam pracuje. Jednak ma braki co do księgowości. Z braku laku wsadzili ją tam jak poprzednia księgowa zaczynała wiązać fakty.

Odpowiedziałem na maila i od razu zwróciłem się z konkretnymi pytaniami, dotyczącymi Fundacji WOŚP, spółek i firm powiązanych oraz samego Jerzego Owsiaka.

Czy możemy porozmawiać o szczegółach? Mam sporo konkretnych pytań.

Oczywiście pytaj. Nie wiem czy będę umiał odpowiedzieć na wszystkie Twoje pytania. Wszystko szło na „Mrówkę” i program „Kręcioła”. Poszli dalej i stworzyli sobie ZM.

Jak trafiłeś do WOŚP. Ogłoszenie, CV, z polecenia? Czy masz wiedzę jak WOŚP zatrudnia pracowników?

Nie mogę powiedzieć jak trafiłem, bo to informacja, która może mnie zidentyfikować, ale wiem, że większość ludzi trafiała do WOŚP po zwykłej rekrutacji, ogłoszenia, CV itd.

Kto był pierwszą księgową WOŚP i dlaczego Twoim zdaniem już nie pracuje?

Znam te historie z rozmów w biurze, słyszałam, że pierwsza była Pani Jadzia… teraz nie pamiętam nazwiska. Mówiło się, że wyrzucił ją Owsiak, bo czegoś nie zrobiła na czas i jakąś karę musiała płacić Owsiakowa. Potem przyjęli chyba Panią Basię i właśnie Dorotę (Pilarską dopisek red.) Pani Basia nie wytrzymała ciśnienia i uwag Doroty i pożegnali się z nią. Została Dorota jako pupilka.

Skąd wiesz o przelewach z WOŚP do "Mrówki Całej"?

Z obiegu dokumentów w biurze.

Czy w WOŚP pracownicy mieli wiedzę, że dzieje się coś "dziwnego"?

Była to wiedza dla wszystkich. Zawsze był problem czy faktura ma być na WOŚP czy na „Mrówkę”. Musieliśmy brać tak faktury ja dyktowali Jurek z Dzitką. Przede wszystkim dotyczyło to ludzi od kamer i montażu. Jak sam pisałeś „Mrówka” była producentem „Kręcioły”, zresztą o tym wie prawie każdy. W pracy się dowiedziałem, że szły 4 x emisje na miesiąc w TVP, chyba po 25 000 za odcinek było. Z tego co mi mówiono, taką kwotę „Mrówka” kasowała 15 lat temu, wtedy 25 000 zł to był kosmos. „Kręcioła” była głównie o fundacji, wiec gdyby nie mieli o czym kręcić to nie było by emisji.

Czy Owsiak lub jego żona kiedykolwiek w Twojej obecności mówili o przelewach i finansach?

Częściowo tak. Niektóre sprawy były w pokoju księgowym załatwiane i nie mieliśmy do końca wiedzy co tam wyczyniali. Dorota na pewno ma tą wiedzę. Doskonale wie o wszystkim. Bądź co bądź jest bystra.

Czy wiesz jak w WOŚP wyglądały delegacje, koszty reprezentacyjne, wycieczki itd.?

Wyglądało to po prostu, jedziemy, śpimy , bierzemy faktury. Nie było diet, czy kilometrowki. Oczywiście zawsze był problem co na WOŚP co na „Mrówkę”, bo przecież jakieś koszty też musiała robić.

Skąd się wzięła Pilarska, czy to była jakaś znajoma "rodziny"?

Na 100% nie powiem, ale nic mi nie wiadomo, aby to był ktoś z rodziny, czy jakiś znajomy. Raczej, jak większość, przyszła z gazety albo wysłała CV.

Czy masz wiedzę na temat finansowania Woodstock?

WOŚP i sponsorzy. Kiedyś nie było ich tam wielu. Więc głównie WOŚP

Jak się Owsiak zachowuje w stosunku do pracowników?

Rożnie. Na pewno Dyrektorem Roku by nie był w moim mniemaniu. Ale niestety wszyscy, co tam pracowali byli ślepo zapatrzeni, że pracują z Owsiakiem. Większego szczęścia być nie mogło. Niestety jest nieobliczalny w swoim zachowaniu. Potrafił nakrzyczeć na środku biura za byle gówno i potrafił wypić piwo i dobrze się bawić przy ognisku ze wszystkimi. Taki trochę niestabilny emocjonalnie. Na pewno wszyscy którzy odeszli robili to zawsze po jakiejś awanturze z Owsiakiem i z jego ego.

Czy wiesz jak Owsiak załatwiał sobie kontakty z mediami?

On je miał poprzez emisje „Kręcioły”

Czy masz wiedzę na temat kosztów, jakie ponosiła TVP na realizację finału?

Nie mam

Pisałaś o wielu brudach w WOŚP, co konkretnie miałaś na myśli?

Wiesz co, tam widać, że są rozbuchane koszty. Niestety my w biurze nie zarabiamy kokosów. Niestety na moich oczach Owsiakom żyło się super. Komu by się nie żyło mając niezłe pensje i do dyspozycji koszty WOŚP. Nie mogę ci przytoczyć teraz tak na zawołanie konkretów. W każdym razie nie ma chyba pracownika WOŚP, który nie słyszałby o wczasach po lazurowym wybrzeżu samochodem Fundacji. O tym też słyszałem. Niby zdjęcia do „Kręcioły”, niby coś tam coś tam, ale w sumie to było 2 tygodnie wyjechane samochodem Fundacji. Założę się, że koszty benzyny były na pewno na Fundację i pewnie trochę na „Mrówke”, żeby nie bylo... Jesli chodzi o dr Maruszewskiego ( sęp na tv i lanser) jedyny, który coś tam jeszcze mówi. Reszta, Januszewicz i Burczyński to pionki, tylko podpisują co im podsuną Owsiaki. No niestety pod przykrywką dobrej roboty, bo jednak sprzęt jest kupowany i trafia do szpitali i jest to coś dobrego, to za bardzo skombinowali to wszystko. „Złote Melony”, „Mrówki”, „Sprawy”. Przekombinowali - niestety. Szkoda, widzę, że wszystko zmierza na dół. Dopiero po wielu latach widzę, jak wszystko sobie urządzili.

Chcesz jeszcze coś dodać?

Po wczorajszej konferencji, masakra !.... ja mam tylko jedno słowo IDIOTA. Jego zagrywka z puszczeniem materiału filmowego, standard. On się nie zmieni. Jak kogoś nie polubił albo mu wchodzi na odcisk, to właśnie takie rzeczy robi. Uruchomi wszystko co możliwe, żeby tylko udupić ludzi.

Kiedyś ktoś mi powiedział, że Owsiak wpadł do biura i kazał szukać gościa, który coś złego na niego powiedział w jakimś radiu. A słuchał tego w samochodzie i nie pamiętał jakie to było radio. Standard. Weź teraz szukaj gościa.... Nie wiem kto otrzymał to zadanie, ale na pewno musiał go znaleźć... Owsiak uważa się za Boga... wszystko dla niego....

W ogóle co za pomysł z ta konferencją? Czy on co roku taka szopkę robi??? Czy tylko na ten rok zasądził się na TV Republika?

Tak jak zaczęłam to obserwować, to kiedyś Fundacja nie była na takim napompowanym balonie. Teraz nieruchomość za 8 milionów? Działki, jakieś, Mazury .... Konferencje .... Kiedyś były spoty w TV że jest Finał. Skromnie.... Ale coraz więcej kasy zostaje na działalność i odsetki z lokat. Wiec od milionów lokaty też milionowe.

fot. Redakcja WOŚP

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(8 votes)

Polska się Polakom nie opłaca!

$
0
0

W czasach symbolizowanych przez kufajkę i wielką płytę, z telewizji, ale też ze wszystkich możliwych stron, płynął dość spójny przekaz. Doganialiśmy USA i Albanię wyprzedzaliśmy o niepoliczalną ilość długości. Fabryki rosły razem ze wskaźnikami, PRL produkował: samoloty, statki, pociągi, samochody, motocykle, motorowery, rowery, sprzęt RTV i AGD. Huty, kopalnie, elektrownie i elektrociepłownie nie nadążały z dostarczeniem energii i surowca. Brakowało wszystkiego i prawie wszystkim, cena właściwie nie grała większej roli, ludzie płacili za samochód na giełdzie ze dwa razy więcej niż wynosiła cena fabryczna. Czy to oznacza, że gospodarka realnie socjalistyczna była błogosławiona i należy do niej sięgnąć? Mnie proszę o to nie pytać, a jeśli ktoś bardzo chce wiedzieć, to zdecydowanie odradzam powrót do przeszłości. Napisałem te kilka zdań wstępu, ponieważ od roku 1989 nie zmieniło się nic od strony propagandy, jeśli chodzi o atrakcyjność Polski i ściganie USA, co więcej przegoniliśmy kilkakrotnie nie tylko Albanię, ale kraje nadbałtyckie i nawet członków strefy euro. Co się zmieniło? Otóż jest co raz lepiej i rozwijamy się skokami cywilizacyjnymi, ale nic się w Polsce nie opłaca. Polskie stocznie się nie opłacają, są absolutnie deficytowe, tragedia wręcz, takie stocznie to kula u nogi. Polskie kopalnie, to weź Pan przestań – nie opłaca się. Huty? Daj pani spokój, kto do tego będzie dokładał! A co Pani pieprzysz, jakie kopalnie? Na darmozjadów, co trzynastki dostają, pozamykać to w cholerę. Samoloty? A gdzie rynek na to, Panie nie ma zbytu. Pociągi, samochody? Wszystko pada, trupa trzymać i dopłacać do tego? Nic się w Polsce nie opłaca, ale tylko Polakom i dla Polaków, bo już PRYWATYZACJA, RESTRUKTURYZACJA, REORGANIZACJA to czysty biznes. Recz jasna nie dla Polski i Polaków biznes, ale to nieważne, kapitał nie faszysta i nie zna pojęcia narodu.

Co się w Polsce nie opłaca trzeba sprzedać Niemcom, Rosji, Japonii, Chińczykom, Francji, Czechom, Słowakom i Albanii. Sprzedać za tyle ile zechcą dać, zwolnić z podatków i w pakiecie dołożyć siłę roboczą za tyle, ile zechcą nowi pracodawcy zapłacić. I teraz, proszę jak kogo, mamy inny kraj. Tam gdzie była stocznia jest skup złomu, dwa zakłady fryzjerskie, 30 magazynów Coca Coli, Mercedesa i Gazpromu, gdzie pracują polscy magazynierzy z grupą inwalidzką za 1200 netto. Pełen rozwój mała średnie polska przedsiębiorczość, duży kapitał zachodni. Na miejsce polskiej kopalni przyszła kopalnia niemiecka, całkiem inna kopalnia, wszystko się opłaca. Niemiec sprzedaje węgiel taniej niż Chińczyk, Polak ma na czas wypłatę, 1800 netto, bo przepisy zabraniają zatrudniać górników z grupą inwalidzką. Samochody? A jakże, są i samochody, montujemy Ople w Gliwicach, przywożone z byłej NRD w większych kawałkach. Montowaliśmy Fiata i Włochom się bardzo opłacało, ale we Włoszech wyszli włoscy robotnicy przed fabryki z młotkami w rękach i zaczęło się Włochom opłacać we Włoszech. I tak dalej i tak podobnie, a komu się nie podoba, kto na łeb upadł, niech posłucha polskiego eksperta, którego zachodni inwestor pracodawca nie może się nachwalić. Najlepsi są „polscy” politycy i prezesi banków, oni oddali wszystko za przysłowiową złotówkę i dzięki temu Polska stała się rajem dla ponadnarodowego kapitału. Najgorsi są polscy robole, rozleniwieni, awanturnicy, brakoroby, nieudacznicy, frustraci, podpalacze naszej wspólnoty, którym jeszcze trzeba płacić, zamiast ciąć koszty i podnosić atrakcyjność montażu niemieckiego.

Polska się nie opłaca, widać to na każdym kroku i czas najwyższy się zastanowić nad sensem agonalnego demontażu. Od 25 lat sprzedajemy Polskę niczym właściciel używanych części. Po co? Wszyscy wiedzą, zwłaszcza „złodzieje Polacy”, że od dawna nie opłaca się kraść i sprzedawać samochodów w całości, bo za duże ryzyko. Dlatego kradnie się samochód, wkłada do dziupli i rozbiera cześć po części, potem wystawia na giełdę. Będziemy traktować naszą wspólnotę, nasze społeczeństwo obywatelskie, naszych prawomocnych mieszkańców Europy, jak zwykłego Mercedesa? Skandal i dodatkowo brak sensu. Wszyscy siedzimy w skradzionym samochodzie i z każdym dniem nawet nie przez szyby, bo już poszły „do Żyda”, obserwujemy, co nam odpada. Wczoraj wycieraczki i kierunkowskaz, dzisiaj włącznik świateł awaryjnych. Kiedy odpadły koła i kierownica, najstarsi prezesi i ministrowie finansów nie pamiętają. Gdzie my tym zajedziemy i jak pokierujemy wrakiem? Potraktujmy Polską jako całość, solidarnie, zbudujmy zgodę i ogłoszenie ponad podziałami. Sprzedać Panie, sprzedać w cholerę i w całości, najwyżej na trzy kawałki podzielić. Niech to bierze, kto che i płaci ile uważa, bo Polska się, kurwa, Polakom nie opłaca!

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(8 votes)

Nie chcę od podatnika ani franka, ale oczekuję, że prawo zajmie się złodziejami!

