Quantcast
Channel: Blog użytkownika Matka Kurka
Viewing all 1688 articles
Browse latest View live

Prezesie Owsiak głosujemy?! Blog Roku C11549, Tekst Roku T11774, sms na nr 7122

$
0
0

Przepraszam za taki techniczny tytuł, ale z doświadczenia wiem, że większość Czytelników prosi o wyeksponowanie podstawowych danych, żeby nie szukać kodów i telefonu w tekście. Zasady i dane do głosowania w konkursie Blog Roku 2014 są właściwie takie same, jak w ubiegłych latach, tylko podwójne. Pierwszy raz można było zgłosić zarówno blog, jak i poszczególne teksty. Zgłosiłem swój blog C11549 i tylko jeden artykuł: „Uzasadnienie wyroku: Matka Kurka pisał o faktach, zeznania Owsiaka, Dobiesa i Pilarskiej niewiarygodne” T11774, ponieważ w tej edycji konkursu wszystko podporządkowałem nadrzędnemu celowi. Zgodnie z publicznie złożoną deklaracją konsekwentnie i wszelkimi możliwymi środkami pozbawiam makijażu nietykalną ikonę PRL bis, Jerzego Owsiaka. Uprzedzając dywagacje i zarzuty napisałem wprost, czym się kieruję i tym uczciwym wstępem przejdę do krótkiego uzasadnienia. Czy Internet wygra z TV? To jedno z najczęściej zadawanych pytań, przy wszelkiego rodzaju analizach medialnych, a odpowiedź niestety ciągle ta sama – to się jeszcze okaże. Póki co kiepsko to wygląda, na pierwszym z brzegu przykładzie. Internet huczy na temat kompromitacji Owsiaka i to w każdym zakątku, nawet na portalach głównego nurtu komentarze są bezlitosne. Ale w telewizji pan prezes „Złotego Melona” i właściciel firmy „Jasna Sprawa” nadal fotografuje się z dziećmi i daje wywiady na tle inkubatorów z logo swojego biznesu. Efekt? Jakieś 25% Polaków zapoznało się z prawdziwą historią „filantropa”, reszta żyje w przekonaniu, że łgarstwo serwowane z ekranu ratuje dzieciom życie. Tak działa Telewizja Polska od początku swojego istnienia, czyli od lat 50-tych. Internet i TV to równoległe światy i wcale nie popularna „sieć” jest tworem wirtualnym, tylko telewizja właśnie, gdzie obraz i dźwięk nie mają nic wspólnego z tym, co widać i słychać w Polsce.

Bez względu na ocenę rzeczywistości, najgorszą rzecz jaką w odpowiedzi można zrobić, to milcząc nie robić nic. Jest okazja znów powalczyć o dostęp do informacji, o prawo do nieskrępowanego opisywania faktów, czyli o normalność. Śmiertelnym grzechem zaniechania byłoby nie skorzystać z tej okazji. Dziwna to będzie walka, bo z góry skazana na formalny brak zwycięstwa. Mecenasi wszelkiego rodzaju konkursów systemowych, z paniczną pieczołowitością dbają, aby lury wkładać tylko na nisko pochylone i pokorne głowy. W zeszłym roku organizator konkursu Blog Roku 2013 przed ogłoszeniem jakichkolwiek wyników powiedział wprost, że „antysemita” Matka Kurka będzie wycięty przez filosemitę Jarosława Kuźniara. W głosowaniu sms-owym blog uzyskał ponad 1100 głosów i pobił o kilka długości pozostałe blogi w swojej kategorii, potem przyszedł Jarosław Kuźniar i zameldował wykonanie zadania, poprzez nominacje jakiegoś czegoś, co się w świecie internetowym nawet nie załapało na swoje 5 minut. W aktualnej edycji Kuźniara wymienił Kamili Durczok i jak się łatwo domyślić, zwycięzcy już dawno zostali wybrani, to znaczy wiadomo kim mają być i kim nie mogą być. Ważne jest jednak coś zupełnie innego, a mianowicie pokazanie, że stoimy tu gdzie zawsze i z góry patrzymy na tych, którzy klęczą jak zawsze. Wygraną będzie dysproporcja między oceną i liczbą Czytelników wyrażoną w głosowaniu, a przewidywalnością werdyktu „jury”. Dlatego tradycyjnie proszę o zamknięcie oczu, uszu, zaciśnięcie zębów i wysłanie na nr 7122 dwóch sms-ów. Pierwszy o treści: C11549, drugi: T11774. Koszt 1,23 z VAT x 2. Dziękuję.

PS Panie prezesie Owsiak, mam nadzieję, że nie strzeli pan focha i odda głosy na blog i tekst, który pan, pana pracownicy i zwolennicy czytają najczęściej. Oczywiście dobrze by było wysłać za swoje, nie z puszki.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(8 votes)

Kto i czym „upierdolił” stół Kamila Durczoka?

$
0
0

Uprzedzając histeryczne komentarze, najczęściej prezentowane w rytualnych pakietach: „frustrat atakuje znanych, bo sam nic nie osiągnął”, „to niszczenie człowieka, nie ma twardych dowodów”, „oszołom rżnie kozaka, żeby zarobić na grzebaniu się w brudach", odpowiem krótko. O tym kim jest jeden z „bohaterów” opisany przez tygodnik „Wprost”, w głośnym artykule „Ukryta prawda”, słówkami, półsłówkami, aluzjami i puszczaniem oka, od kilku dni trąbi cała armia dziennikarzy wraz z osobami ze świecznika. Głosy i echa dochodzą zewsząd, z lewa, prawa i ze środka, ale nikt nie miał odwagi napisać otwartym tekstem, kogo skandal dotyczy. W związku z powyższym proszę sobie darować moralizowanie na górnym C. Ten obraz nędzy i rozpaczy nie przedstawia samotnej gwiazdy TVN, która według uzyskanych przeze mnie informacji molestowała i dopuszczała się mobbingu wobec podwładnych, ale jest obrazem polskiego życia publicznego naszpikowanego oportunizmem, tchórzostwem i koniunkturalizmem. A teraz do rzeczy, czy raczej do „Faktów”. Mam potwierdzone informacje, bezpośrednio i pośrednio, że to Kamil Durczok, jeden z szefów programowych TVN, jest kolejnym „nietykalnym”, który ma na sumieniu szereg zachowań dalekich od etyki zawodowej, profesjonalizmu i zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Po licznych doświadczeniach procesowych, w tym karnych, nauczyłem się bardzo wiele i doskonale wiem, w jaki napisać tekst, aby żaden sąd i nawet mecenas Romek Giertych nie był w stanie wydać wyroku. Nie skorzystam z tej wiedzy i pozostaję do pełnej dyspozycji procesowej, ponieważ medialnie namaszczonym bożkom znów się wydaje, że mogą śmiertelnikowi uczynić wszystko, bez żadnych konsekwencji i wyrzutów sumienia.