$
0
0

Mądrzy ludzie powiadają, że z głupoty najszybciej się wyleczysz, jak posmakujesz jej skutków. Jako doświadczony kredytobiorca frankowy, czyli po prostu frajer, ograny przez zawodowych złodziei, którzy się nazywają bankierami, mogę poświadczyć, że ta ludowa prawda działa. Ciężko powiedzieć, czy przeciętny nieszczęśnik uwięziony w franku jest rzeczywiście lemingiem, ale z całą pewnością większość odrzuca „spiski żydowskie” i chciałoby jak najszybciej do strefy euro. Najcięższe przypadki głupoty po prostu są nieuleczalne i to jeden z powodów, które podpowiadają, żeby za cudzą i w dodatku nieuleczalną głupotę, rozumni ludzie nie płacili. Włos mi się jeży, skóra cierpnie na grzbiecie, jednak mimo wszystko uważam, że pomoc dla nierozumnych kredytobiorców z budżetu państwa, czyli z kieszeni podatnika, byłaby podwójnym skandalem. Przede wszystkim ciężko chorzy na głupotę nagle przerwaliby terapię, po wtóre wypłacanie nagrody za popełnione błędy to demoralizacja pełną gębą. Ile by ten frank nie kosztował, jako ofiara własnej głupoty, stanowczo sprzeciwiam się sięganiu do skarbonek Polaków, którzy wykazali się mądrością. Zupełnie inną kwestią jest prawo, które między innym ma siłę prewencyjną. Po to istnieje prawo, aby ludzie się nie zabijali, nie okradali, nie łamali sobie bezkarnie kości. W prawie nie istnieje coś takiego, jak pojęcie „głupia ofiara przestępstwa”, czym się podpierają przedstawiciele władzy i tak zwani „liberałowie”. Jeśli złodziej ukradnie, pobije, czy zabije, żadną okolicznością łagodzącą nie będzie fakt, że ofiara przestępstwa ma śladowe ilości oleju w głowie. Dla precyzyjnego zobrazowania istoty rzeczy przywołam przykład złodziejstwa na tak zwanego „wnuczka”.

Zwykle do babci, rzadziej do dziadka, dzwoni złodziej i przedstawia się jako wnuczek. Mówi szybko i z płaczem w głosie, bo właśnie stała się jakaś tragedia i potrzeba dużo pieniędzy, żeby nie doszło do większej. Babcia w emocjach godzi się wypłacić pieniądze „koledze wnuczka”, który zaraz zapuka do drzwi. Dochodzi do kradzieży i żaden przedstawiciel władzy, czy wymiaru sprawiedliwości nie powie babci: „ty durna babciu, trzeba było myśleć”. Kredyty we franku szwajcarskim i w każdej innej walucie były zaciągane w bardzo podobnych warunkach, może nie identycznych, ale w zbliżonych. Właściwie bardziej podobnym przykładem byłaby historia opisana w filmie „Dług”, ale wnuczek jest o tyle celniejszy, że banki nie przykładają noża, tylko oszukują w białych rękawiczkach. I co się teraz powinno stać? Nie ja to wymyśliłem, niemniej podpisuję się pod tym rozwiązaniem rękami i nogami. Oszuści powinni pójść pod sąd albo sądy powinny zobligować oszustów do cywilizowanej, jak na banki przystało, realizacji umów. Pomysł, żeby kredytobiorcy spłacali raty po kursie z dnia umowy jest idealnym rozwiązaniem. Nikomu się tu nie dzieje krzywda, oszukani nie mogą już narzekać, że nie wiedzieli, co robią, bo w bankach zawsze była wyliczana rata po bieżącym kursie. Mądrzy podatnicy uratują się przed sponsorowaniem głupoty, a banki unikną wyroków sądowych, które dawno powinny w ich sprawie zapaść. Proste i nie posiadające żadnych wad rozwiązanie.

Nie ma potrzeby kombinować i prowadzić jałowe spory, kto mądry, kto głupi, kto za kogo powinien płacić. Nikt nikomu nie jest nic winien i wystarczy, że zadziała prawo, a stanie się światłość. To rozwiązanie ma jeszcze i taką zaletę, że jest bardzo dobrą informacją dla największych krytyków i kpiarzy, którzy się pastwili nad „frankowiczami”. Ich krytyka kpina była wynikiem wiedzy, oni nie odrzucali „spisków żydowskich” i doskonale wiedzą, co to jest strefa euro, bo wszystko razem nazywa się międzynarodowa lichwa. Gdyby ten „spisek” i lichwa dostała tak spektakularnie po dupie, byłoby się z czego cieszyć. W końcu równie ważny problemem, prócz ludzkiej głupoty, jest ludzka perfidia i cynizm. Głupi często bywa sympatyczny i uczynny, czasami zrobi coś pożytecznego, perfidny cynik nie ma zalet i czyha na okazję, żeby wykorzystać i głupiego i mądrego. Na pomoc w spłacaniu rat nie liczę, ale liczę, że ten genialny pomysł, niestety nie mojego autorstwa, „połączy Polaków”. Nie zapominałbym też i o tym, że wcale nierzadko młodzi do kredytów włączali rodziców, którzy uprzedzali jak to się może skończyć, ale z miłości popełniali głupstwo. Istnieją też takie ofiary i płacą haracz złodziejom pod szyldem międzynarodowej lichwy.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
3.51
Average: 3.5(4 votes)

Nas już nie ma i tylko tragedia nas odzyska!

$
0
0

Zapomnijmy na chwilę, a najlepiej na zawsze o indywidualnych problemach i pomyślmy, jak to było kiedyś. Urodziłem się w roku 1972, dokładnie 30 kwietnia, w Złotoryi. Przez 19 lat miałem nadzwyczaj jasno wyłożone „poczucie wspólnoty”. W czasie świątecznym do stołu zasiadały trzy, a bywało, że cztery pokolenia i wcale nie odbywała się uroczystość w warunkach powszechnej miłości do każdego członka rodziny. Było tradycyjnie, Jadźka nie lubiła Zygmunta, Stefan dopiero po 5 kieliszku zamieniał słowo z Józefem, kuzynostwo też tworzyło frakcje. Przy stole siedzieli działacze PZPR i „Solidarności”, u mnie takie cuda się zdarzały, ale skłamałbym okrutnie, gdybym powiedział, że polityczne dyskusje dzieliły rodzinę. Nic podobnego, działo się wręcz odwrotnie. Jeśli Krystyna z PZPR i Michał z Solidarności nie lubili, skądinąd wrednego Kazika, to nic się w relacjach rodzinnych nie zmieniło. Pogadali wszyscy o tym, co się w Polsce Ludowej dzieje i wracali do pracy, szkoły, swojego życia. Po 1989 roku świąteczny stół wyglądał inaczej. Pierwszy raz zabrakło peklowanej i wędzonej szynki, bo w sklepach pęczniały półki i nikomu się nie chciało robić. Pierwszy raz na stole wędliny pokrojone maszyną na 2 milimetry, a nie pięknie poszarpane przez Babcię nożem jeszcze sprzed wojny. I to się wszystko nienaturalnie świeciło, dopóki nie trafiło do ust. Pierwszy kęs i konsternacja. Jak to, takie ładne i takie niestrawne? Rodzina przeżuwając nową rzeczywistość zaczęła patrzeć na siebie wilkiem i wtedy nastąpił podział na tych, którzy są za i przeciw. Nie liczyły się już osobiste sympatie i antypatie, ale przynależność do stada. PZPR był kompromitacją, Solidarność się kompromitowała, Kościół tracił swoją magię, rodziny zaczęły spędzać wszelkie uroczystości, co najwyżej w dwóch pokoleniach, czasami na trzeciego wprosiła się teściowa.

Zmieniło się coś jeszcze. Drzewiej bywało tak, że nie lubiło się szwagra, wspomnianej teściowej i siostry ciotecznej widzianej cztery razy w roku. Dziś brat, siostra, matka, ojciec i babcia w berecie stała się największym wrogiem. Nie piszę tego w próżnię i tak niezobowiązująco, mam to na co dzień. Brat nie wierzy bratu, ojciec synowi, wnuk gardzi dziadkiem, bo gdzieś tam w telewizji pokazali, powiedzieli, dostarczyli sensacji. W Internecie inni ludzie niż w rzeczywistości, szukają wspólnoty, szukają swojej rodziny, ale to też jest ta sama pułapka. Wirtualnie porozumiewamy się według politycznego i ideologicznego klucza i nie ma w tym nic z czystej ludzkiej sympatii do konkretnego człowieka. Zapytam jak bohater jednej ze znanych komedii: „Ale kto to zrobił, kto to zrobił?”. Ktoś potężny, fachowiec szkolony przez wielu mistrzów z różnych szkół. Z miłością na ustach sieje się nienawiść, z uśmiechem krzewi się pogardę, jedność wywija maczugą, wspólnota kona w kawałkach. Za chwilę przeczytam, że przyganiał kocioł garnkowi, że nożyce się odezwały i nie będę protestował, ale mam tylko jedną prośbę, żeby mnie nieistotnego w tej grze nie nazywać twórcą, a nawet zausznikiem, za mały jestem.

Machina swoimi trybami wkręca i miażdży wszystko. Nie potrzebuje paliwa, bo to jest samo nakręcające się urządzenie, wystarczy wskazać gdzie stoi i ruszy z impetem. Paru szwagrów, takich, którzy zawsze byli na wierzchu, zbudowało to perpetuum mobile i z niego żyje. Reszta przepuszczona przez tryby w ostatnim geście odgraża się nie kręcącym korbą, ale tym mielonym. Panaceum, recepty i rady na to nie widzę, poza jednym. Musi się stać tragedia, musi się wydarzyć coś strasznego, aby powróciła normalna wspólnota i zwyczajne antypatie. Ile w tym jest pocieszenia, ile przygnębienia niech każdy sobie odpowie, tylko broń Boże nie zwierzajcie się przy stole: świątecznym, imieninowym, w rocznicę złotych godów babci i dziadka. Na koniec w ramach puenty przytoczę anegdotę opowiedzianą przez ludzi, którzy przeżyli 90 lat. Kiedyś cała wieś zbierała się do kupy w wiejskiej świetlicy i „oglądała telewizor”. Dzisiaj każdy we wsi ma telewizor i nie ma co oglądać. Za siebie mogę powiedzieć, że została mi ostatnia nadzieja, którą jest „podstawowa komórka społeczna”, ta domowa, ta pod ręką, dwa plus jeden z nadzieją na cztery. Przepraszam za osobisty tekst, ale jednocześnie zachęcam do podobnego rachunku strat i wskazanie chociaż jednego zysku.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.893332
Average: 5.9(9 votes)

Życzę Michałowi Rachoniowi postawienia kropki nad Owsiakiem!

$
0
0

Niezwykle trudno mnie urazić i jeszcze trudniej przestraszyć, jednak pewne zwyrodnienia naprawdę robią na mnie wrażenie, bo nie umiem sobie wyobrazić, pod czyim adresem mógłbym kiedykolwiek napisać coś równie plugawego: „Normalnie życzę Piotrowi Wielguckiemu, aby jego dzieci zachorowały i musiały korzystać ze sprzętu…" http://disq.us/8lsjwv Takich wychował „fanów” człowiek, któremu nie podałbym ręki przez azbestową rękawicę. Kłamstwo w żywe oczy i w biały dzień skraca łańcuch, a panika przed prawdą zaciska pętlę, zbydlęcenie wyznawców łączy się z upadkiem guru. W Internecie dostępny jest bogato ilustrowany materiał, na którym widać, słychać i czuć, jak pewien osobnik krzyczy do swoich dresiarzy, żeby wynieśli z sali „żulika”. Każdy może sobie to obejrzeć i nawet nie będę wklejał linku, bo Google „wywala” treść na pierwszej stronie. I co się dzieje? Wyuczony kłamstwa na pamięć, sześćdziesięcioletni starzec udający młodzieniaszka udziela wywiadu gazecie, gdzie na bezczelnego kłamie, że nie ma pojęcia kim byli dresiarze, po czym dodaje: „Naprawdę! Nasi organizatorzy byli w koszulkach WOŚP, a ci ludzie byli w dżinsach i bluzach od dresu. Nie znam ich, nasz rzecznik też. Może to i nasi fani, ale ja tego nie pochwalam.” Wszelkie granice: bezczelności, chamstwa, łgarstwa i poczucia bezkarności przekroczone, ale nie dzieje się nic. Nadal mamy do czynienia z człowiekiem, któremu powierzono kwestujące i chore dzieci. Proszę zwrócić łaskawą uwagę, że ten kłamca krzyczy wprost: „to nie moja ręka”, a zatem, co on musi krzyczeć tam, gdzie dowody są zakopane w jego archiwach? Wszystko jednak ma swój koniec i początek, doszło do cudu „przeprosin” ze strony Jerzego Owsiaka, ponieważ nad tym panem wiszą, co najmniej trzy procesy karne. Najwierniejszym fanom chciałbym w tym miejscu uświadomić, że wspomniana liczba nie jest moim dziełem, Owsiak przeholował tak bardzo, że prawo ściga go zewsząd.

Z mojej strony w prokuraturze mielą się postępowania i do sądu bardzo daleko, ale gdy tylko uprawomocni się wyrok, pan „Jurek” będzie musiał przepraszać za wiele słów, aby nie skończyć w rejestrze skazanych, co w zasadzie jest nie do uniknięcia. Takiej sytuacji jeszcze nie mieliśmy, żeby Świecki Święty czuł oddech sprawiedliwości na swoich plecach. Za dawnych, dobrych czasów, wystarczyło parę artykułów w propagandowych gazetach, parę durnowatych koszulek: „Jestem Woodstockowym Chuliganem”, czy „Nie nie mam focha” i sparwy były umarzane. Teraz pętla się zaciska i zupełnie nie na miejscu jest tu stwierdzenie: „powoli”. Przeciwnie sprawy przybrały bardzo szybki obrót. Publiczne łgarstwa, że Owsiak nie wie jakich dresiarzy zatrudnił i jakiej firmie ochroniarskiej płaci, można zweryfikować kilkoma pytaniami w magicznej wyszukiwarce. Swoją drogą to cholernie znamienne, że na konferencji WOŚP nie tylko odmówiono akredytacji kilku dziennikarzom, ale zatrudniono ochronę na wypadek, gdyby się jakiś „hejter” przecisnął. W mitycznym praworządnym kraju Jerzy Owsiak posiadałby status wielokrotnie skazanego i to z kilku artykułów: 165 kk, 190a kk, 233 kk, 234 kk, 235 kk, 236 kk. W Polskiej Rzeczypospolitej Polskiej „Jurek” fruwa na wolności i pokazuje środkowy palec wymiarowi sprawiedliwości. Jak długo? Jestem optymistą i coś czuję w kościach, że nadzwyczaj krótko.

Wbrew podejrzeniom i pozorom znacznie większe szanse na prawomocne skazanie pana prezesa „Złotego Melona” i szefa „Jasnej Sprawy” ma Michał Rachoń, a nie Piotr Wielgucki i życzę Michałowi z całego serca, z całej duszy mojej, aby zasłynął jako pogromca brutalnego manipulatora, który zrobił sobie z chorych i kwestujących dzieci palisadę dla swoich cynicznych biznesów: politycznych, ideologicznych i finansowych. Przychodzi taki czas, że najbardziej nietykalni „zapominają” zapłacić podatków i wtedy znikąd przychodzi jeden sprawiedliwy, z którego najpierw się śmieją, potem się zastanawiają, by na końcu powiedzieć: „ale jaja, ten wariat miał rację”. O jeden most za daleko, panie prezesie, i wszyscy wiemy, że w trakcie coraz bardziej niekorzystnego obrotu spraw, pan prezes jeszcze nie jeden raz pokaże kim jest naprawdę. Podobny los spotka fanatyków i propagandystów pana Jerzego, ale o to zadbam już osobiście. Tam, gdzie zostało powiedziane o wiele słów za dużo, nie tylko pod moim adresem, ale w kierunku moich najbliższych, musicie wiedzieć fanatycy, że to będzie dla was bardzo wyjątkowo bolesne płacenie za podłość. Wielkimi krokami zbliża się nieuniknione rozstrzygnięcie, w które jeszcze rok temu nikt nie wierzył, ale czy rok temu ktoś słyszał, jak spanikowany Jerzy Owsiak, kłamiąc, bo kłamiąc, ale mimo wszystko przeprasza?

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(9 votes)

A ja bym pani Ogórkowej na mizerię nie przerabiał, może się przydać w całości

$
0
0

Nie od dziś widomo, że na Komorowskiego głosuje wszystko, co najgorsze. Jaruzelski, Urban, Cimoszewicz i cała reszta komunistycznego aparatu czuła się przy panu gajowym całkowicie bezpiecznie. O czymś to chyba świadczy? Przede wszystkim trzeba zrozumieć, że sondażowe poparcie dla Komorowskiego, chociaż rozdęte, z całą pewnością sięga pod 50%, w przeciwieństwie do rozdętego poparcia dla PO. Tajemnicy tego sukces należy szukać właśnie we froncie narodowym. Istnieje elektorat, który za Boga nie odda głosu na kogokolwiek, choćby kojarzonego, z PiS. W tym miejscu spodziewam się komentarzy, że banały piszę. Zgadza się, ale w takim razie proszę mnie oświecić, jaki sens przeciwnicy Komorowskiego widzą w szatkowaniu pani Ogórkowej na mizerię? Pojawiała się idealna kandydatka pod klasycznego leminga, który zaczyna się wstydzić swoich idoli i niech sobie spokojnie żyje. Dudzie Ogórkowa nie zaszkodzi żadną miarą i swoje 20-25%, a więc pewną II turę, kandydat PiS ugra bez najmniejszego problemu. Niestety problemem jest to, czy w ogóle do II tury dojdzie i tu właśnie trzeba umiejętnie zagrać darami losu. Nie podzielam skrajnego pesymizmu, graniczącego z fałszywą oceną sytuacji, że najnowsza paprotka Leszka Millera jest koniem trojańskim wiadomych sił, które budują nową frakcję. Nic podobnego, to tylko i wyłącznie desperacka zagrywka Millera ustawiona pod partyjne, wewnętrzne, rozgrywki. W jednym czasie poleciał Napieralski i Kaliszowi wybito z głowy kandydaturę, „kajzer” lewicy walczy o życie i stołek szefa dogorywającego SLD i to cała tajemnica hucznych narodzin Magdaleny Ogórek. Zakładał się nie będę, ale w mojej ocenie z pełnym poczuciem bezpieczeństwa można paprotkę Millera od czasu do czasu podlać letnią wodą i niech sobie na miarę własnych możliwości rośnie.

W Trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej odgadywania nastrojów i kierunków działań politycznych wcale nie jest takie trudne. Wystarczy poczytać parę zdań z lojalek usłużnych dziennikarzy i autorytetów. No i w jaki sposób tuzy lewicowej klawiatury oraz profesorowie z sercem po lewej stronie potraktowali, było nie było, lewicową kandydatkę? Najgorzej jak można, czyli szyderstwem i nie specjalnie przejmowali się zarzutami „seksizmu”. Co z tego wynika? Prosta rzecz. Pani Ogórkowa nie stanowi zagrożenia dla największego wroga, ale odbiera punkty swojemu człowiekowi. Między głosowaniem, popieraniem, a taktycznym użyciem dostarczonych przez przeciwnika narzędzi jest kolosalna różnica. Dyplomatycznie i bardzo ostrożnie podrzuciłbym jakieś dobre albo chociaż neutralne słowo Madzi Ogórek, niech „se ma” i niech uszczknie 8%, co na pewno Komorowskiemu nie pomoże. Zgodzić się natomiast należy, że na wypadek II tury elektorat świeżej gwiazdy i tak zagłosuje na Bronka, a pewnie i sama gwiazda wyda takie zalecenie. Zatem po co się w cokolwiek bawić? Dla samej II tury warto, bo miażdżąca wygrana gajowego Bronisława byłaby średnio zabawną klęską nie tylko PiS, ale wszelkiej nadziei. Poza wszystkim drugie tury mają to do siebie, że bywa podbramkowo, Kaczyński o mały włos nie wygrał, chociaż przed wyborami nikt mu nie dawał żadnych szans.

Ludzie głosuję w I turze, potem jednym się chce pójść innym nie chce i znów niekoniecznie mało realna wygra się liczy, ale niewielka przegrana byłaby sporym zadatkiem, zwłaszcza, że notowania Komorowskiego wywindowano na absurdalny poziom. Bywa, że i porażkę da się sprzedać i dałoby się, gdyby Andrzej Duda zdobył co najmniej 40% w ostatecznej rozgrywce. Aby to było możliwe potrzeba wykorzystać wszystko, co się pod rękę nawinie. Dlatego też doskonale rozumiem szyderstwo z lewej strony i nie rozumiem przesadnej kpiny z prawej. Niech sobie Magdalena Ogórek czaruje młodych z miasta, komu to szkodzi? Mnie nie, Dudzie też nie, no to pozostaje Komorowski i PO. Potrzeba innego argumentu na rzecz dyplomatycznego, nie tyle wsparcia, co neutralnego zachowania dystansu? Przecież to pan Bronek i jego ludzie będą się musieli z maczugami rzucić na kobietę, co nigdy się w Polsce nikomu nie podobało, od lewej do prawej strony. Nie wykluczam jakiegoś błędu w powyższym rozumowaniu, niemniej zbyt wiele wyraźnych sygnałów wysłano w ostatnim czasie, aby się obawiać fałszywej oceny rzeczywistości.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(6 votes)

„Banki” vs „elita”, czyli podwójny nelson Ewki premier i Bronka prezydenta

$
0
0

Schematyczność argumentów przy „dyskusji” na temat kredytów we franku odrzuca mnie na kilometr. Właściwie miałbym ochotę kolejny raz podkreślić, że tylko ktoś niespełna rozumu i wyjątkowo bezczelny oczekiwałby spłaty własnych zobowiązań od roztropnego bliźniego, ale jednocześnie w żadnym razie nie znosi to odpowiedzialności KARNEJ banków, które łamiąc prawo oszukiwały. Tylko po co? Żeby usłyszeć: „a ja wziąłem w złotówce” albo „banki też są ofiarami kursu”? Nie, nie chce mi się tego słuchać, ani czytać dlatego napiszę coś zupełnie innego i bardzo proszę trzymać się tematu, przy ewentualnym komentowaniu. Nic tak w ostami czasie nie wprowadziło w konsternację Ewki premier i Bronka prezydenta, jak kurs franka właśnie. Przyczyna jest prozaiczna i tutaj połowę racji usatysfakcjonowanym krytykom kredytów we franku należy przyznać, że na biednych nie trafiło. Otóż kredytobiorców frankowych można podzielić na dwie zasadnicze grupy. Pierwsza to młode małżeństwa i pary, które przez 3 tygodnie liczyły z ołówkiem w dłoni, czy 1300 PLN dadzą radę spłacić, a jaka rata ich zabije. Koniec końców wzięli kredyt, bo mieszkanie u teściów zdecydowanie odpada. Tymi kredytobiorcami, nawet jeśli są wyborcami PO, władza nie specjalnie będzie się przejmować, zresztą odpowiednie komunikaty dawno poszły: „ja też wziąłem kredyt we franku i się martwię” – powiadają posłowie i ministrowie z PO, którzy z palcem w… uchu mogliby spłacać raty przy kursie 8 złotych. Jesteśmy jednak blisko drugiej grupy kredytowej i nie stanowią jej politycy, tym się każe milczeć w podobnej sytuacji. Gorzej z tuzami medialnymi i wszelkiej maści artystami, tym się buzia tak łatwo nie zamyka.

Wystarczy posłuchać komentarzy w TVN24, choćby Kuźniara z Mrozowskim, którzy nie wzięli kredytu na „mieszkanie w bloku”, tylko na willę pod Warszawą (Kuźniar na pewno). Oni zaczynają sobie żarty robić ze świętości i wszelkiej prawdy objawionej. Co najmniej kilka, jeśli nie kilkanaście razy słyszałem, że „ci eksperci to cały czas to samo gadają, a frank rośnie, dziwni jacyś i może powinni zmienić zawód”. Protesty społeczne władza ludowa ma w najgłębszym poważaniu, górnicy to warchoły, rolnicy roszczeniowi, nauczyciele uprzywilejowani, lekarze w kamasze. Z „elitą” tak się pograć nie da. Teoretycznie Walter i Michnik mogliby powiedzieć swoim funkcjonariuszom: „gęba w kubeł, ruki pa szwam”, ale co zresztą? Kwiat III RP wziął kredyt frankowy w czasach bumu, gdy była kasa, zlecenia, koncerty, role w serialach, tańce z gwiazdami i tak dalej. Z dnia na dzień padło wszystko, z jednej strony przychody, z drugiej poszedł kurs w górę. Komorowski i Kopacz mogą sobie robić jaja z każdej warstwy społecznej, ale na wojnę z „elitą” nie pójdą, bo to wojna domowa. Cóż pozostaje? Jak zwykle to samo. Ewka premier zebrała bodaj 5 banków i będą radzić. Rzecz jasna niczego nie uradzą, ponieważ „elita” robi za młot, a banki za kowadło. W takim położeniu gwałtownych ruchów się nie wykonuje. Będzie jedna wielka propagandowa zadyma, która z jednej strony pokaże, że władza dba o wierne zastępy „elitarne”, z drugiej strony żadnemu bankowi grosz z konta nie spadnie.

I teraz na świat pacha się jeszcze jedno pytanie. Czy taki prostacki numer, który przy osłonie medialnej i „elitarnej” z powodzeniem wystarczał do ogłupiania mas pracujących miast i wsi, wystarczy do ogłupienia tych, którzy dotąd pomagali władzy ogłupiać. Na pewno nie. Co w takim razie zrobią elity? Dopóki nie wylądują na bruku, dopóki kochanka artyście gołodupcowi nie spakuje walizeczki, to będą udawać, że nic się nie stało. Jak długo da się ten stan rzeczy utrzymać? Wiele wskazuje, że spektakularne protesty ze strony znanych i lubianych są kwestią najbliższego czasu, bo o ile zdesperowani i niezbyt zamożni kredytobiorcy nie spali po nocach i liczyli każdy gorsz, o tyle „elita” głęboko wierzyła, że jest dobrze i będzie jeszcze lepiej. Biedniejsza grupa kredytowa pójdzie do każdej roboty, ostatecznie wyjedzie „na zmywak” albo rodzice przygarną. Dzieci lepszego Boga, które całymi latami brały udział w wielkiej propagandzie i teraz padają jej ofiarami, nawet na kubek mamusi i tatusia nie wrócą, bo przez lata kariery ze wstydem patrzyli w stronę rodzinnego domu, gardząc „tym ciemnogrodem”. Narodził nam się po kryjomu nowy rodzaj buntu społecznego, to „kwilenie elit”. Czy popiskiwanie przerodzi się w krzyk, nie mam pojęcia, ale wiem, że Ewka premier z Bronkiem prezydentem mają dużo poważniejszy problem niż z górnikami. A jak daj Boże, któregoś dnia, wszyscy upokorzeni i oszukani krzykną jednym głosem?

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(6 votes)

„Szympansy w wieży”, czyli Bronek z Budy posyła „zielone ludziki” do Andrzeja Dudy

$
0
0

Chciałbym, ale nie mogę zmienić zdania, bo rzeczywistość na to nie pozwala. Temat Smoleńska został zgwałcony na śmierć i w tej chwili podejmowanie jakiejkolwiek polemiki na warunkach ludzi, którzy powinni odpowiedzieć podwójnie, za sama tragedię i zbrodnię zwaną „śledztwem”, nie tylko nie ma sensu, ale jest szkodliwe. Pamiętam doskonale, jak w gorącym okresie wyborczym wszyscy czekali na taśmy z Jaka. Władza socjalistyczna robiła wszystko, aby nagranie te nie zostały upublicznione i pewnie mało kto kojarzy, że odczytywanie trwało latami, dłużej niż w przypadku TU 154M. Co się okazało „już po 5 latach”. To, co zawsze, chociaż propaganda zadbała o odrobinę finezji i zamiast „on mnie zabije”, pojawił się stary dowcip: „jest tysiące zdjęć, na których widać, że Wałęsa nie przeskakuje płotu”. Nie ma żadnej rozmowy świętej pamięci chorążego Musia, nie ma śladu po 50 metrach i w ogóle rozmowa jest czyściutka jak panel filologów. Kto w te brednie uwierzy. Jeden argument obala wszystko. Gdyby parę lat temu rzeczywiście na taśmach nic nie było Tuska zlinczowałby Kaczyńskiego i PiS w środku kampanii i potem dobił. Czas poprawił wszystkie stenogramy, zresztą, która to już wersja łgarstwa na bezczelnego? Człowiekowi krew się w żyłach gotuje i ciśnienie uderza do głowy, ale właśnie o to chodzi i taki jest jedyny cel tej prowokacji, bo ze śledztwem znów nie ma to nic wspólnego. PO i PiS Smoleńskiem nie są w stanie niczego ugrać, mówię oczywiście dużym skrótem i w żadnym razie nie traktuję tych stron w taki sam sposób, na głowę nie upadłem. Chodzi jedynie i aż o to, że wiele poprzednich kampanii PO Smoleńskiem wygrywała, a PiS prowokowany nieludzko dawał się wciągnąć w pułapkę, czemu się nie dziwię, bo każdy przyzwoity człowiek nie dałby rady zdzierżyć sadyzmu i socjopatycznych „kabareciarzy”.