Każda bezczelność trafia w końcu na pytanie bez odpowiedzi. Kto „upierdolił” stół Kamila Durczoka? O to spytałem stację TVN i TVN24, a później dziennikarki i dziennikarzy telewizji TVN, których adresy mailowe uzyskałem najprostszą z możliwych dróg. Wielokrotnie wysyłałem rozmaite zapytania na główne adresy: kontakt24@tvn.pl i fakty@tvn.pl. Najczęściej nie było odzewu, czasami pojawiło się jakieś potwierdzenie odczytania wiadomości. Od wczoraj do dziś po wysłaniu maila z prośbą o podanie kontaktu do Kamila Durczoka lub przekazanie wiadomości, otrzymałem lawinę imiennych potwierdzeń od prawie całego kwiatu dziennikarstwa TVN i TVN24. Najcenniejsze potwierdzenie pochodziło od samego Kamila Durczoka, szef „Faktów” odczytał maila o 3.44 i zamilkł. W tej sytuacji uprzedzając o publicznym charakterze korespondencji, wysłałem do kolegów i koleżanek Kamila Durczoka kolejne pytanie: „Czy Pan/Pani potwierdza, zaprzecza, odmawia komentarza, w sprawie skandalicznych zachowań Kamila Durczoka?”. Znów spłynęło kilkanaście potwierdzeń odczytania wiadomości i… żadnej odpowiedzi. Nie wiadomo, kto „upierdolił” stół i papiery Kamilowi Durczokowi, bo w korporacji istnieje tylko jedna święta zasada – „omerta”. Niezwykle znamienne jest to, że maile z Durczokiem w tytule niemal natychmiast odbierała żeńska cześć załogi TVN, trochę później męska. Ponieważ nie jestem dziennikarzem korporacyjnym i nie umiem zachowywać się jak przerażony pajacyk mrugający oczkiem, to po kolei przedstawiam milczących z TVN.

Katarzyna Kolenda-Zalewska– dwukrotnie potwierdziła odczytanie wiadomości i nie odpowiedziała jednym słowem. Piszę o tej samej Katarzynie Kolendzie-Zalewskiej, która X razy bulwersowała się na antenie TVN zachowaniami „seksistowskimi”, molestowaniem, mobbingiem i brakiem równouprawnienia płci.

Anita Werner– dwukrotnie potwierdziła odczytanie wiadomości i nie odpowiedziała jednym słowem. Mam na myśli tę samą Anitę Werner, która publicznie gardziła męskim szowinizmem, prowadząc żarliwe dyskusje z „etyczką” Magdaleną Środą, czy „etykiem” Janem Hartmanem.

Ewa Kolada– dwukrotnie potwierdziła odczytanie wiadomości i nie odpowiedziała jednym słowem. Nie znam tej Pani, nie wiem, co publicznie mówiła i o kim, ale domyślam się, że nie jest przeciwniczką „nowoczesnej” linii redakcyjnej stacji TVN.

Katarzyna Skalska– dwukrotnie potwierdziła odczytanie wiadomości i nie odpowiedziała jednym słowem. Ta Pani również jest dla mnie anonimową postacią świata medialnego, ale jak widać zachowuje standardy gwiazd TVN.

Marzanna Zielińska– jednokrotnie potwierdziła odczytanie wiadomości i nie odpowiedziała. Kojarzę Panią Zielińską, jak przez mgłę i nie umiem powiedzieć, czy milczenie w kwestii lobbingu i molestowania jest dla niej naturalne.

Justyna Bocheńska– jednokrotnie potwierdziła odczytanie wiadomości i nie odpowiedziała. Kompletnie nie znana mi dziennikarka i tym chętniej poznałbym jej opinię.

Julia Dudziak– jednokrotnie potwierdziła odczytanie wiadomości i nie odpowiedziała. Nie wiem kim jest ta Pani i czym się zajmuje, ale chętnie bym się dowiedział, czy akceptuje przypisywane Kamilowi Durczokowi „zachowanie”.

Magdalena Łycak– jednokrotnie potwierdziła odczytanie wiadomości i nie odpowiedziała. Pani Magdaleno, poznajmy się, proszę się odezwać.

Monika Olejnik– za przeproszeniem „stara wyga”, zatem nie ma zdziwienia, że zabrakło jakiejkolwiek reakcji, ani potwierdzenia, ani odpowiedzi. Monika Olejnik, w oryginale Wasowska, to doskonale znana funkcjonariuszka publiczna, głównie z niezliczonych rzutów długopisem, dosadnym słowem, wrzaskiem i bełkotem, w stronę każdego „homofoba”, „seksisty”, „zacofańca”.

Justyna Pochanke– równie doświadczona, jak nestorka Monika i ponownie nie dziwi brak potwierdzenia, tym bardziej komentarza. Dziwi natomiast werbalna grafomania, uprawiana wieczorami w TVN, w czasie rozmowy w obronie parytetów, karty praw podstawowych i takich tam, jak się okazuje, pierdół.

Czas na odważnych panów z TVN, którzy rozmazali na ekranie nie jednego Kaczyńskiego, z tuzin Macierewiczów i miliony „baranów przed ekranami”, że zacytuję byłego szefa TVN „Fakty”, znanego w całym Zbuczynie, Tomasza Lisa.

Kamil Durczok– przeczytał, schował się pod stół i udaje, że go nie ma. Gdzie się podział ten chojrak Durczok, który grzmiał na śp. Andrzeja Leppera i jego rechot? Znikł wraz z usunięciem filmu z YouTube? Czy została po nim mokra plama na stole?

Grzegorz Kajdanowicz– potwierdził wiadomość i tylko tym się odróżnił od równie znanych kolegów.

Paweł Rusak– potwierdził wiadomość, czyli temat go zaciekawił, ale na tym koniec.

Robert Jastrzębski– potwierdził wiadomość i tu się kończy moja znajomość z Panem dziennikarzem.

Grzegorz Jędrzejowski– potwierdził wiadomość i zmilczał jak pozostali. Tego Pana poznałem w biografii głównego „bohatera” i wiem, że był realizatorem wielu wydań, które prowadził Kamil Durczok.

Grzegorz Miecugow– stara szkoła, nie odezwał, wyszedł na pocztę, zarobiony jest. Szkoda, bo temat co prawda nie nadaje się do „prześmiewczego” programu „Szkło kontaktowe”, ale postawa Pana redaktora już jak najbardziej.

Jarosław Kuźniar– uczył się od Miecugowa, Durczoka, Olejnik i Pochanke, no i się nauczył. Zero reakcji, nawet nie podał nazwiska „hetjtera” Piotra Wielguckiego do publicznej wiadomości. Nie ma pana Jarka, w pracy, w domu, na TT. Jeden z najdzielniejszych wojowników o prawa „gejów”, lesbijek, mieszańców i związków partnerskich bez molestowania, nie ma nic do powiedzenia w sprawie kolegi Durczoka.

Krzysztof Skórzyński– człowiek legenda, potrafi wytropić księdza pedofila, nim ten wstąpi do seminarium. Ostatnio gołą piersią bronił praw do intymności i poszanowania seksualności byłego Krzysztofa Bęgowskiego. Nie potwierdził, nie pisnął, zapadł się.

Jakub Sobieniowski– „pogromca” Macierewicza i wszystkich „oszołomów” smoleńskich, bezkompromisowy typ, zawsze przygotowany do wyjęcia tuby i pohukiwania na wszelką zapyziałość. Cisza i cudowna przemiana księcia mikrofonu w kaczkę dziennikarska nurkująca kuprem w mętną wodę.

Andrzej Morozwoski– wybitny dziennikarz śledczy, zasłynął ukrytą kamerą w pokoju posłanki Beger. Najwyraźniej w garderobie Durczoka nie bywał i stąd cisza nad ciszami.

Tomasz Knapik– zawsze wykonuje wszystkie polecenia, jakie usłyszy w słuchawce, masowy producent felietonów, że boki zrywać. Nie uśmiechnął się, nie zapłakał i normalnie, jak gdyby nigdy nic, poszedł na 18.00 do roboty.

Piotr Marciniak– znany z prowadzenia kobiecego programu „Babilon”. Idealny temat dostał na tacy, nie zareagował, nie jest zainteresowany, nie dotyka się takich wiadomości.

Dochowując wszelkiej staranności skontaktowałem się również z wieloma innymi osobami, których nazwisk nie wymienię, ponieważ są związane z ochroną źródeł informacji lub ich prywatność mogła by zostać naruszona. W każdym razie wszystkie bezpośrednio zainteresowane osoby otrzymały ode mnie maile o stosownej treści.

Zbyt długo żyję i patrzę na to, co się w RP III dzieje dlatego w ramach oceny tej bulwersującej i żenującej sprawy ma kilka uwag. Życie uczy, że skiśnięte mleko na środku „salonu” nie wylewa się przypadkiem. Redaktor Durczok dostał pierwsze ostrzeżenie, gdy ktoś życzliwy puścił film na YouTube z „upierdolonym” stołem i umówmy się, że gdyby o stół chodziło, tego filmu nikt postronny by nie zobaczył. Prawdopodobnie chodziło o całokształt, którego nie dało się pokazać, zatem pokazano fragment osobowości dziennikarskiej. Ostrzeżenie zostało zlekceważone i padł drugi, raczej nokautujący cios.

Pozornie mamy do czynienia z ofiarami i prześladowcami, bo przecież drugą ważną postacią dziennikarskiego melodramatu jest „słynna prezenterka telewizyjna” uciekająca przed Durczokiem do konkurencyjnej telewizji. Znam jej nazwisko, znam jej historię, jednak i do tej wersji wydarzeń mam spory dystans, bo jak ocenić niespodziewane przebudzenie po latach, skoro słynna prezenterka ocknęła się anonimowo i od razu z rozbrajającą szczerością ubolewa:

Wiem, że inne dziennikarki miały z nim podobne przejścia. Niektóre robią dziś zaskakujące kariery. W pewnym momencie zrozumiałam, że przy nim kariery nie zrobię"

Pojęcia nie mam kto i komu spod zadka wyszarpuje tron, ale zapaszek walki o ogień i miejsce przy „upierdolonym” stole ciągnie się za całym „środowiskiem”. Podobne historie nie dzieją się spontanicznie, z powodu odgrzewanej traumy pani prezenterki, której z środy na czwartek przypomniało się, jakich doznała uszczerbków i załamań nerwowych po tym jak usłyszała, że chodzi w dżinsach bez majtek. Bardzo musiałbym się wysilić, żeby dostrzec cień pozytywnego bohatera mydlanej opery, co więcej jestem dziwnie przekonany, że w przypadku procesu, całe środowisko zeznawałoby „nie pamiętam”. Wiem też doskonale, że w oczach zawodowców robię za frajera, który bierze na siebie wszystko, czego wziąć się bali przedstawiciele „IV władzy”, ale napisałem ten tekst tylko dla puenty. Panowie i Panie „nietykalni”, nie zmieniam zdania, zmieniam wam znaczenie, rzeczywiście jesteście „nietykalni”, bo ja bym was w życiu i za nic nie dotknął. Ach i jeszcze jedno! „Kontrolna funkcja mediów” podobnie, jak „nietykalni” nabrała nowego znaczenia. Tak, „nietykalni”, jesteście pod pełną i stałą kontrolą, tak skuteczną, że robicie prosto w dżinsy na każde zawołanie.

PS Rozumiem, że wszyscy bali się narazić wpływowemu koledze Durczokowi, ale dlaczego nikt nie miał odwagi stanąć w jego obronie, chociaż wiedział, że opublikuję "oszczerczy" artykuł. Dziwne?

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(14 votes)

Powstaje nowa "fajna" partia władzy, zostaje stara "głupia" opozycja i tylko w głodzie ludu nadzieja

$
0
0

Wątpliwości nie było od dawna, ale teraz co bardziej bystre oczy i lotne umysły mają okazję skonsumować smaczki polityczne, czyli mięsko z grilla pana Bronka i pana Grzesia. Proszę nie ziewać, nie będę kolejny raz pisało o tym, że ci dwaj rządzą i dzielą, bo takie pisanie nie ma żadnego sensu, natomiast napiszę o ciekawych okolicznościach towarzyszących. Pan Biernat przypalił się na grillu najmocniej i to jest bardzo dobry wstęp do nieco innego i szerszego spojrzenia na bieg wydarzeń. Wszyscy analitycy mają tendencje do budowania ocen wokół jednej tezy i całą resztę drobnych faktów kasują lub podporządkowują głównej myśli. Mnie to również dotyczy, jednak staram się dla higieny umysłu trenować na różne sposoby i dziś się podzielę takim zestawem ćwiczeń umysłowych. Spójrzmy na produkcję polityczną od zaplecza, spontanicznie zerkając to tu to tam. Przypadek Biernata można potraktować najprościej, był człowiekiem Tuska i dlatego Bronek z Grześkiem bawią się nim publicznie, nasyłając CBA i złośliwych dziennikarzy. Dziecko nie uwierzy, że jakiś durny samochód, który spadł nieba i pojawił się w garażu ministra jest przyczyną interwencji odpowiednich służb, chyba, że te służby mają strzec tajemnicy cudownych darów niebios. Przyczyna jest jedna, nie nasz człowiek, nasze służby – proste. Tylko, że bycie czyimiś człowiekiem jest niezwykle płynnym zjawiskiem, zwłaszcza w polityce. „Janek” Tomaszewski, przed którego obrotowością i głupotą nazywaną „oryginalnością” ostrzegałem, był człowiekiem Gierka, PRON, Kaczyńskiego i teraz będzie bronił Kopacz na Wembley. Uprzedzałem, że to pajacujący „piknik”, nie kibic i patałach, nie napastnik, strzelający do bramki RP III, ale strasznie ciężko się przebić z podobnymi referencjami, gdy grajek do wynajęcia jest akurat „nasz”. Niemniej „Janek” Tomaszewski jest absolutnym zaprzeczeniem Biernata i warto się zastanowić skąd różnice, przecież wystarczyło, żeby się człowiek Tuska ukorzył i oblał publicznie wazeliną, jak nasza bramkarska legenda. Otóż niekoniecznie. Obawiam się, że w tym miejscu pojawiały się właśnie „złożone zagadnienia”.