Rany się powoli zabliźniają i proszę nie mylić tej metafory z pamięcią i potrzebą przeprowadzenia rzetelnego dochodzenia. Wbrew pozorom z ukojonym bólem i powrotem do normalnego życia łatwiej metodycznie zająć się chłodną analizą i dlatego może na wyrost, jednak apeluję, żeby Komorowskiemu nie dawać satysfakcji. Skąd nagle Komorowski? A stąd, że jemu Smoleńsk daje spore możliwości, przy minimalnym wysiłku i to jest główny powód, dla którego olewam te „rewelacje” z „Radia Zet”. Nawet nie będę poświęcał sekundy na analizę taśm, które sobie można kupić w każdym sklepie z taśmami, co też polecam wszystkim żywo zainteresowanym wskazaniem winnych zbrodni smoleńskiej. Do Smoleńska trzeba znaleźć klucz i powiem od razu, że będzie bardzo trudno. Udało mi się znaleźć odpowiednią metodę na jednego błazna i podczas gdy wszyscy wypominali mu zgorszenie, ja zajrzałem szanownemu panu do wypchanych kieszeni. Takiego samego odkrycia, tylko w znacznie większej skali i przy dużo większych trudnościach potrzeba przy Smoleńsku. Na pewno dyskusje na temat ruskich stenogramów i kolejne analizy z cyklu: lądował, nie lądował, podszedł, nie podszedł są ślepym zaułkiem. Aby się o tym przekonać wystarczy wskazać ośrodki dyspozycyjne, które sterują tego rodzaju zasłonami dymnymi: chodząca kompromitacja Maciej Lasek, prokuratura, gabinety polityczne Tuska i Komorowskiego. Tusk odpadł, Kopacz jest „głupia”, jak powiedział towarzysz Czarzasty, został Komorowski. Scenariusz Bronka wydaje się bardzo prosty – podrzucić chłam i niech się Macierewicz na niego rzuci. Potem Wiertnicza z Czerską zarechocze i przypomni publice „parówki”.

Przy tak poprowadzonej rozgrywce Bronek z Budy palcem nie kiwnie i mu słupki znów podskoczą. Po 5 latach zmienia się technika ogłupiania ludzi, wystarczy uruchomić emocje po jednej stronie sporu i wsadzić ręce w kieszeń. Dziś nie potrzeba już socjopatów w gatunku żula z Biłgoraja, czy innego Stefana toczącego przed sobą kulę z kupy. Proste manewry podchwycone przez media w zupełności wystarczą, bo efekt jest do bólu przewidywalny. Stali medialni i internetowi dyskutanci wzniecą bitewny kurz, a postronnym pokaże się odpowiednio spreparowane obrazy i wypowiedzi, które przerobią na wariatów tych, co zawsze na wariatów są przerabiani. Bogu dziękować wszystko wskazuje, że padł ślepy strzał, nie ma chętnych do udziału w prowokacji i bardzo dobrze. Na moje oko chodziło o zmuszenie Andrzeja Dudy, pracownika kancelarii Lecha Kaczyńskiego, do wzięcia udziału w planowanej zadumie. Duda jest dość łatwym celem, bo jest związany ze Smoleńskiem bardzo silnie, Komorowski z kolei unika tematu bardziej niż unikał Tusk. Dodatkowo może chodzić o panią Ogórek, ostatnie komentarze nie pozostawiają wątpliwości, że „salon” zawył i to seksizmem, znaczy punktów Bronkowi ubywa. W taki sposób Smoleńska nie rozwikłamy i obawiam się, że tym tajemniczym kluczem jest tylko i wyłącznie zmiana władzy, a zatem polecam ustaloną kolejność: najpierw wygrać, potem porządne śledztwo.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(8 votes)

Schetyna przez przypadek zachował się jak światowej klasy dyplomata

$
0
0

Nie żartuję i myślę dokładnie tak, jak napisałem. Bardzo mi się podobało historyczne podsumowanie Schetyny dotyczące wyzwolenie obozu „Auschwitz” przez front ukraiński. Poezja i pełna klasa, ekstraliga można by rzec. Armia Czerwona na moment przestała być wyzwolicielska, ale ciągnęła się gdzieś za Ukraińcami. Porywczym i odwołującym się do „prawdy historycznej” chciałbym polać rozgrzane głowy wiaderkiem wody z lodem, chociaż podobne zabawy wyszły już z mody. Prawda historyczna jest taka, że od 1939 do 1945 roku nie było żadnych Niemców, ale na 5 lat narodzili się naziści. Inna prawda głosi, że w Katyniu nie doszło do żadnej zbrodni ludobójstwa, bo ta miała miejsce w „polskich obozach koncentracyjnych”. Od ładnych paru lat staram się powalczyć o polską prawdę historyczną, która w przeciwieństwie do wspomnianych nie wymaga większej korekty, wystarczy faktom przywrócić szacunek. Wypowiedź Grzegorza Schetyny incydentalnie, bo incydentalnie, ale właśnie w tym kierunku zmierza. Wybrzmiały precyzyjne zdania Schetyny na obraz i podobieństwo światowej klasy dyplomacji, dokładnie w taki sposób oznajmiają światu swoje racje stanu najwięksi mężowie. W kilku zdaniach Schetyna ugryzł Ruskich za przeszłość, teraźniejszość i na przyszłość. Dowodem na celność i skuteczność słów polskiego ministra spraw zagranicznych, w co się nawiasem mówiąc nie chce wierzyć, jest odpowiedź radzieckiego kolegi. Dotąd opinie wygłaszane nawet przez premierów i prezydentów Polski były podsumowywane słowami jakiegoś trzeciego sekretarza drugiego wiceministra ZSRR. Dziś przemówił produkt KGB, sam towarzysz Ławrow i jak się pięknie zagotował. Któż jak nie on i jego współtowarzysze wiedzą najlepiej w jaki sposób dopiec, żeby przez trzy pokolenia się nie zagoiło. Odpowiedź to jedno zwycięstwo Schetyny, ale ton wypowiedzi, forma i treść to prawie zwycięstwo polskiego ministra spraw zagranicznych.

Tyle dobrego, zawsze i wszędzie, bez względu na ogólna ocenę dyspozycyjnych kacyków, którzy rządzą nami od 25 lat, trzeba chuchać i dmuchać na takie perełki w morzu łgarstw i tandety. Dalej rzeczy się mają tradycyjnie i nie ma, co się łudzić, że Schetyna zrobił cokolwiek dla mnie, dla Ciebie, że o Polsce, z szacunku, lepiej nie wspominać. Motywację widzę zwyczajną, ktoś Grześkowi podpowiedział jak błysnąć i ten zaczął błyszczeć. Być może sam wpadł na pomysł, w końcu z całej tej gromady sprzedajnych marionetek, on jeden jakoś się wyróżnia śladami inteligencji. Nieważne, to są detale leżące u podstaw incydentu. Ważniejsze jest podłoże czynu niesłychanego. Schetyna w życiu by się nie wychylił z podobnymi „herezjami”, gdyby nie miał przyzwolenia za plecami. Kto mu udzielił plenipotencji nie tak trudno zgadnąć, bo rzecz jasna nie chodzi o krajowych mocodawców. Dostał dyrektywę albo z UE, czytaj od Merkel albo zza oceanu, gdzie ostatnimi czasy przebywał. Raczej stawiałbym na ten drugi wariant, zwłaszcza, że parę dni wcześniej pierwszy czarny Obama uderzał mniej więcej w te same tony. Smutno się robi na myśl, że tak niewiele brakuje, aby Polska była Polską. Na załączonym obrazku widać, że w zasadzie na urzędzie nie musi siedzieć nikt błyskotliwy, byle błyskotliwe powtarzał, co mu każą. U nas niestety urzędy wypełnione są tragedią, a podpowiadający ściśle związani z „sąsiadami”, którym realizują kolejne projekty. I stąd się bierze cała bieda.

Polskę na normalny tory dałoby się sprowadzić w dwa lata i wystarczy do tego naprawdę niewiele. Przede wszystkim potrzeba polskiego rządu, czyli takiego, który rządzi w Polsce i dla Polski. Po drugie polskie media – im więcej, tym lepiej, a reszta sama się załatwi. Jeśli polski rząd dbałby o polskie interesy, przy jednoczesnej medialnej nagonce nie na polskie, ale na obce wpływy, mielibyśmy w dwa lata normalny kraj, dla normalnych obywateli. Napisałem, że niewiele potrzeba i to prawda tyle, że w zastanych okolicznościach bardzo uproszczona. Poruszamy się w skrajnej patologii i takie minimum z minimum wydaje się nieosiągalne. Zgadza się, ale cel trzeba sobie wyznaczyć i do celu dążyć, między innymi poprzez pochwalanie postaw, które służą Polsce, choćby były wynikiem tylko i wyłącznie przypadkowej gry o prywatne zasługi. Każde zdanie wypowiedziane głośno na rzecz polskiej racji stanu wymaga dodatkowego podkreślenia i pogłośnienia, co niniejszym z satysfakcją czynię, nie zapominając, że to zaledwie ćwierć jaskółki w środku zimy.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
4.577142
Average: 4.6(7 votes)

Szara masa bez mózgu w wersji „dzień po”

$
0
0

Bardzo rzadko sięgam po tematy z gatunku jedna baba drugiej babie, przez trzy godziny o dupie trzeciej baby. Tym razem też nie wejdę do magla, ale całkiem z boku zamierzam napisać parę zdań o jednoprocentowym myśleniu i masowym otępieniu. Tytuł sugeruje, że będzie o pigułce bez recepty i za tę zmyłkę przepraszam, bo będzie o czymś zupełnie innym. Pomijając wszelkie wojenki między „ateistami” z nowoczesnym widzeniem świata i „ciemnogrodem katolickim” warto się zatrzymać przy fabrycznej produkcji szarej masy i niszczeniu organizmu człowieka. Od mniej więcej stu lat trwa samobójczy marsz ludzkości, który oddala ssaki naczelne od natury, a zatem pierwotnego przeznaczenia organizmu człowieka do rozmaitych czynności biologicznych i społecznych. Zaczęło się niewinnie i nawet potrzebnie, od rewolucji sufrażystek, tylko wówczas te Panie domagały się rzeczy właśnie naturalnych, czyli głosu wyborczego bez względu na przynależność płciową. Dziś rzekome następczynie sufrażystek mają zarośnięte klatki piersiowe i golą regularnie twarz. Zacząłem od skrajności, żeby pokazać zasłonę dymną, za którą dzieją się rzeczy równie szkodliwe i to zarówno społecznie, jak i medycznie. Ktokolwiek miał do czynienia z tak zwaną antykoncepcją farmakologiczną ten musi wiedzieć, że partnerka, żona, czy córka zmienia się w oczach i bynajmniej nie są to zmiany na lepsze. Dzieje się tak, ponieważ za idiotyczną nazwą „antykoncepcja” kryje się po prostu mutacja organizmu kobiety, zwykle przy pomocy specyfików hormonalnych, rzadziej innych wynalazków, które modyfikują naturalne procesy biologiczne i fizjologiczne. Mało mnie interesuje, czy serwowane świństwo jest poświęcone, czy też objęte ekskomuniką, najgorsze jest kaleczenie organizmu osoby bliskiej.

Pułapka tego cynicznego wynalazku społeczno-medycznego polega na kilku zyskach jednocześnie. Koncerny farmaceutyczne zarabiają miliardy, kobiety otrzymują złudne poczucie bezpieczeństwa, faceci czują się zwolnieni z wszelkiej odpowiedzialności. No i na końcu nieodzowna „nowoczesność”, „światowość” i wszelka inna „cywilizacja, nakazuje brać, bo w przeciwnym razie ludzie będą cię palcami wytykali. Przy roztropnym czytaniu powyższych argumentów, oczywiście po naturalnym wyleczeniu ideologicznego rozwolnienia, człowiek widzi jak na dłoni, że problemy związane z gwałtem na organizmie i tak zwana debata powinny być zdefiniowane na nowo. Przy pomocy niczego innego jak średniowiecznej maści na szczury ogłupiono miliardy kolejną wersją pigułki szczęścia, która właśnie przybrała nową magiczną moc. Dotąd najpierw trzeba było pomyśleć, potem zażyć, na końcu odetchnąć z ulgą. Teraz jest inaczej, w ogóle nie trzeba myśleć, robisz co chcesz i jak narobisz to kupujesz za 120 złotych bilet z napisem „Powrót do przeszłości”. Współczesna wojna to masowy gwałt ideologiczny na całych narodach i zatruwanie organizmów milionem suplementów, które leczą wszystko: od pryszcza na nosie, przez złe samopoczucie, aż po głupotę. Największe zagrożenia jakimi są: całkowite skretynienie społeczeństwa i produkowanie chemicznych Frankensteinów przechodzi obok, bo na pierwszym planie ponowoczesnym bełkotem zakłóca się bogobojne zdrowaśki.

Smutne to, tak bardzo, że da się zobrazować czymś na wzór i podobieństwo dzieł współczesnego Hieronima Boscha. Dziś każdy może być Boschem i pstryknąć „Siedem grzechów głównych” w taniej jatce, gdzie podają zmielone wołowe ogony razem z sierścią. Najłatwiej upolować podobne sceny w krainie wszelkich „nowoczesnych” wynalazków, za wielką wodą mamy 12 krąg piekła. Przy kotle siedzą same grubasy napakowane czterdziestoma czterema barwami chemii. Jedzą i piją gówno, leczą się gównem i zamiast myślenia pocieszają się łykaniem gówna. O to chodzi w całej tej inscenizacji, a potem zdziwienie, że 99% wszystkich dóbr na świecie jest w posiadaniu jednego procenta ludzkości. Sprawdzicie frajerzy, co ten jeden procent ma na stole, gdzie i czym się leczy i czego w życiu do ust by nie wziął, chociaż sam tę truciznę sprzedaje. Jeszcze nigdy nie było tak wygodnych narzędzi do przerabiania miliardów na szarą pastę o smaku ssaka. Całe reszta, którą podnieca się publika, wysłuchując medialnego jazgotu, to tylko rechot twórców masowej produkcji, rechot dzień przed, dzień po i w trakcie.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.7
Average: 5.7(13 votes)

Szkło kontaktujące, czyli 10-lecie „hejtu” i „szczujni”, ale jaki cymes!?

$
0
0

Miałem dziś poważne plany, ale tak sobie pomyślałem, że pisanie w szabas o sprawach nieuchronnych, nie będzie tym, na co czekają Czytelnicy. Ewka premier odlicza godziny do egzekucji i na tym banalnym stwierdzeniu poprzestańmy. Jest dzień świąteczny, zatem świętujmy wszyscy razem i śmiejmy się pospołu. Co mnie śmieszy? Właściwie już napisałem, ale rozwinę myśl. Takiego programu „satyrycznego”, jak „Szkło kontaktowe’ nie było od czasu Polskiej Kroniki Filmowej. Młodsi nie pamiętają, dlatego przypomnę, że przed każdym filmem w kinie (nie multipleksie) w czasach Polski Ludowej zamiast reklam szamponu i podpasek, przeplatanych maścią na hemoroidy, pokazywano Polską Kronikę Filmową. I czego tam nie było? Wszystko, czego potrzeba władzy do utrzymania władzy. Około 15 minutowa propagandówka składała się na przemian z sukcesów towarzysza Gierka i porażek warchołów sprzeciwiających się towarzyszowi Gomułce. Do klasyki przeszły kroniki pokazujące „bikiniarzy”, których współcześnie trudno porównać do jakiejkolwiek grupy nieformalnej. Z jednej strony byli to ludzie naśladujący amerykańską popkulturę, nim jakiemukolwiek socjologowi przyszło to słowo do głowy, z drugiej gardzili realnym, siermiężnym, socjalizmem. Liderem ruchu był Leopold Tyrmand, ojciec młodszego Tyrmanda, tego samego, któremu Sikorski z Giertychem wytoczyli proces i ta piękna kulturowo-historyczna pętla jest doskonałym nawiązaniem do współczesnej „Polskiej Kroniki Filmowej”. Niejaki Grzegorz Miecugow, syn starego Miecugowa, wymyślił i poprowadził program „satyryczny”, w którym nikt z nikogo się nie śmieje, ale ściga bikiniarzy i spekulantów.

Widzowie o przeciętnej inteligencji pukną się w czoło, aż echo się poniesie po krainie, gdzie płynie ciepła woda z kranu. Ale specjaliści wiedzą, że najgorszy rodzaj szyderstwa niszczący człowieka, to taki, który udaje słodko pierdzący niby żarcik, niby prztyczek. Tak się jakoś dziwnie i głupio składa, że kabaret Miecugowa nie zrobił najmniejszej krzywdy największym socjopatom, pozorem i chodzącym kompromitacjom, których nazwisk po obiedzie nie wymienię. Gdyby zrobić jakąś sondę i to niekoniecznie pod szyldem CBOS, ale normalną i prawie uczciwą, to z całą pewnością wykrzywione twarze: Kaczyńskiego żyjącego i zamordowanego, Macierewicza, Pawłowicz, Ziobro, Fatygi, byłyby w czołówce. Szyderstwo na poziomie plakatów z lat czterdziestych i pięćdziesiątych, to ulubiona stylistyka Miecugowa i pozostałych synów czasów stalinowskich. Naturalnie w „Szkle kontaktowym” nie zobaczymy obrazów typu: „Żydzi to tyfus” albo „Szpieg imperializmu czai się za każdym rogiem”. Nic podobnego, wszystko na wesoło i z „sympatią”, cytując klasyka „żadnego focha”. Pokazujemy wytrzeszczone oczy „szalonego Antka”, zabłocone mokasyny Jarka, który mieszka z kotem i niech sobie widzowie uczciwie ocenią, z jakimi przaśnymi idiotami, bez zębów i obłędem wymalowanym na twarzy mamy do czynienia. Na wypadek takiej niedorzecznej recenzji, jaką właśnie można przeczytać, stara kadra odwoła się do obiektywizmu. Zaraz, zaraz, przecież pokazywaliśmy Donalda Tuska, który całował się z Dodą Rabczewską i paradował w peruwiańskiej czapce. Był Bronisław Komorowski z „bulem” w księdze kondolencyjnej i nie zabrakło Radka Sikorskiego z padniętą grzywką. Jest równowaga, śmiejemy się ze wszystkich i tylko „prawicowe smutasy” wietrzą spisek.

Wszystko się zgadza, w każdym szczególe i tylko dlatego poświęciłem swój czas, aby przestrzec przed lekceważeniem Orwellowskiej „szczujni” wspomaganej „hejtem”, bo takie propagandowe narzędzia udające niepozorne figle, mają kolosalną siłę rażenia. W swojej prostocie, a wręcz prostactwie jest to genialnie zbudowany pręgierz na zasadzie kija, który tłucze na dwa końce. Pierwszy koniec nie żartuje, ale szydzi, czyli poniewiera. Drugi nie ripostuje, tylko jadowicie drwi z obrony przed szyderstwem, zarzucając brak poczucia humoru i psychopatyczne wizje świata. Młot i kowadło, na którym klepie się każdego opornego. Na początku felietonu ni z gruszki ni z pietruszki wrzuciłem szabas, jednak to nie jest opis przyrody, ani inny wypełniacz, bo puentą jest Talmud. Stara technika mieszania gojów z błotem, talmudyczna prowokacja, połączona z lamentem po najmniejszej próbie odpowiedzi. Innymi słowy szydzić, drwić, pomyje wylewać, to my, ale do nas w żadnym razie żaden plugawy jęzor goja odezwać się nie może, bo my powiemy władzy, a władza jęzor podniesiony na błaznów władzy, przy samej d.. odrąbie.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(11 votes)

Nie ma nic nadzwyczajnego w tym, że państwami rządzi „bezpieka”!

$
0
0

Poważnie i dokładnie tak myślę, że dużą naiwnością byłoby marzyć o demokracjach, czy innych nibylandiach zarządzanych wolą ludu. Nie ma dziś i chyba nie było nigdy imperium albo chociaż suwerennego państwa, w którym „bezpieka” nie rozgrywałaby partii szachów i nie decydowała o losach pionków pożeranych przez hetmanów. Prawdę powiedziawszy zdecydowanie wolałbym, żeby Polską zarządzały służby specjalnie z prawdziwego zdarzenia, a nie jakieś amatorskie partie złożone z dorobkiewiczów z Bogiem, tudzież równouprawnieniem każdej „d” na ustach. Nim zostanę zlinczowany i uznany za zmanierowanego jegomościa, który z braku pomysłów szuka taniej sensacji, poproszę przed egzekucją o ostatnie słowo. Jeśli się komuś wydaje, że w USA rządzi „słodka brązowa kukiełka”, że w Izraelu i Wielkiej Brytanii o losach kraju decydują politycy upudrowani po zakola na czole, no to sobie poważnie nie porozmawiamy. W kraju Indian niemal przez pół wieku karty rozdawał nijaki John Edgar Hoover i to jemu, co większe „oszołomy”, przypisują sprawstwo wielu zdarzeń, które stały się wiecznymi zagadkami USA, jak choćby czaszka Kennedyego przestrzelona jedną kulą w kilku miejscach. Żeby było śmieszniej i bezczelniej, od czasu do czasu twórcy politycznego spektaklu podrzucają gawiedzi swoje dowcipy i tak powstały rozmaite filmy o Bondach, czy też FBI w akcji. Działa to w taki sposób, że się gawiedź pośmieje, rozerwie, popcornu napasie i do głowy jej nie przyjedzie, że obejrzała kawałek realnego życia. Rzecz jasna nie mam na myśli efektów specjalnych, tylko polityczne efekty końcowe. Zatem sama bezpieka nie jest zła, co więcej nadaje się do tańca i różańca, ale jedna zmienna powoduje, że imperia stają się koloniami, a kolenie imperiami. Ta subtelność nazywa się „qui bono”.

W Polsce mamy nieszczęście być zarządzani przez „bezpiekę”, antypolską i w tym tkwi zagadka naszego marnego położenia. Kraj opanowany przez służby posłuszne obcym służbom jest skazany na biedę z nędzą połączoną z kpiną, czego doświadczamy na co dzień. Chciałbym chociaż tyle napisać, że w porównaniu z PRL dziś i tak nie jest tak źle, ale obawiam się, że jest znacznie gorzej. Wczoraj, a może przedwczoraj, biegając po kanałach trafiłem na TV Historia i film dokumentalny o tragedii ruskiego samolotu latającego w polskich liniach pod nazwą „Kościuszko”. Nie sprawdzałem w jakim czasie powstał ten film, ale mam wrażenie, że przed Smoleńskiem. Wiecie Szanowni Rodacy, jaka była ostatnia scena tego obrazu? Stary peerelowski profesor stwierdza: „To, że w Polsce latają jeszcze Tu-154M z tymi samymi silnikami, co w Ił-62M jest zbrodnią”. Wykrakał? Po tragedii „Kościuszki” peerelowskie władze i peerelowskie „Macieje Laski” w komisji badania wypadków lotniczych miały odwagę powiedzieć prawdę, że to nie „durni piloci”, którzy nie odróżniają wskaźników w samolocie, ale ruska „technologia” zabiła ponad 170 ludzi. Mało tego, inżynierowie pokazali, że radzieccy mordercy wyjęli z łożyska co drugi wałek, jak w jakimś ukraińskim rowerze, żeby się lepiej obracało. Dalej nie koniec. Peerelowski rząd, peerelowscy ministrowie i peerelowscy sekretarze zerwali umowy z radzieckim producentem i zamówili imperialistyczne Boeingi z USA. Tym wszystkim zarządzała socjalistyczna bezpieka, całkowicie podległa KGB.

W świetle historycznych i współczesnych faktów dramatycznie przygnębiające pytanie brzmi następująco: „Gdzie jesteśmy?”. Potrafiłbym odpowiedzieć bez zająknięcia, ale nie mam skłonności sadystycznych i powiem tylko tyle, że jesteśmy między bezpieką: ruską, niemiecką, amerykańską i izraelską. Jeśli zdarzy się cud i coś działa na naszą polska korzyść to jest wynikiem tylko i wyłącznie sprzecznych interesów służb specjalnych wymienionych i pominiętych państw. Każda dyskusja o naszym marnym losie i „bulwersujących opinię publiczną zdarzeniach”, jak choćby defraudacja ostatnich dóbr narodowych schowanych w kopalniach i lasach, ma niewiele sensu, bo okradani pukają się w czoło słysząc o przyczynie swojej biedy z nędzą. Czemuś biedny? Boś głupi! A czemuś głupi? Boś biedny! Wstyd się odezwać i głośno wypowiedzieć prawdziwą przyczynę wszelkiego nieszczęścia, bo dla takich nosicieli niewygodnej prawdy „bezpieka” przygotowała sowity poczęstunek, po którym trzem pokoleniom niewolników będzie się odbijać wodą i suchym chlebem.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.274546
Average: 5.3(11 votes)

26 lutego w SO w Legnicy apelacja karna, a potem jeszcze dwa pozwy i prokuratura

$
0
0

Dziś robię małe resume procesowe, bo nazbierało się sporo wokand i przesłuchań. Równo miesiąc pozostał do prawomocnego rozstrzygnięcia w sprawie z art. 212 i 216 kk, Matka Kurka vs Jerzy Owsiak i WOŚP. Piszę o prawomocnym wyroku, bo nie spodziewam się, aby Sąd Okręgowy w Legnicy po całej serii kompromitujących zachowań oskarżycieli prywatnych wśród, których znajdziemy łamanie i lekceważenie prawa, wywrócił do góry nogami wyrok Sądu Rejonowego w Złotoryi. Dla mnie ten dzień będzie ważny z zupełnie innego powodu niż się może wydawać. Zgodnie z publicznie złożoną obietnicą potrzebuję prawomocnego rozstrzygnięcia w tej sprawie, aby uruchomić szereg działań prawnych zmierzających do ukazania całej „szlachetnej” i „bezinteresownej” działalności prezesa „Złotego Melona” i właściciela „Jasnej Sprawy”. Naturalnie nie będę ułatwiał zadania Owsiakowi i nie powiem, jakie konkretne kroki zostaną podjęte, ale kierunek zdradzę. Przy pomocy kilku instytucji i pism prawnych, zamierzam doprowadzić do realizacji zarządzeń Sądu Rejonowego w Złotoryi dotyczących ksiąg rachunkowych „Złotego Melona” i Fundacji WOŚP. Skóry na niedźwiedziu nie dzielę, ponieważ losy procesowe jeszcze mogą się różnie potoczyć, niemniej sam wyrok Sądu Okręgowego w Legnicy interesuje mnie tylko i wyłącznie, jako zwolnienie blokady. Dlaczego czekam i nie zdecydowałem się na równoległe działania? Niestety taki błąd swego czasu popełniłem i usłyszałem od prokuratury w Złotoryi, że Jerzy Owsiak będąc świadkiem we własnej sprawie miał prawo składać fałszywe zeznania w ramach obrony, a poza wszystkim prokuratura nie może wszcząć postępowania, bo proces nie zakończył się prawomocnym wyrokiem. Nie chce mi się tego kuriozum komentować, a przytoczyłem jedynie po to, żeby pokazać jak trudno w Polsce wyegzekwować prawnie najbardziej oczywiste decyzje.

Z drugiej strony nie mogę narzekać na brak zajęć o co postarał się sam Owsiak i jego pomagierzy. W środę będę składał zeznania, jako pokrzywdzony, na komendzie policji w Chojnowie. Chodzi o prymitywną, wymierzoną nie tylko we mnie, ale i w moich bliskich, akcję „tajemniczej fundacji”, która polegała na wysłaniu 122 anonimów w oddzielnych kopertach. W środku znajdowały się listy pisane przez osoby zwracające się o pomoc do „tajemniczej fundacji”. Dodatkowo do każdego listu „tajemnicza fundacja” dołączyła anonimowe pismo przewodnie, gdzie prosi o wsparcie nie wiadomo kogo i w jaki sposób. Podobne szantaże emocjonalne i nękanie przeżywało kilku krytyków Owsiaka, ale ja nie pozwolę szantażować siebie i mojej rodziny człowiekowi, który sowimi działaniami sięgnął dna. Powiadomiłem prokuraturę i pan prezes razem ze swoimi pomagierami będą mieli do czynienia z art. 190a kk, czyli tak ukochanym przez lewicowe środowiska „stalkingiem”. W tym samym Sądzie Okręgowym tyle, że w I Wydziale Cywilnym, leżą jeszcze dwa pozwy autorstwa mecenasa Jacka Zagajewskiego. Pierwszy został przeniesiony z Warszawy i dotyczy rzekomego naruszenia dóbr osobistych Fundacji WOŚP. Złożyłem odpowiedź i domagam się oddalenia pozwu z przyczyn oczywistych, choćby takich jak uniewinnienie w sądzie karnym. Drugi to pozew Radosława Iwickiego vel rineo, dla odmiany przeniesiony z Wrocławia. Zagajewski uwielbia na wstępie przegrać potyczkę na polu „miejscowa właściwość sądu”, takie ma hobby. Prostackie zabiegi powtórzył trzy razy i cztery różne sądy (dodatkowo apelacyjny w Warszawie) wyśmiały mecenasa.