Schetyna doskonale pamięta Biernata, jako najwierniejszego pieska Tuska, który szczał Grzesiowi na wycieraczkę, obgryzał nogawki i szczekał na każdym kroku. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby akcja z Biernatem załatwiała kilka politycznych przyjemności naraz. Przede wszystkim reszta piesków Tuska widzi, że rakarze ruszyli i pora zacząć merdać ogonkiem nowemu panu, zanim się zostanie bezpańskim psem. Z całą pewnością spektakularne zgnojenie Biernata w zamiarze ma dyscyplinować resztę. Po wtóre Schetyna mógł wybrać tuzin innych, ale na Grabarczyka jeszcze za wcześnie, no i osobiste porachunki doskonale się zgrały z celem głównym. Wreszcie po trzecie, ciągle wisi w powietrzu temat zwany Ewka Kopacz, który wymaga oddzielnego wątku. Gdyby chcieć postawić główną tezę, że Bronek i Grzesiek wezmą wszystko, to naturalnym jest, że Schetyna bierze premiera i dla Kopacz nie ma miejsca. Najwyraźniej coś się jednak zmieniło i akurat ta zmiana nie dziwi, bo mamy do czynienia z kompletnie pogubioną kucharką, która sama nie jest w stanie zrobić niczego, ale ma instynkt nie gorszy od pana „Janka”. Na moje oko Kopacz kopnęła w tyłek i tak już spalonego Tuska, a zaczęła się dogadywać z nowymi liderami. Jednoczesne przyjęcie do kancelarii Kamińskiego i przyduszenie Biernata wskazuje jednoznacznie, że Kopacz robi, co jej każą, a w nagrodę dostanie niższe stołek i będzie szczęśliwa. Jednak to wszystko jest mało ważne, bo zdaje się, że będziemy mieli najnudniejszą powtórkę z rozrywki.

Buduje się nowa stara „fajowa” partia, pod auspicjami nowych starych liderów. Kwestią czasu pozostaje kiedy do kolejnego przemalowania tego samego szyldu dojdzie Romek mecenas i jeszcze kilku przedstawicieli „cywilizowanej prawicy”. Tym, do wyrzygania nudnym sposobem zbuduje się taki sam AWS, jakim później była PO. Różnica będzie polegać na tym, że budowniczym nawet się nie chce zmieniać nazwy na szyldzie, posypią PO brokatem dodadzą gołą babę albo jeszcze lepiej babochłopa i będzie gites. I zgodzę się, że po drugiej stronie barykady mamy totalne zmęczenie, czemu niespecjalnie się dziwię, bo Kaczyński zbyt wiele rzeczy widział z bliska, aby wierzyć, że w Polsce można tak po prostu coś ludziom wytłumaczyć. Jedyna szansa to odwieczna modlitwa romantyków: „o wojnę powszechną prosimy cię Panie”. W tym konkretnym przypadku nie o wojnę idzie, ale o to, co powoli robią górnicy z rolnikami. Sam jestem ofiarą własnych głupich pomysłów, jednak podzielam i ten żal, że kurs franka spada. Podpisuję się pod brutalną myślą, że do kompletu brakuje studentów i inteligencji, a ci tyłka nie ruszą na pewno, chyba, że widmo totalnego bankructwa i noclegu pod mostem zajrzy im w oczy. Bez społecznego wrzenia, każdy lebiega zbuduje „nową siłę polityczną”, a tacy macherzy, jak Bronek i Grzesiek to już z całą pewnością. Także nic się nie zmienia, politycznie władza robi, co chce, griluje jak chce albo pozwala przeżyć chodzącej wazelinie w sztyfcie, którego kształtu nie będę opisywał. Opozycja choćby przygotowała najpiękniejszą kampanię i najmądrzejszy program, skończy jako przegrana, bo znudzony, czy coś tam mruczący pod nosem suweren, na kilka tygodni przed wyborami skutecznie zostanie ogłupiony telewizją. Tak ta „pani” zwana polityką się w kuchni i alkowie prezentuje.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.717142
Average: 5.7(7 votes)

Przeraża mnie tylko jedno – przerażeni ludzie

$
0
0

Bardzo przyjemnie się czyta komplementy i jestem wdzięczny za najdrobniejszy przejaw solidarność, czy wsparcia, ale przywróćmy rzeczy porządek. Nie ma absolutnie nic odważnego i bezkompromisowego w publikacjach, które zamieszczam na portalu kontrowersje.net. Piszę najzwyklejsze w świecie artykuły, oparte na faktach, dostępnej wiedzy i nikt mi nigdy pistoletu do głowy mi nie przykładał, ani też ognia pod chałupę. Odwaga i bezkompromisowość zdziadziały i stąd nagle zwykła pisanina w dodatku na niszowym portalu robi za coś niespotykanego. Fakt, że pewnych tematów i zwłaszcza ludzi w Polsce się nie dotyka, powinien mnie cieszyć, bo to są gotowe rarytasy do darmowego wzięcia, ale wcale mnie to nie cieszy. Dzieje się coś bardzo parszywego i niebezpiecznego, Polacy godzą się z moderowaną rzeczywistością, tracąc instynkt człowieka wolnego. Odważny był Ryszard Kukliński, bezkompromisowy rotmistrz Pilecki i trochę wstyd przypominać etymologię podstawowych i niegdyś świętych słów. Widzę taką konieczność, bo żyjemy w Polsce, która pod wieloma względami bardziej zaszczuwa ludzi niż PRL. Od kilku tygodni, właściwie miesięcy dostaję wiele maili z prośbą, abym napisał o tym lub o tamtym. Większość tej korespondencji jest anonimowa, czasami zdarza się, że pada nazwisko, ale zawsze na końcu czytam: ”tylko proszę tego nie publikować, proszę o dyskrecję, nie chcę mieć kłopotów”. Od razu powiem, że byłbym skończonym idiotą, gdybym uważał podobne listy za przejaw tchórzostwa, jest niestety dokładnie przeciwnie. Takie zachowania w warunkach RPIII wydają się heroizmem, żeby nie powiedzieć brawurą. Zachęcam wszystkich do przekazywania najbardziej niebezpiecznej wiedzy, nigdy nie publikuje niczego wbrew woli korespondujących ze mną, ale coraz częściej przygnębiają mnie statystyki, Jeden człowiek na 10 tysięcy ostrożnie próbuje się odezwać, jeden na 100 tysięcy ma odwagę się podpisać i wszystko wskazuje na to, że jeden na milion decyduje się na publiczną wypowiedź.