I a propos śmiechu, pozew Iwickiego vel rineo to prawdziwy kabaret, z udziałem gorliwego propagandysty WOŚP i Owsiaka. Zagajewski użył Radka jak parasola i grzechotkę odwracającą uwagę od kluczowych spraw, które kolejno i spektakularnie przegrywa, a Radek za parę zdjęć na stronie WOŚP, parę godzin spędzonych w TVP i uścisk kierownika, dał się przerobić na procesowe mięso armatnie. Iwicki vel rineo, będąc osobą publiczną i to w kilku wymiarach, jako podmiot indywidualny i fachowo nazwana „szczegółowa część większej całości” poczuł się urażony opublikowaniem jego imienia, nazwiska i ogólnie odstępnych zdjęć. Jednocześnie przypomnę albo też uświadomię, że ten człowiek pomimo prawomocnych wyroków i udostępnionych dokumentów wielokrotnie zniesławił mnie i pomówił: o stalking, zaniżanie dochodów, nieterminowe wykonanie decyzji GIODO i inne przestępstwa, których nie popełniłem. Sąd w Legnicy na wstępie postawił Iwickiego i Zagajewskiego do pionu, zobowiązując pełnomocnika do profesjonalnego sporządzenia pozwu, ale to dopiero początek pośmiewiska, jakie sobie panowie zafundowali. W związku z kabaretowym charterem pozwu nawet nie zapoznałem się z aktami sprawy, bo mi się po prostu głupotami nie chce zajmować. Po uprawomocnieniu wyroków w sprawie WOŚP i Owsiaka, pan Iwicki hurtem stanie przed karnym i cywilnym sądem, gdzie odpowie za swoje podłości. Na razie to wszystkie wiadomości z frontu i napisałem to małe podsumowanie również dlatego, żeby pokazać, jak działają nietykalni, którzy w tej chwili walczą o życie. Wszystkie chwyty dozwolone, każda małość i śmieszność wyniesiona do rangi: „ratujemy biedne dzieci”. Karierowicze bez żadnych hamulców, jacy idole, tacy fani i mecenasi.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(9 votes)

Hoess to wielki Niemiec, który walczył z nazizmem o tolerancję!

$
0
0

Ostrzegam wszystkich, którym się wydaje, że w tytule jest zawarta tania sensacja podkręcająca emocje i oglądalność, bo zaledwie 30 lat temu kłamstwo „polski obóz koncentracyjny” nie robiło takiej kariery i nie było tak bezczelnie wciskane w „opiniotwórczych” dziennikach zachodnich. Trzeba być naprawdę naiwnym, aby wierzyć w przypadek, czy też w ciekawy zbieg okoliczności związany z wizytą wnuka Rudolfa Hessa w niemieckim obozie Auschwitz. Co więcej słusznie zbulwersowani i po prostu wkurzeni Polacy nie potrafią połączyć kilku prostych faktów, bo tak działa agresywna propaganda ideologiczna. Od rana czytam, że jest skandalem to, co wyczynia polski rząd, zapominając o zaproszeniu dla żyjącej córki rotmistrza Pileckiego, gdy w tym samym czasie pomyślano o zaproszeniu dla Rainera Hoessa. Owszem jest skandalem, ale kto zrozumiał mechanizm, który do skandalu doprowadził? Trudno się nie zgodzić i właściwie można w ciemno przyjąć, że brak zaproszenia dla córki Pileckiego wiąże się przede wszystkim z ignorancją, o czym świadczy choćby to, że niejaki pan Nitras po ogłoszeniu w TVN24 „niezręczności”, zaczął się nerwowo rozpytywać kim są krewni rotmistrza i gdzie ich szukać. Identycznie musiałoby być w przypadku Rainera Hossa, bo nikt mi nie wmówi, że przyjaciółki Kopacz, czy niedouczeni karierowicze w gatunku Nitrasa mają choćby blade pojęcie o istnieniu kogoś takiego, jak wnuk Rudolfa Hossa. Zatem co się takiego stało, że wnuk oprawcy znalazł się na liście gości, natomiast o córkę bohatera upomniała się dopiero „prawicowa prasa? To proste. Rainera Hoessa ktoś na liście zaproszeń umieścił, ktoś wiedział, że istnieje taki „fenomenalny człowiek” i komuś zależało na jego obecności. Tym kimś jest Republika Federalna Niemiec, która konsekwentnie pisze nową historię II Wojny Światowej i miedzy innymi dlatego tak Niemcom łatwo idzie, że Polska robi, co się jej podsunie w obcym interesie. Polska ma takie władze i „narracje”, że tylko idiota nie sięgnąłby po łatwy łup.

Z niedorzecznym neologizmem „naziści” świat już dawno się oswoił, „polskie obozy” zatwierdziły polskie sądy, ale Niemcom została jeszcze jedna robota do wykonania. Z niemiecką zbrodnią ludobójstwa wiążą się nie tylko fakty i miejsca, ale chyba najtrudniejsze do wymazania niemieckie nazwiska. Wszystko idzie „naszym zachodnim sąsiadom” w najlepszym kierunku i mocnym tempie, jednak wystarczy nieopatrznie wspomnieć, że naziści nazywali się: Hitler, Goering, Goebbels, Bormann, Hess i wtedy pojawia się nieprzyjemny zapaszek w salonie. Cóż robić? Dokładnie to samo, co 30 lat temu w sprawie „polskich obozów”. Najpierw powoli i ostrożnie buduje się „szerszy kontekst”. Przepraszamy, przepraszamy, naturalnie chodziło o geografię nie odpowiedzialność za zbrodnie. Jasne, jasne, nazizm narodził się Niemczech… hitlerowskich, ale nie wszyscy Niemcy byli tacy, Niemcy też tracili życie w obronie demokracji. I tak przez 30 lat zbudowano nowe nawyki i „prawdy historyczne”. Warto przypomnieć, że działo się to w czasach, gdy matura coś znaczyła, studia nie były fabryką ćwierćinteligentów, no i przede wszystkim żyło miliony świadków, którzy pamiętali, że „naziści” z niemieckimi owczarkami przy nodze, krzyczeli: „raus” i „hende ho”. Dziś jest o wiele łatwiej, świadkowie odchodzą, idiotów przepuszczonych przez „system edukacji” przybywa.

Przeformatowanie świadomej zbiorowości w takich warunkach jest kwestią góra 10 lat, może nawet mniej. I co się stanie, gdy proces się zakończy? Kolejny cud, stada wychowane w kulturze skrótów i makaronizmów stukanych jednym palcem, będą kojarzyć nazwisko Hoess z niemieckim działaczem, który bronił Żydów przed powrotem do „polskich obozów koncentracyjnych”. Nieważne jaki Hoess, Rainer, czy Rudolf, po prostu Hoess, fajny facet, żaden rasista. Tą samą techniką z Hitlera zrobi się błazna z YouTube, który krzyczy coś w bunkrze, z Goeringa podniebnego „geja” i tak dalej, i tak dalej. Ta pozornie czarna wizja, jest metodologicznym, zakrojonym na szeroką skalę i wspartym olbrzymią kasą przedsięwzięciem ideologiczno-historycznym, gdzie nie ma cienia przypadku. Buduje się wirtualnych bohaterów i wymazuje tych realnych.

Dziś przed przemówieniem Komorowskiego w Auschwitz powitano Żydów i …. Romów. Jednego słowa o Polakach, którym ten obóz za sprawą Niemców i przyzwoleniem Ruskich bolszewików wybudowano. Cudem jest, że sam Komorowski odezwał się, jak na niego więcej niż przyzwoicie, wspominając o Katyniu i pierwotnym przeznaczeniu Auschwitz. Doszło do cudu, bo Komorowskiemu za 4 miesiące będą potrzebne głosy, a po 5 miesiącach odda ostanie drzewo, fabrykę i kamienicę pierwszemu Żydowi, Niemcowi albo Iwanowi, który zaproponuje ciekawy barter. Metodologia ogłupiania mas jest jedna dla każdego narodu potrafiącego o siebie zadbać. Żydzi co do milimetra powielają goebbelsowską, stalinowską i współczesną propagandę, pokazując w „artystycznych” filmach żydowskich bandytów, w rodzaju, nie żadnej Wolińskiej, tylko Fajgi Mindla, w roli ofiar polskiego katolicyzmu. Czas łączyć fakty i techniki, bo oburzać się jest niezwykle łatwo. Gdy napisałem, że wszelkie słowa krzyczące w naszym imieniu, trzeba podchwytywać i nagłaśniać, bez względu na autorstwo, to usłyszałem, że w „Wikipedii napisali”… i nam nie wolno tak jak im, my musimy być obiektywni. Innymi słowy bierzmy w dupę, a równo, resztę za nas zrobią potomkowie Hoessa, Mindle i Rokossowskiego. Oburzenie to łatwizna, Polsce potrzeba metodologii i konsekwencji niemieckiej, a jeszcze lepiej żydowskiej.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(5 votes)

Rosja Radziecka sierpem i młotem wyprodukowała „narodowców” jak „mrówków”

$
0
0

Cuda, Panie, cuda. W Grecji powstała „egzotyczna” koalicja złożona z lewicowych populistów i neonazistów, jak się zwykło nazywać narodowców w języku nowoczesnej Europy. We Francji Marine Le Pen jakoś nie budzi większych obaw związanych z powrotem faszyzmu. W Polsce już niemal oficjalnie mówi się o finansowaniu przez ruskie służby rozmaitych przedsięwzięć „narodowych”, jak choćby kresy.pl i inne wynalazki medialne lub informatyczne. A mnie nic nie dziwi z tego zestawu osobliwości i jeśli miałbym wybrać coś najmniej zadziwiającego, to właśnie koalicję greckich komunistów z greckimi nacjonalistami, bo to wizytówka roboty radzieckiej. W Europie partie narodowe i inne kanapy, które walczą z „kołchozem europejskim” dziwnym trafem idą jednym „szagiem” z głównym nurtem moskiewskiej propagandy. Za każdym razem działania radzieckich aktywistów przypominają klasykę KGB, czyli grę na dwóch fortepianach. W Polsce niedouczonym i podnieconym „endekom” wytłumaczono, że w związku z Wołyniem nie było Katynia. Jak prymitywny jest to poziom prania mózgu widać gołym okiem, ale po co to zmieniać skoro działa. Bierze się paru aktywistów najczęściej związanych z byłym Układem Warszawskim, w pierwszym do trzeciego pokolenia, i tworzy „organizacje patriotyczne”. Na sztandarach mamy w zasadzie prawdę, bo przecież nikt zdrowy na głowę nie zaprzeczy, że rzeź wołyńska miała miejsce i co więcej było to wyjątkowe zezwierzęcenie. Wystarczająca dawka prowokacji, aby pobudzić skrajne emocje i już po chwili mamy „narrację” jak marzenie. Niech zdychają zabójcy polskich patriotów w Dombasie, gdy Ruscy będą odzyskiwać republikę, po republice. Teraz wystarczy dodać, że Putin walczy z międzynarodowym żydostwem i mamy wierną Rosji Radzieckiej partię „endecką” wraz ze zwolennikami. Czego się zatem w tym wszystkim czepiam? Wytłumaczę, nie licząc specjalnie na zrozumienie „narodowców”.

Jako zadeklarowany „antysemita” i spiskowiec, który otwartym tekstem głosi, że Żydzi przy pomocy brutalnych środków rządzą światem i to na kilku płaszczyznach: finanse, media, ideologia, jakoś nie mogę nie dostrzec, że wokół Putina siedzi Żyd przy Żydzie. Gazprom i inne wielkie biznesy radzieckie to monopole zarządzane przez Żydów. Z tym, że tamtejsi Żydzi dzielą się na sympatyków Putina, czyli zwolenników łupienia gojów metodą wschodnio-azjatycką, patrz Abramowicz. I na takich, którzy chcieliby zdzierać skórę metodą amerykańską, czy też cywilizowaną, bo europejską. Powinien tę oczywistość dostrzec każdy narodowiec, a już na pewno narodowiec „antysemita”, ale jakoś nie dostrzega. Podobnie, jak jest ślepy na to, że pod zaborami, w Katyniu i w czasie „wyzwolenia” nasi kochani „rosyjscy bracia” może nie rżnęli piłą, ale strzelali w tył głowy, katowali w piwnicach, gwałcili dzieci, żony, matki i babcie. Cóż się takiego dzieje, że zbrodnią wołyńską i „antysemityzmem” Putinowi udało się w Polsce zbudować Ruch Narodowy i mam na myśli wszystkie jego przejawy, nie konkretną nazwę partii, która zaraz i tak się zmieni. Pieniądze, sława, władza! Tak brzmi najprostsza odpowiedź. Ruscy płacą i ruscy wymagają i jest im wszystko jedno, czy wrogów Rosji Radzieckiej będzie się przerzucać na kupę spychaczem kołchozowym, czy „narodowym” tudzież „konserwatywno-liberalnym” buldożerem. Wszystkim, którzy chcą na rzecz Wielkiej Rusi orać w pocie czoła, car, jaki by nie był podrzuci wódki, pagonów i czego jeszcze w rozsądnych ilościach potrzebują.