Chciałbym przesadzić i bardzo chętnie odszczekam każde słowo, ale obawiam się, że nie pomyliłem proporcji. Jeden na milion, to 36 ludzi, którzy podpisują się pod treścią z definicji grożącą procesami. Znajdziemy w Polsce więcej niż 36 „frajerów” idących tą drogą? Raczej nie bardzo i tak jest z pozostałymi smutnymi statystykami. Co się stało z Polakami? Za komuny też nie było zbyt wielu chojraków, jednak pamiętam doskonale, że przy rodzinnym stole, gdzie siedzieli partyjni, bezpartyjni, zagorzali antykomuniści i bogobojni katolicy, nikt nie miał problemów z mówieniem wprost. Snuły się opowieści zaczerpnięte z Radia Wolna Europa, padały nazwiska, bluźnierstwa na partię władzy i inne akty z cyklu „możecie mi skoczyć”. Prawdziwa jazda na wesoło zaczynała się przy drugiej flaszce „Żytniej”, a dziś jedynym miejscem, gdzie ludzie wypluwają codzienny knebel jest Internet. Jacyś pozbawieni rozumu i wiedzy „eksperci” opowiadają brednie, że całe to „chamstwo” wywołane jest anonimowością i nigdy takiej „agresji” w narodzie nie było. Same głupoty. Od dziecka pamiętam, jak dziadek krzyczał do telewizora: „te skuy..y Moskale, złodzieje, komuniści”. I nie była to odosobniona przypadłość, wujkowie, ciotki, starsi kuzyni ZAWSZE ostro komentowali kłamstwa i idiotyzmy, które wygadywali peerelowscy dygnitarze. W RP III rodzina przestała się słowem odzywać na temat polityki. Gdy widzą w TV Kaczyńskiego albo Tuska, część się uśmiecha, reszta odwraca głowę i ani piśnie, nawet przy drugiej flaszce. Czasami wujek Stefan nabierze powietrza i już zamierza coś z siebie wydobyć, ale wtedy dostaje z łokcia w żebro i z kapcia w kostkę, po czym ciocia Helenka pyta, co słychać u szwagierki Jadzi.

Popieprzyło się wszystko, proporcje, znaczenia, więzy, poglądy, rzeczywistość i dlatego Polacy z taką siłą wypluwają knebel, gdy mają złudne poczucie wolności, które daje im wirtualna anonimowość. Jako nieczynny socjolog muszę stwierdzić, że mamy do czynienia z rewolucją mentalną, czego nie zabiła komuna, dobił PRL bis. Pół wieku temu człowiek u siebie w chałupie, może z wyjątkiem czasów stalinowskich, czuł się Panem. Rodzina dawała azyl, bez względu na jej członków pochodzących z różnych stron, każdy mówił, co mu się podoba. Ostatnie 25 lat to całkowita alienacja i indywidualizacja, przeniesiona do Internetu. Dzięki temu całe społeczeństwo jest trzymane za mordę wielokrotnie bardziej skutecznie niż to robiła komuna. W takich warunkach bezkarność rozmaitych pajaców pokazujących się na ekranach jest naturalnym porządkiem rzeczy. Oni robią, co chcą, ponieważ wiedzą, że wystarczy huknąć lub nie powiedzieć czegoś w telewizji i sprawa załatwiona. Do dupy z takim życiem publicznym, zachęcam nie do odwagi, nie do bezkompromisowości, ale do normalności. Powiedzieć o wszystkim i zrobić ile się da, to naprawdę niepowtarzalne poczucie wolności, którego się nie da zastąpić komentarzem z anonimowej klawiatury. Jeśli się czegoś bać, to tylko przerażonych ludzi, bo to marzenie i cel każdej władzy.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.616924
Average: 5.6(13 votes)

Andrzej Duda pokazał jak być skutecznym i medialnym Kaczyńskim!

$
0
0

Uwaga tekst optymistyczny! Starszy Pan, ten zaszczuty i sponiewierany we wszystkich ośrodkach szczucia i poniewierania, razem z całą „frekwencją”, która stanowiła tło dla Andrzeja Dudy, podrzucał kolorowe baloniki. Ta scena ujęła mnie najbardziej, bo przy pełnej zgodzie, że Jarka nie da się przedstawić w mediach jako lidera prawicy, na taki gest stać tylko wielkich. Nie wiem kto był scenarzystą i reżyserem całego spektaklu, ale kłaniam się nisko geniuszowi i bije brawo Kaczorowi za odwagę. Być wodzem i stanąć z boku, dla wspólnego celu, to się prawie w ogóle nie zdarza. Przypuszczam, że w każdym polskim domu sobota wyglądała bardzo podobnie, trzeba było nadrobić zaległości nagromadzone w tygodniu i dlatego telewizor wyłączony albo mruczy sobie w tle. U mnie mruczał i naprawdę nie miałem ochoty śledzić, co się na ekranie dzieje, jednak padło kilka zdań, które mnie przyciągnęły. Ktoś w „dużym pokoju” zaczął mówić tak normalnie, naturalnie i prawdziwie, że wybiegłem z kuchni, aby sprawdzić, czy to na pewno ten Duda, który jest mylony z innym Dudą. Wyborcy mają nieograniczony komfort i mogą sobie wybrzydzać do woli, zupełnie inne wymagania są stawiane reporterom TVN i tym, którzy dzisiaj mają drugą zmianę naprawdę współczuję. Cholernie ciężko prymitywnie trzeba będzie się przyłożyć, żeby z Andrzeja Dudy zrobić Komorowskiego. Chwalenie polityka to zadanie dla samobójcy, niemniej mam dość pesymizmu i „przeintelektualizowania”. Na chłopski rozum! Mamy młodego, wygadanego, ambitnego, bo musiał ćwiczyć tę mowę ze sto razy, a po drugiej stronie pacynkę nadzianą na wskazujący palec Moskwy, która duka z kartki i co najważniejsze nie w naszym imieniu i interesie.

Wybrać kogoś czy głosować na coś? To żadne pytanie. Zrodził się długo oczekiwany optymizm i niech tak zostanie, choćby na siłę, a nawet koniecznie na siłę. Za chwilę Duda będzie miał gorzej od Macierewicza, bo stał się śmiertelnie niebezpieczny. Porównanie konwencji Komorowskiego i Dudy musi wyglądać, jak mecz Realu Madryt z Pogonią Ścinawa, z tym, że na takie spotkania nasi ligowi kopacze się motywują, a Komorowski liczy na „Fryzjera”. Głupio pisać z takim pensjonarskim podnieceniem na klawiaturze, jednak mnie przekonuje i dodaje wiary każda ciężka praca i beznadziejna na starcie walka. Andrzej Duda wystartował z pełnym przygotowaniem i talentem, niech mu się dalej na jeszcze wyższym poziomie darzy. Marudzącym chciałbym podpowiedzieć, że ktoś taki, jak idealny kandydat na jakiekolwiek stanowisko i społeczne zaufanie nie istnieje. Za miliard dolarów w złocie nie zgodziłbym się zastąpić Dudy. Będzie miał chłopak prze… chlapane i jego rodzina również. Żona i córka pójdzie na okładki wbrew woli całej rodziny, sąsiedzi zaczną się głupio uśmiechać, resztę zrobi telewizja. Większość z Nas nie wyobraża sobie życia z partyjną legitymacją czy z polityczną deklaracją. Wyjątkowo należę do większości i tym bardziej jestem pod wrażeniem człowieka, który zdecydował się zrobić coś za mnie i mam nadzieję, że dla mnie. Z drugiej strony przeczytałem kilka „błyskotliwych” komentarzy, które zarzucają „populizm” i w ogóle błędy w konstrukcji przemówienia. Przypomnę, że trzeba przekonać jakieś 10 milionów ludzi, z czego większość nie ma konta na TT, Fecabooku i nie otrzymuje przelewu na konto za umowę o dzieło w redakcji. Dziś krótko, ale chyba na temat.

PS Dziękuję za ponad dwa tysiące, nie żadnych głosów i sms-ów, ale ludzi, którzy wiedzą…

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(11 votes)

To Burak Kulczycki zrobił wiochę, a nie „prawicowy publicysta” Warzecha wyszedł ze studia

$
0
0

Ulubionym sportem dziennikarzy ze wszystkich stron sceny politycznej, jest pisanie o sobie lub o swoich kolegach. Nie biorę udziału w tym sporcie i nie kibicuję nikomu, istnieją jednak takie zagrywki, którym warto się uważnie przyjrzeć. Łukasz Warzecha, zaproszony do studia TVP Info wypowiedział, niech się nie obrazi, banalną metaforę, mianowicie porównał kampanię Komorowskiego do starego Poloneza, a kampanię Dudy do Porsche 911. W odpowiedzi usłyszał od prowadzącego: „Czy bierze pan pieniądze od sztabu Dudy?”. Normalnie w takiej sytuacji facet wstaje i strzela w pysk pytającego lub drzwiami obory, do której został zaproszony. Warzecha z anielską cierpliwością znosił impertynencje buraka Kulczyckiego, aż w końcu grzecznie wyszedł. Opisana scena z życia publicznego RP III nie traktuje tylko o tym, co jeden dziennikarz drugiemu powiedział i dlaczego, to jest znacznie głębsze zjawisko zbudowane na patologii zwanej propagandą. Tytuły na portalach jednym zdaniem czynią z ofiary chamstwa agresywnego awanturnika, w dodatku napiętnowanego. Normalny i oparty na faktach nagłówek winien grzmieć: „Chamskie zachowanie dziennikarza Jarosława Kulczyckiego wobec publicysty Łukasza Warzechy”. Tak się sprawy przedstawiają i łatwo to sobie samemu zweryfikować, bo w Internecie dostępne jest całe nagranie. Tymczasem do odbiorców, przy pomocy klasyki gebbelsowskiej, popłynął komunikat: „bij Żyda”. Jednym tytułowym zdaniem zaatakowany Warzecha stał się nie tylko „kapryśną panną”, ale dostał na czoło pieczątkę „prawicowego publicysty”. Towarzysze medialni są mistrzami w gnojeniu ludzi w białych rękawiczkach, bo cóż jest takiego strasznego w sformułowaniu „prawicowy publicysta”? Z pozoru kompletnie nic, tylko niech mi ktoś pokaże w GW lub w TVN notorycznie powtarzane „lewicowy dziennikarz”, „lewicowy publicysta”, „lewicowa Gazeta Wyborcza”.

Wskazanie palcem na „prawicowego publicystę” natychmiast spotyka się z oczekiwanym odzewem: „wiadomo prawacki oszołom”, „no i wszystko jasne, katol zasrany”, „czego się spodziewać po „prawdziwym Polaku” i smoleńskim idiocie”. Propagandyści niczym wiecowy zapiewajło krzyczą do tłuszczy: „Kto nie skacze ten pedałem”, a tłuszcza skacze, jak jej zaśpiewano. „Prawicowy publicysta” znaczy tyle, co „parszywy, wszawy Żyd”, stygmat tego gorszego, tego podczłowieka dziennikarstwa. Nie normalny dziennikarz i publicysta, nie normalna gazeta, ale „prawicowy”, „prawicowa”. Oczywiście padają strzały i do lewej strony, z tym, że to są pierdnięcia z wiatrówki, które nie wchodzą do słownika codziennego. „Kibol”, „prawicowy publicysta”, „wyznawca teorii spiskowej”, stały się słowem powszechnym sprowadzonym do jednego hasła: „Bij Żyda!”. Gdy się zrobi z Warzechy, czy kogokolwiek innego, w tym całej grupy społecznej, takiego „śmiecia”, którego należy pozamiatać, to nie ma możliwości, aby atakujący „Żyda” byli chamami, burkami, idiotami. Stąd też chamstwo, buractwo i idiotyzm napastników są całkowicie pomijane, by na pierwszym planie pokazać „focha” jakiegoś tam „prawicowego publicysty”. Porównałem ten rodzaj propagandy do goebbelsowskiej, ale Goebbels nie był pierwszy, on tylko zerżnął starodawną technikę od… Żydów.

Opisana historia i zbudowana wokół niej ordynarna manipulacja, jest niczym innym jak „talmudyczną mądrością”. Zgnoić, sprowokować i potem pokazać wykrzywioną twarz wku…o goja. Goebbels wziął gotowe i zastosował wobec twórców, dlatego „naziści” tak naturalnie zaangażowali się w tępienie Żydów, bo usłyszeli piękne słowa: „to wy, Niemcy, jesteście narodem wybranym, a ci goje Żydzi, to podludzie”. Człowieka można zabić na tysiące sposobów, ale ulubione techniki mordowania stosowane przez propagandystów to: słowo, milczenie i stygmat. Wobec Łukasza Warzechy i wielu innych zastosowano wszystkie trzy techniki jednocześnie. Propagandyści przemilczeli chamstwo Kulczyckiego, potraktowali „śmiesznym” słowem Łukasza Warzechę (fochy, dziecinada itd.), a na końcu dostał „Żyd” na czoło metkę „prawicowego dziennikarza”. Czy można się przed tym bronić? Nie tylko można, ale trzeba. I uprzedzam, że jedyną skuteczną obroną jest atak, o czym przekonuje od wielu lat. Gdy dostaniesz „prawicowym publicystą” nie dyskutuj, bo dajesz się wciągać w kolejną prowokację. Przypieprz z laczka i popraw z kopyta. Warzecha nie powinien się tłumaczyć ze swojego „focha”, ale napisać o chamie Kulczyckim. Nigdy nie wolno pozwolić zepchnąć się do narożnika i przycisnąć do lin, bo tam tylko wpi…l na Ciebie czeka. Prawe proste i sierpowe uczą rozumu, pędzel z nosa przywołuje pokorę. Wiem o czym piszę, ponieważ stosuję Talmud od lat i odnoszę spore sukcesy, chociaż wielu liczyło mnie przed wejściem na ring. Zwyczajnie – „twardym trza być nie mientkim”.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(12 votes)

Oscylator Owsiaka, czyli pytanie do prezesa „Złotego Melona”, kto obraca kasą z puszek?