Identycznie działa to w Grecji, Francji i w każdym innym kraju, gdzie KGB robi swoje. Wystarczy zwerbować i opłacić setkę i to tak na wyrost podaję wartość, by ta setka interesownie ogłupiła setki tysięcy, a bywa, że miliony, bezinteresownych. Wprowadzony podział na płatnych i bezpłatnych jest konieczny, bo straszne bzdury wypisują poniektórzy, twierdząc, że każdy komentarz prorosyjski jest zapłacony. Ruscy musieliby upaść na głowę, żeby tak bezsensownie szastać pieniędzmi. Zapłacić wystarczy dowódcom, za którymi pójdzie mięso armatnie i z własnej woli, z głęboką wiarą, będzie działać na rzecz wolnej…. tu wpisać dowolną nazwę kraju, na przykład Polskę. Cała operacja nie byłaby możliwa, gdyby Rosja Radziecka działała tylko na marginesie narodów, tworząc partyjki niezdolne do wzbudzenia jakiegokolwiek zainteresowania. Niestety Rosja Radziecka produkuje kanapy, przy pomocy „salonów” i stąd to „niezrozumiałe” zapraszanie „endeków” do „lewicowo-liberalnych” telewizji. Stąd też poparcie ze strony najpopularniejszych w kraju i na świecie pożytecznych idiotów w rodzaju towarzysza Wajdy, czy pana Obelixa. Morał? Koalicje komunistów z narodowcami w strefie politycznych wpływów Moskwy to naturalna komitywa radziecka.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(2 votes)

Tournee po polskich placówkach zdrowia – ja przeżyłem, ale ofiary będą na pewno

$
0
0

Wczoraj cała ekipa rządząca i jednostki tworzące maszynkę do głosowania otrzymały z centrum propagandowego nowy sms: „badania dotyczące poziomu świadczonych usług medycznych, w których Polska znajduje się za Albanią, zostały zrobione przez niewiarygodną firmę szwedzką”. I poszło wyjaśnienie we wszystkich kanałach i zostało wydrukowane na wszystkich stronach, ale jakoś bez szyderstwa, że „spiskowcy z PO” i bez pytania „gdzie są dowody”. Firma szwedzka, jak każda firma siedząca w kieszeni koncernów farmaceutycznych, rzeczywiście jest całkowicie niewiarygodna, problem propagandzistów władzy polega jednak na tym, że oni zbadali odczucia pacjentów, nie poziom zażywania suplementów. Korzystając z okazji też się podzielę wrażeniami. Jakoś tak się złożyło, że rodzinnie trafiliśmy do specjalistów i od razu powiem, że mnie ominęły czynności wstępne. Moja lepsza połowa i córka, poszły do lekarza pierwszego kontaktu i udało im się wyrwać skierowania dla mnie i córki. Dziwne prawda? Nie wiem, jak Czytelnikom, ale mnie się ta sytuacja kojarzy z anegdotyczną wizytą mojego dziadka u okulisty, który poszedł do pani doktor i zaczął tłumaczyć, czego babcia nie widzi, a co się udaje babci dostrzec. W skrócie rzecz ujmując dziadek metodą opisową usiłował dobrać okulary babci i… udało mu się. Pani doktór, bodaj za tuzin jaj i kaczkę, wypisała receptę, bazując na informacjach dziadka. W moim przypadku było inaczej, mama załatwiła tacie i córce wizytę u okulisty i dermatologa. Po prostu weszła i powiedziała, że mąż w starych okularach źle widzi, z kolei obecna tu córka, jak to w jej wieku, ma drobne kłopoty z cerą. Pani doktor bez jaj i kaczki wypisała skierowania. Zapytała wprawdzie dlaczego męża nie ma, ale gdy usłyszała, że pracuje, bez słowa komentarza sięgnęła po długopis i sporządziła potrzebne kwity.

Nas, Polaków, ten wstęp do terapii w polskiej służbie zdrowia pomimo całej paranoi, na pewno nie zdziwi, ale już Litwini i Albańczycy mieliby poważny problem ze zrozumieniem o co tu w ogóle chodzi? Nastolatka, która ma w domu lustro, musi się pokazać pani doktor, żeby usłyszeć: „pójdziesz dziecko do dermatologa”. Czterdziestoletni mężczyzna, który nosił okulary 1,75 dioptrii na oko, musi iść do lekarza od przeziębienia i sensacji żołądkowych, żeby ten mu powiedział: „faktycznie nosi pan okulary, proszę się zgłosić do okulisty”. No i zgłosiłem się, nie powiem bez kolejki i nawet ludzie mówili, żeby wchodzić nie pytając o numerki. Wszedłem i badanie wzroku zaczęło się od” „skierowanie proszę”. Potem spisanie danych z dowodu i założenie karty. Wreszcie pan okulista popatrzył mi w oczy i ustalił, że albo ktoś mi źle dobrał okulary albo oślepłem prawie o dioptrię. Dodatkowo nikt mi nie powiedział, że mam dwie wady wzroku, jedna nie pozwala patrzeć blisko, druga w dal. Zapadł wyrok. Nie pomyliłem się, to nie była diagnoza, ale wyrok w zawieszeniu. Brzmiał: szkła progresywne. Natychmiast się okazało, że NFZ takiego luksusu, jak szkła progresywne nie refunduje, za to uprzejmy pan okulista powiedział, że możemy rozpisać recepty na dwie pary okularów i wtedy mi zrefundują… po 35 zł za szkła, a ja sobie i tak zrobię progresywne, bo u tego optyka na dole tak można. Na dowiedzenia usłyszałem jeszcze, że w zasadzie, wie pan, dwie pary zwykłych i jedne progresywne, prawie na to samo panu wyjdzie.

Pozbierałem pisemne uzasadnienie wyroku i zszedłem piętro niżej do optyka. I teraz proszę, żeby wszyscy z dochodami na minimalnej i średniej krajowej usiedli. Szkła progresywne średnio kosztują 1200 PLN, do tego muszą być jakieś super tytanowe oprawki za kolejne 250, przynajmniej tak mnie poinformowano. Jakby nie patrzeć 1450 zł za całość, czyli jednym brutalnym słowem pensja nauczycielki albo półtora pensji kasjerki hipermarketu. Poprosiłem o alternatywę i wyszło 90 do 260 za komplet szkieł razy dwa, plus dwa razy za oprawki po 100, razem 480 zł. Zamówiłem dwa razy po 90 i poprosiłem o wprawienie szkieł do czytania do starych „patrzałek”. Wyszło ponad 400, bo coś tam trzeba było przerobić, ale według zapewnień fachowca mam widzieć. Zanim przejdę do sedna gorzkich żalów, jeszcze jedno zdanie o wizycie córki u dermatologa. Znów zaskoczę brakiem kolejki, przychodzimy i natychmiast mama z córką wchodzą do gabinetu. Potem się dowiedziałem, że pani doktor, pukając się w czoło, mówiła o nowym systemie skierowań, bo okazuje się, że pacjent, który ma na przykład trądzik i tak zwaną „basenówkę”, co jest bardzo częste u młodych pacjentów, musi mieć nie jedno skierowanie do dermatologa, tylko dwa skierowania na konkretne schorzenie. Tyle praktyki i doświadczenia, a wnioski są dość bolesne.

Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć po, co aferzyści z PO wprowadzili „reformę”. Czysty idiotyzm służy tylko i wyłącznie temu, aby zrazić ludzi i zmusić do prywatnych wizyt. W sumie mogę się zgodzić, że te 70 zł za wizytę u okulisty, czy dermatologa da się przeżyć i sam bym przeżył, ale wielu nie przeżyje. Najbardziej przygnębiający widok w przychodni, to starsi ludzie tacy przed i po sześćdziesiątce, którym najpierw Polska Ludowa i III RP zgotowała ten los. Ubrani w kurtki i płaszcze, które pamiętaj ą jeszcze „okrągły stół”, po usłyszeniu wyroku u optyka mogą od razu się udać do kardiochirurga. Ludzie walczący o przeżycie, za te swoje 1300 emerytury plują na telewizor, gdy słyszą o „prywatyzacji” i „reformie”. To ich sprywatyzowano i zreformowano do poziomu nędzarzy, jednocześnie wykpiono i poniżono. To im się z ekranu mówi, że są roszczeniowi i rodem z PRL, do nich się ciska frustracją, zgorzknieniem i ciemnogrodem, bo przecież mogli zostać menadżerami i za 1,5 miliona pisać instrukcje otwierania stadionowego dachu. Zapraszam wszystkich reformatorów służby zdrowia i geniuszy porównujących weterynarię z medycyną do przychodni. Sprawdźcie o czym bredzicie, zanim znów zaczniecie bredzić. 70% pacjentów, to ludzie, którzy w patologii PRL bis nie myślą o takich fanaberiach, jak okulary progresywne, ale modlą się, żeby połowę recepty wykupić za jałmużnę, którą po 40 latach pracy dostają. I to nie koniec dramatu, bo trzeba pamiętać, że Ci z emerytura 1300 są szczęśliwcami, za 20 lat po „reformie emerytalnej”, służba zdrowia będzie się zajmować tylko operacjami plastycznymi dla żon menedżerów i wypisywaniem aktów zgonu emerytom z dochodami 550 zł.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(7 votes)

Wszystkie ręce na pokład Bronka Komorowskiego

$
0
0

Nie ma już żadnych wątpliwości, obrazy z ekranu są tak wymowne, że wystarczy parę zdań, aby nie tyle zdemaskować, co podsumować najnowszy projekt „salonu”. Komorowski ma ponownie zostać prezydentem, ale koniecznie w I turze wyborów. Przygotowano w tym celu kilka umów i będę się upierał, że pierwsza to zgoda Komorowskiego na przewał PSL w wyborach samorządowych. Ceną za ten wielkopański gest będzie poparcie PSL dla Komorowskiego albo wystawienie jakiegoś Jakubasa. Ostateczna decyzja dawno zostałaby podjęta, ale z powodu wewnętrznych rozgrywek w PSL, Piechociński musi udawać, że jest liderem inaczej wymieni go Pawlak albo Kalinowski. Komorowski nie czeka na gotowe i poprzez sztuczki księgowe pomaga PSL-owi podjąć właściwą decyzję. Mało kogo to zainteresowało, ale partia „chłopska” ma poważne problemy z rozliczeniem kampanii w PKW, które jak wiadomo wybrał sobie Bronek. Podobne kłopoty spotkały KNP, ale to chyba tak na wszelki wypadek, bo wcześniej murzyna Korwina, który zrobił swoje i zaczął nabierać apetytu, wykończono razem z partią przy pomocy nieślubnych dzieci. Zatem PSL odhaczamy jak zaplecze Komorowskiego. Co tam dalej mamy? Ano szmaciarza, którego nazwiska nie wymienię. Jego rola jest praktycznie żadna, co było widać po pierwszym spocie, w którym szmaciarz mówi wprost, że kocha Bronka. Jakieś 2 do 3% lewackiej ciżby pójdzie za bimbrownikiem i tyle satysfakcji dla marginalnego elektoratu i kandydata. Gorzej, że łajza biłgorajska będzie się skupiać na zachwalaniu gajowego z pozycji antyklerykała, bo nie wiedzieć czemu przez sporą cześć wyborców Komorowski jest postrzegany jako katolicki konserwatysta. Takimi zagrywkami „centroprawica” będzie przeciągana na właściwą stronę.

Z grubsza mamy pionki ułożone. Pomijam wszelki plankton typu Kowalski z RN, Krzysiek Grodzka z nie wiadomo skąd i Nowicka, też jakoś z boku. Po takim odsianiu pozostają dwie figury. Zacznę od Magdaleny Ogórek, z która wiązałem pewne nadzieje, ale bardzo szybko się okazało, że „salon”, jak w każdy przypadku niesubordynacji, zgnoił pomysł wałczącego o życie Millera razem z realizatorką. Mieliśmy prezydenta pianego w trzy dupy, wplątanego w rozmaite szemrane biznesy, okłamującego Polaków wielokrotnie i na każdy temat, od wykształcenia, aż po sowiecką agenturą. No i co? No i włos mu z… głowy nie spadł, dlatego z politowaniem patrzę na te wszystkie afery pod tytułem: „nie była pracownicą kancelarii, tylko stażystką”, „jej mąż po pijaku…”, „ona zwierzchnikiem sił zbrojnych?”. Nie pasuje babina do układanki, stąd bez ceregieli dostaje po tyłku. Jeśli się pani Magda opamięta, za chwilę wróci do łask i będzie mogła niczym Roman Giertych opowiadać o rozmaitych prawicowych zagrożeniach. Sadzę, że się opamięta, bo akcja jest przeprowadzana z taką brutalnością, że dalszy sprzeciw mógł zabić nie tylko panią Ogórek, ale kilkunastu innych, którzy bez „salonu” nie istnieją.

Pozostaje Andrzej Duda, jako jedyne zagrożenie dla Komorowskiego i nie mam na myśli zwycięstwa, co raczej nie jest możliwe, myślę oczywiście o II turze. Z tym kandydatem rzeczywistość RPIII obchodzi się klasycznie. Na wstępnie Duda osiąga w sondażach wynik na poziomie jakiegoś aktora albo świeżo powstające partii złożonej ze znanych ministrów. Później dodano „brak rozpoznawalności” i mylenie z Piotrem Dudą. Do kompletu wystarczy dołożyć piętno, że to taki sam „Kaczor”, parę prowokacji smoleńskich i na koniec oburzenie, że PiS bierze 17 milionów kredytu na kampanię. Tak się sprawy przedstawiają i pora wyjaśnić skąd ta pilna potrzeba wygranej w I turze. Powody widzę dwa, to znaczy dwa istotne, bo pewnie znalazłoby się więcej. Pierwsze to pokazanie nowego i absolutnego lidera „nowoczesnej prawicy”, żeby tradycji stało się zadość. Był niezastąpiony Mazowiecki, potem Buzek, Tusk i teraz będzie Komorowski. Drugim powodem jest strach przez utratą miażdżącej przewagi sondażowej, co może i zapewne przełożyłoby się na wybory parlamentarne, ale też w II turze różne rzeczy mogą się dziać. Tylko z tych dó1)ch powodów „salon” świadomy stawki ryzyka staje na głowie, aby „Nasz Bronek” wygrał za pierwszym podejściem i to najlepiej z przewagą na poziomie CBOS.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(3 votes)

Skandal! Pomylili hieny!

$
0
0

Puzzli nie cierpię, ale złożone problemy kocham. Wtajemniczeni, emeryci i takie nieroby, jak ja, wiedzą o co chodzi po kilku tytułowanych słowach. Zapracowanym przybliżę najnowsze wydarzenie, którym żyje brać dziennikarska. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, czyli jedyna środowiskowa organizacja w Polsce, którą zarządzają „niepokorni”, wydało coroczny werdykt w antykonkursie „Hiena Roku”. Tegorocznymi laureatami ex aequo zostali: Wojciech Czuchnowski i Piotr Stasiński. No i w czym problem chciałoby się głośno krzyczeć? Można się kłócić i dopatrywać niesprawiedliwości, bo jest z kogo wybierać, choćby pierwsza z brzegu Kublik, czy Sobieniowski nadawaliby się idealnie, ale nie w tym rzecz. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich nie wybrało źle, gorzej, że dało ciała przy uzasadnieniu. „Hienę Roku” przyznano funkcjonariuszom GW za brak solidarności i kpienie z dziennikarzy „niepokornych”, którym rozmaite instytucje i dziwni ludzie uniemożliwili pracę i co więcej poszczuli policją, tudzież ochroną. Czuchnowski to taki Sobieniowski i Lis razem wzięci, ale akurat ze szczuciem dziennikarzy, relacjonujących protest w PKW nie miał nic wspólnego, przeciwnie dwa razy stanął w obronie kolegów po fachu. Pierwszy raz właśnie w sprawie PKW, a drugi raz, nie uwierzycie Państwo, po skandalicznym i dresiarskim zachowaniu Owsiaka, który kazał wyrzucić z konferencji Michała Rachonia. Radykałowie powiedzą, że nie ma większego problemu, przecież Czuchnowski za całokształt powinien dostać „Hienę Roku”. Sam jestem radykałem i zgodzę się, że za całokształt tak, ale nie za coś, czego nie zrobił. Nagradzanie i karanie za czyny nie popełnione to czysty komunizm, dlatego mojej zgodny na takie niechlujstwo nie ma.