$
0
0

Oglądam każdy odcinek videobloga Jerzego Owsiaka, bo to prawdziwa skarbnica wiedzy na temat kondycji i najnowszych kłamstw pierwszego „filantropa” RPIII. Z drugiej strony jest to olbrzymia męczarnia, proszę mi wierzyć, że przetrwanie kilkunastominutowego bełkotu wykonanego kaleką polszczyzną rodem z Czerniakowa, jest zadaniem dla prawdziwych, nie „romskich macho”. Jednak dzięki temu poświęceniu, na granicy masochizmu, doszedłem do wprawy, która pozwala mi czytać z min i gestów pana prezesa. Jeśli tylko prezes ma wytrzeszczone, szkliste, oczy, jest pewne, że za chwilę skłamie, po drugie powie coś o miłości i „internetowych gamoniach”. Nie inaczej było dziś na blogu prezesa "Złotego Melona", nie polecam i nie podaję linka, żeby nikomu krzywdy nie wyrządzić, ale zrobię małe streszczenie. W jednym zdaniu pan prezes Owsiak był łaskaw nakłamać kilka razy, co znów nie jest żadną sensacją. Najpierw powiedział, że dla WOŚP grało 1800 sztabów, chociaż na stronach organizacji biznesowej widnieje niczym wół na malowanych wrotach 1467 sztabów. Potem zapomniał o innym kłamstwie, że pieniądze z puszek rzekomo „liczy firma” i nakłamał, że teraz kasa jest w skarbcu PEKAO S.A, gdzie będzie liczona do końca lutego. W międzyczasie Owsiak ściągnął z afisza tandetny spektakl pod tytułem: „Liczymy kwotę deklarowaną”. Nigdy wcześniej tak długo WOŚP nie czekała na kwotę deklarowaną i te 36 milionów nie jest żadnym rekordem. W 2011 WOŚP zadeklarowała ponad 37 milionów, a w 2012 40 milionów. Czas napisać kilka zdań prawdy. Jak wiadomo sztaby WOŚP to nic innego, tylko organizacje pozarządowe, głównie hufce harcerskie, ośrodki kultury i tak dalej. Te podmioty za pieniądze samorządów organizują dla Owsiaka zbiórkę publiczną, czyli odwalają całą czarną robotę nie biorąc złotówki. Jedynym sztabem, który wyjmuje kasę z puszki na organizacje Finału WOŚP, to sztab kierowany przez samego Owsiaka. W tym roku poszło następne 2,5 miliona do "Złotego Melona".

W praktyce działanie sztabów wygląda tak, że zdecydowana większość już w „finałową” niedzielę ma policzoną kasę, co ciekawe pieniądze liczą zupełni amatorzy, w tym dzieci. Zatem dzieciaki po paru godzinach mają policzone to, co Owsiak na przemian z bankiem i „firmą” liczy przez dwa miesiące. Nie jest żadną tajemnicą, że mój stosunek do pana prezesa najłagodniej mówiąc bywa krytyczny, ale swój rozum to pan prezes ma. Chciałbym wierzyć, że liczenie kasy przez dwa miesiące wynika z tego, że Owsiak po prosu jest niegramotny, jednak, po pierwsze to nie Owsiak liczy, on tylko kasuje, po drugie zastanówmy się głośno nad prostą kwestią. Mamy pozbierane w całej Polsce jakieś 40-50 milionów złotych. Sztaby tej klasy pozbywają się najszybciej, jak się da, maksymalnie dwa tygodnie, najczęściej nie dłużej niż tydzień. Gdy się wejdzie na stronę PEKAO S.A pojawi się oferta specjalna dla tak zwanych „bezpiecznych kopert”. Czytamy w niej, że bank przekazaną kopertę księguje następnego dnia. Mało tego, PEKAO S.A dla stałych i dużych klientów ma specjalną ofertę, która polega na natychmiastowym księgowaniu kwoty zadeklarowanej w kopercie i dopiero potem, gdy się pojawią ewentualne nieścisłości, robi się po prostu korektę. Z czym to jest związane? Ano właśnie! Z bardzo oczywistą sprawą.

Żaden rozsądnie myślący właściciel firmy nie odda swoich pieniędzy do banku, który będzie je liczył przez dwa miesiące, trzymając w jakimś „skarbcu”. Przede wszystkim taka kasa byłaby zamrożona, czyli niedostępna, po drugie i równie ważne, od powiedzmy 50 milionów za dwa miesiące można skasować ładne odsetki, że o innych operacjach finansowych, jak pożyczki i kredyty nie wspomnę. Jestem przekonany, że osoby mające jako takie pojęcie o biznesie i bankowości już zadały sobie kolejne pytanie. Skoro bank lub firma, w zależności od wersji kłamstwa Owsiaka, liczył kwotę deklarowaną prawie miesiąc, a więc trzy tygodnie dłużej niż harcerze i dzieci z kółka plastycznego przy Miejskim Domu Kultury, to gdzie była w tym czasie kasa i kto nią obracał? Poza tym kwota deklarowana, wcale nie oznacza pełnej sumy zebranej do puszek, bo przecież pan prezes będzie jeszcze kreatywną księgowością szedł na rekord. Pojawia się następne pytanie, co się będzie działo z „rekordową” kasą przez dwa miesiące, mam na myśli tę kwotę, którą Owsiak dołoży na początku marca i ogłosi sukces?

Kłamstwa, kłamstewka i zwykłe głupoty, jakie Owsiak opowiada widoczne są nie tylko w jego nie najmądrzejszych minach i przerażonych oczach, one są widoczne dla każdej kasjerki z Tesco. Nie ma takiej możliwości, aby jakikolwiek właściciel warzywniaka powierzył kilkadziesiąt tysięcy złoty bankowi, który nie potrafi policzyć pieniędzy przez dwa miesiące. Tym bardziej nikt nie jest tak głupi, żeby oddawać kilkadziesiąt milionów na przechowanie w workach i skarpetach, które nie przynoszą zysku z odsetek, czy inwestycji. Mimo wszystko Owsiak wciska kit milionom darczyńców i podatników i żeby domknąć pętlę łgarstwa trzeba dodać jeszcze jeden fakt. Otóż sztaby nadal nie otrzymały potwierdzeń z WOŚP, że pieniądze dotarły i są prawidłowo policzone, słowem pieniądze zebrane w czasie 23 Finału krążą gdzieś sobie w czasie i przestrzeni. Ktoś potrafi wyjaśnić, jak działa oscylator Owsiaka? Pytam też przedstawicieli Banku PEKAO S.A, czy rzeczywiście mają aż tak nieudolnych pracowników i prowadzą tak nieprofesjonalną instytucję, którą ośmieszają dzieci i harcerze?

PS Pani Rzecznik Banku PEKAO S.A zwracam się do Pani i Pani pracowników chyba czwarty raz, tym razem publicznie. Doczekam się obiecanej odpowiedzi?

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(10 votes)

Wrażliwość ormowca, serce ubeka, czyli wojna o standardy

$
0
0

Temat podwójnych standardów trzeba odgrzewać regularnie, aż do skutku, tym bardziej, że czwarte pokolenie UB nie ma żadnych skrupułów, a 4 pokolenie AK daje się tresować, jak kanapowe pieski. Dwie akcje w wykonaniu wnuków i synów realnego socjalizmu pokazują dobitnie, że ci ludzie nie zasługują na żaden dialog, z nim się nie powinno rozmawiać ich się powinno z życia publicznego wyrwać z korzeniami. Pierwsza bezczelność w stylu oficerów prowadzących to kompromitacja Jarosława Kulczyckiego, o której pisałem szerzej. Dziś chciałbym dodać jeszcze parę zdań. Na portalach dyskusyjnych pojawiły się „dobre rady” oczywiście ze strony tych, którzy gnoili i gnoją na swoje ulubione sposoby, żeby Łukasz Warzecha odciął się od „takich metod”. Jakich? Ano takich, że niezalezna.pl napisała o pierwszych autorytetach obiektywizmu Jarosława Kulczyckiego, którymi byli dziadek i ojciec ormowiec. Haniebny argument w dyskusji – uprzedzali Warzęchę koledzy dziennikarze z TVN – proszę się odciąć – grzmieli pozostali Czerskiej. Jaka wzruszająca wrażliwość ormowca, jakie wielkie serce ubeka! Ale mnie ta klasyka gatunku nie wzrusza. Od końca lat czterdziestych dziadkowie i ojcowie dzisiejszych gwiazd telewizji i gazet szukali w ksiegach parafialnych kułaków i burżuazyjnego pochodzenia, grzebali w życiorysach, aż miło, po czym nakazywali się odciąć od matki, brata, żony. Teraz dzieci i wnuki UB nawołują, żeby się dziennikarz odciął, od dziadka i ojca ormowca innego pseudo dziennikarza. Nowa jakość! Mam nadzieje, że Łukasz Warzecha odetnie się od ormowskiego szantażu, a fakty spokojnie przyjmie do wiadomości. Pisałem wiele razy, że mój ojciec był sekretarzem PO PZPR, a dziadek od strony ojca zwykłym komunistycznym siepaczem, ale żaden z nich nigdy nie był moim autorytetem i nikomu za pisanie o tych mało przyjemnych dla mnie faktach gęby kneblował nie będę. Na legitymacjach partyjnych mojego ojca i dziadka, nie dorobiłem się niczego, poza nędznym dzieciństwem i kilkoma procesami na starość. Wszystko, w tym życie, zawdzięczam sobie i bliskim, którzy nie mają ludzkiej krzywdy na sumieniu.