Dotąd siedziałem cicho i nadal nie zamierzam głośno krzyczeć na „niepokornych”, bo nie dam się wciągnąć do wora, w którym siedzą eksperci „wszystko jedno”. Ci fachowcy twierdzą, że „niepokorni”, czy Czerska z Wiertniczą, to wszystko jedno. Zdecydowanie nie wszystko jedno i to z bardzo prostej przyczyny. Jedni zarabiają na lewicowości, drudzy na prawicowości, co jest normalne, tak powinno być. Bieda siedzi gdzie indziej i to jest właśnie punkt wspólny środowiska. Miałem do czynienia z kilkunastoma dziennikarzami i tylko dwóch mnie zawstydziło, a jeden tak bardzo, że wymienię Jego nazwisko, to Bogdan Zalewski. Ów fenomen dziennikarstwa przystępując do wywiadu wiedział więcej o historii, kulturze i religiach opisanych w powieści „Berek” niż sam autor. I proszę mi wierzyć, że tacy dziennikarze i takie wywiady w realiach RPIII są czymś wyjątkowym. Pozostali mistrzowie pióra i klawiatury cechują się niebywałym niechlujstwem, które z jednej strony wynika z pogoni za newsem, o czym bardzo uczciwie mówił Łukasz Warzecha, ale z drugiej jest zwykłym intelektualnym lenistwem. Panowie z SDP polecieli skrótem ideologicznym, skoro Czucznowski to na pewno szczuł na Rachonia. No, nie, sam się dziwię, jednak nie szczuł tylko bronił. Niechlujstwo i schemat ideologiczny jest przekleństwem „środowiska” i tutaj rzeczywiście wszystko jedno kto jest kim.

Klepanie w klawiaturę na oślep to nic innego, jak kpina z Czytelnika, innymi słowy dyskwalifikacja i wyrok dla każdego piszącego. Rozumiem, że jeden się mógł machnąć, ale całe Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich? Wszyscy nie wiedzieli, co jest grane i nie kojarzyli najbardziej oczywistych faktów? Niestety w takiej sytuacji wypadałoby, skądinąd zwykłego funkcjonariusza, nie dziennikarza, przeprosić i nie za niewinność, tylko za własną ignorancję i lenistwo intelektualne. Nigdy nie lubiłem tandety i dla tandety nie mam litości, dodatkowo nabrałem pokory po pięciu wokandach i następnych czekających w kolejce. Pokora nie polega na strachu, ograniczaniu swobody wypowiedzi, ale na dbałości o jakość w taki sposób, żeby żaden mecenas i sąd nie mieli szans. To działa mniej więcej tak, jak cenzura w PRL, której niepodważalnym skutkiem ubocznym była właśnie jakość słowa. Satyrycy, pisarze, muzycy, omijając cenzurę tworzyli genialne metafory, paralele, porównania, alegorie. Dziś idzie się na rympał, wali prosto z mostu i ani to śmieszne, ani poważne, dodatkowo byle jakie. Wszystkim według zasług i z rzeczowym uzasadnieniem, to jest jedyna sprawiedliwa i sensowna technologia przyznawania kar i nagród, jednocześnie zasrany obowiązek każdego, kto się w przestrzeni publicznej porusza.

PS Mogę się pochwalić i jednocześnie pochwalić Nas? I tak pochwalę. „Berek” ma kolejny dodruk, to już nie są żarty, to są tysiące „Berków” pod strzechami.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(6 votes)

Polityczny dewiant, który do jaj publicznie przyszył sobie cycki, ma prawo do prywatności?!

$
0
0

Sądziłem, że po demaskującym artykule „Wsieci” ze wstydem i podkulonym ogonem wszyscy głosiciele nowoczesności zwiną się w kłębuszek i nastanie błogie milczenie. Co innego można zrobić po tym, jak się potwierdziło, że szkolony przez komsomoł seksualny dewiant Bęgowski, przyprawił sobie cycki dla politycznej i spaczonej psychicznie przyjemności? Wiele w życiu widziałem, ale znów się zdziwiłem, gdy zamiast milczenia podniósł się rwetes nieludzki, tak skrajnie idiotyczny, że czas odpowiedzieć: „niech gwałt się gwałtem odciska”. Ile razy można powtarzać, że zdrowych psychicznie ludzi kompletnie nie interesuje, co sobie Zenek Kowalski z Józefem Nowakiem albo z Mańką Malinowską w wolnym czasie w alkowie odstawiają. Mnie absolutnie powiewa strój lateksowej świnki wiszący w szafie sąsiada, czy też pejcz schowany w pawlaczu kuzynki i nawet mogę podsumować całość powiedzonkiem z podstawówki: „wisi mi to, jak kilo kitu na agrafce”. Jest jednak jedno wielkie ALE, które się pojawia z chwilą uzewnętrznienia zboczeń, nie tylko seksualnych. Towarzysz Bęgowski od czasów wyprowadzenia sztandaru PZPR wiele razy próbował zaistnieć w polityce. Swego czasu startował jako facet z jajami z list SLD i dostał tyle ile Owsiak wyżebrał przy wydatkach NFZ, jednym słowem promil. W polityce Bęgowski był zawsze, ale dopiero po 50 latach życia poczuł, że ma w sobie potencjał Elvisa, Napoleona i Chrystusa. Żadnych z tych marzeń nie udało mu się zrealizować i dlatego do jaj doszył sobie cycki. Tak powstało polityczne, publicznie obnoszone seksualno-medialne sado-macho.

Nie chciałem nic wiedzieć o komsomolskim pożyciu seksualnym dewianta, ale to dewiant i uczestnicy orgii epatowali mnie każdego dnia i przekonywali, że to „normalne”. Widziałem Bęgowskiego przebranego za babę, widziałem Bęgowskiego umalowanego na szpilkach, wiedziałem Bęgowskiego na „paradach równości” i zawsze mi przypominano, że jaja z cyckami to postęp. Czary mary, hokus pokus i nagle tę żabę złowił Wsieci dziennikarski rybak. Wówczas żaba zamieniła się w ropuchę, tak obrzydliwą, że miłośnicy płaza nie byli w stanie znieść widoku, dlatego zaczęli linczować rybaka. Nic z tego, żadna Wasowska nie będzie mi rzucać między oczy długopisem z logo „Ania”. Zapętliliście się zboczeńcy seksualni i intelektualni we własnych dewiacjach. Poszanowanie dla prywatności ekshibicjonisty to są jaja z cyckami, zwłaszcza, że ta sama Wasowska, która dzięki znajomościom unika kaftana, zmieszała z łajnem heteroseksualną Ogórek pytając; „Co to za zwierzchniczka sił zbrojnych?” Przy przerobionym Bęgowskim tego problemu już nie zauważyła. Nieustanna musztra ideologiczna dyktująca w jakiego Światowida masz wierzyć, do jakich bożków się modlić. Najkrócej rzecz ujmując masz być do dyspozycji każdego kretyna, kretynki, stada kretynów, którzy krzykną, że król ma piękne szaty. Reakcja? Żadnej dyskusji, najmniejszej polemiki, wygwizdać, wyśmiać, wystawić środkowy palec.

Słyszałem od tych samych uczestników orgii publicznych i strażników prywatności , że facet mieszkający z matką i kotem nie nadaje się na żadne stanowisko. Ci sami trenerzy poprawności politycznej wmawiają mi i szczują jednocześnie, że nie powinienem się interesować dewiantem, który z przyklejonymi do jaj cyckami mieszka z normalną babą i ją normalnie, prawda, tego. Nie ja, ale wy paranoicy, dewianci, polityczni ekshibicjoniści i medialne usługodawczynie tłumaczcie się ze swojego obłędu. Po to istnieje mityczne życie publiczne, aby pytać, co robi w sejmie i wśród kandydatów na prezydenta RP notoryczny kłamca, zboczony cynik, seksualny paranoik i polityczne sado-macho? Zastraszeni nieboracy, którzy w zaciszu domowym odruchem wymiotnym reagują na serwowane „nowoczesności”, publicznie dają się dyscyplinować przekwitającym gwiazdom medialnym wypełnionym sylikonem. Tak działa produkcja niewolników, bo przecież nie o to chodzi, że zboczeniec jest nagi, chodzi o to, że masz podziwiać szaty króla. O!!! Takiego!!!

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(8 votes)

Czy ktoś wie o co chodzi z „antyradzieckimi” wypowiedziami Grzesia i Bronka?

$
0
0

W nawale informacji rzadko jest okazja wrócić do starych tematów, ale w przypadku „antyradzieckich” wypowiedzi Schetyny stare staje się nowym. Parę tygodni temu znany wrocławski „biznesmen” powiedział, że to Ukraińcy wyzwalali „Auschwitz” i trudno było nie pochwalić tak unikalnej wypowiedzi. Pisząc o tym starałem się zrozumieć motywacje i z ówczesną minimalną wiedzą wyszło mi, że po prostu pan Grzesiek przypomina się politycznie i szykuje na miejsce Ewki premier. Dziś perspektywę mam nieco szerszą, jednak prawdę mówiąc wiedzy wcale nie przybyło i za chwilę będę sobie zgadywał. Nie umiem odpowiedzieć, co kieruje Schetyną, bo tu się naprawdę nic nie klei. Zacznijmy od niepodważalnych faktów. Dziecko wie, że Grzesiek trzyma z Bronkiem, a tan jak widomo siedzi po uszy w ruskich wpływach i żeby nie iść za daleko wystarczy wypowiedzieć trzy magiczne literki WSI. Szybciej uwierzę, że Bęgowski zajdzie w ciążę, niż w to, że Komorowski ma jakieś genialne projekty polityczne, polegające na izolowaniu wpływów radzieckich w Polsce. Tymczasem obaj, oczywiście jak na nich, jadą po tak zwanej bandzie. Po „Auschwitz” wyzwolonym przez Ukraińców, Komorowski wymyślił obchody w zakończenia II Wojny Światowej w Gdańsku i zaraz kolega Grzegorz dorzucił, że czas skończyć z symboliką moskiewską. Schetyna mówi wprost, że Moskwa to beznadziejne miejsce na odtrąbienia końca wojny, skoro tam właśnie zapadły decyzje o początku wojny. Zgadza się, ale jak cholernie trudno uwierzyć w to, co słychać, prawda? No właśnie i to jeszcze nie koniec. To, że sobie jakiś tam polski minister czegokolwiek, cokolwiek w Polsce mówi, nie jest żadnym tematem dla radzieckich partnerów, bo co i jak ma być zrobione i tak przyjdzie w kopercie z Kremla. Minister sobie gada, ludzie radziccy milczą albo śmieją się do rozpuku w sowich gabinetach, jednak nie w przypadku gadania Schetyny.

Dwie wypowiedzi z Polski na zakazany temat, którym jest polityka historyczna Rosji Radzieckiej doczekały się dwóch odpowiedzi i to niebagatelnej rangi. Pierwszy odezwał się Ławrow, ostatnio głos zabrał sekretarz stanu w MSZ Federacji Radzieckiej Grigorij Karasin. Padły bardzo charakterystyczne epitety: „bluźnierstwo”, „hańba” itd. Niedźwiedź się rozsierdził i wykluczam aby Schetyna tak nieostrożnie bawił się w ministra spraw zagranicznych bez błogosławieństwa Komorowskiego, tym bardziej, że na Komorowskiego się powołuje, w dodatku dotyka spraw, z którymi nie ma żartów. O co chodzi? Jeśli nie drażnienie Kremla i wybijanie się na niepodległość są celem tych działań, to co nim jest? Stare „oszołomy” twierdzą, że mamy do czynienia z klasyczną reżyserią, którą w Rosji Radzieckiej zwykło się nazywać maskirowką. Widzimy aktorów i sceny, ale nie wiemy kiedy i z czyich rąk wypali strzelba. Mówiąc po polsku, stare „oszołomy” twierdzą, że Schetyna z Komorowskim „drażnią” Rosję, bo taką właśnie dostali kopertę z Moskwy. Jeśli mam być szczery, jak zwykle, to trochę mi nie leży ta odważna teza i nie do końca rozumiem sens operacji. Z drugiej strony istnieje bardzo mocny argument przemawiający na rzecz powyższego rozwiązania zagadki i jest nim strachliwa lojalność Komorowskiego wobec Moskwy.

Prosta metoda redukcji i wybór jednego z dwóch skrajnych wyjaśnień, które mówią, że Komorowski ze Schetyną: „działają przeciw Rosji Radzieckiej” albo „działają w porozumieniu z Rosją Radziecką”, wskazują, że zwycięskim wyjaśnieniem musi być wariant drugi. Dlaczego Ruscy mieliby się zabawiać w drażnienie samych siebie? Parę powodów by się znalazło i pierwszy z brzegu jest odwieczny – pokazać Polskę, jako niepoważny kraj „rusofobów”. Utrwalić ten wizerunek i wywalić „Polszę” poza strefę wpływów europejskich. Innymi i bardzo groźnymi słowy, gra miałaby polegać na tym, że w finale siedzący przy stole macherzy z Brukseli, czytaj z Berlina, krzyczą pas w takiej oto formie i treści: „A srał pies ten śmieszny kraik, róbcie sobie z nim, co chcecie towarzysze z Moskwy”. Sam się zastanawiam i czytam po trzy razy zdania, które mogą zostać uznane za kupę śmiech lub kupę strachu, w zależności od podejścia. Ciągle jednak powraca ta nietykalna myśl: „przecież wszystko jest możliwe, tylko nie to, że Komorowski ze Schetyną rzeczywiście idą na konfrontację z Moskwą”. Boję się, że nie mam w grze Komorowskiego i Schetyny nic śmiesznego, a za jakiś czas zrobi się śmiertelnie poważnie. W polityce na tym szczeblu ważności i nie chodzi o ważność polityków, tylko celów politycznych, nie ma przypadków. Schetyna i Komorowski tak sobie nie palnęli, co im ślina na język przyniesie, oni grają o dużą stawkę – prawdopodobnie o wszystko.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(5 votes)
Viewing all 1688 articles
Browse latest View live