Taki jest Kulczycki, jak go wychowano, właśnie ormowcy publicznie musztrowali ludzi, którzy krzywo patrzyli się na władzę. Te wszystkie idiotyzmy, że człowiek nie wynosi wychowania z domu i genów w spadku po przodkach, wyśmiewa każda związana z tematem dyscyplina naukowa, jedynie do gazet i telewizji dzieci przynoszą bociany, głównie zatrudnione w aparacie bezpieczeństwa PRL. Najmądrzejsze zdanie, jakie przeczytałem w odpowiedzi na apel potomków ORMO brzmiało: „Pomijając wszystko, czy w tych telewizjach jest zatrudniony chociaż jeden syn lub córka normalnych rodziców?”. I to jest sedno. Fakt, że ojciec był ormowcem to jeszcze nie wstyd dla dziecka, ale dostać robotę dzięki ojcu z ORMO i gadać, jak ojciec z ORMO, to już dyskwalifikacja, której tak się boją wszystkie moralizujące gwiazdeczki. Druga akcja to jeszcze większa bezczelność resortowa. Zgodnie z przewidywaniami, po genialnej konwencji Andrzeja Dudy do boju ruszyła propaganda pezetpeerowska. Sądziłem, że poślą kogoś bardziej wyrobionego i wyjściowego, ale na pierwszy rzut poszedł towarzysz Tomasz Nałęcz, który dojrzał cień Barbary Blidy ciągnący się za Andrzejem Dudą. Dziadek z Wehrmachtu przy tym ubeckim „standardzie”, to był niewinny żarcik na piątą stronę lokalnej prasy, gdzie zresztą początkowo tkwił.

Niezatapialny komuch, który stał razem z ZOMO, gdy strzelano do robotników na Wybrzeżu, w Radomiu i w stanie wojennym do górników, ma resortową czelność mówić o „cieniach”. Koleżanka pani Alexis została potraktowana jak VIP-podejrzana, mnie „suka” odwiozła do wariatkowa i nie za pożyczone setki tysięcy złotych od pani kojarzonej z „mafią węglową”, ale za nazwanie Komorowskiego po imieniu. Jakoś przeżyłem, podobnie jak Wojciech Sumliński, któremu bardzo mało brakowało do „cienia”, za sprawą wielbiciela ruskiej agentury Bronisława Komorowskiego. Panie komuchu Nałęcz, że sparafrazuje śp. Romaszewskiego, za tobą ciągną się nie cienie, ale gniew pomordowanych, płacz i bezsilność bliskich na widok morderców, których do dziś za zbrodnie nie rozliczono. Panie komuchu Nałęcz, twój pryncypał przyjmował w pałacu, hańbiąc to miejsce, bandytę Jaruzelskiego. Ty sam za swoimi partyjnymi sekretarzami krzyczałeś o „awanturującej się opozycji”, o „bohaterskiej Milicji Obywatelskiej” i „przewodniej sile PZPR”. Ściskałeś, panie komuchu, dłoń towarzyszy bandytów na zjazdach i posiedzeniach. Milcz pezetpeerowska sekretarzyno, bo to, co się za tobą ciągnie w końcu cię zaciągnie i uważaj byś w ostatniej chwili zdążył się wyspowiadać, jak twoi cudownie nawróceni starsi towarzysze. Wystarczy już ubeckiej bezczelności i roześmianych, cynicznych gęb, drwiących z każdej przyzwoitości. To nie są „ludzie, którzy mają inne poglądy”, to są genetycznie i kulturowo zaprogramowani spadkobiercy ORMO. Żadnej dyskusji z kultywującymi „tradycję” potomkami ormowców, ubeków i sekretarzy, tylko jedno zdanie w ich języku: „Paszli won”.

PS 1264 głosy na Blog Roku i 1202 na Tekst Roku. Dziękuję wszystkim Czytelnikom, to był podwójny nokaut i przyszła porażka jurorów.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(19 votes)

Coś wisi w powietrzu, a ja nie wiem, co jest grane

$
0
0

Jako oszołom z ugruntowaną pozycją mogę sobie pozwolić na wiele i taki status wariata bardzo mi odpowiada, jednak w ostatnim czasie dzieje się tak dużo, że nawet mój chory umysł wszystkiego nie ogrania. Zacznę do małej prywaty, chociaż rzecz absolutnie dotyczy spraw publicznych. Wiem, ale nie powiem, dopóki ostatecznie nie zweryfikuję informacji i nie nabiorę pewności, że moje źródło będzie bezpieczne. W każdym razie mam na tapecie olbrzymiego kalibru sprawę, na którą od dawana czekałem. Prawdę mówiąc sfrajerowałem się niczym dziecko we mgle, szukając groszy w portfelach Owsiaka i jego żony, czy też jakichś drobnych sum na kontach prywatnych firm Owsiaków. Błąd, w dodatku dość kompromitujący dla mnie. Prawdziwy biznes Owsiaka jest w zupełnie innym, bardzo pikantnym miejscu (wiesz „Jurek” o czym mówię) i tam się dopiero dzieją cuda. To, co udało się ustalić do tej pory z całą pewnością pozwoli odpocząć Kamilowi Durczokowi i innym Kulczyckim, ale na pierwszy poważny artykuł trzeba będzie poczekać i cierpliwość dotyczy przede wszystkim mnie. Zdradzę jedynie, że w rodzinie nic nie ginie, zwłaszcza takiej nowoczesnej, partnerskiej, otwartej, gdzie od pokoleń otumania się naiwnych i biednych, bo głupich. Cierpliwym obiecuję, że będzie się działo, jak się jeszcze nie działo. W ogóle w ostatnim czasie przydarzyło mi się sporo dziwnych i niespotykanych dotąd rzeczy, na razie napiszę tylko tyle, że dziwa mają miejsce, bo nie potrafię ich jeszcze zinterpretować. Uprzedzę jednak wszystkich publicystów specjalnej troski, że nie pracuję w sztabie Dudy, nie mam angażu w Agorze, nie robię za V kolumnę PiS i nikt do mnie nie dzwonił z kancelarii Kopacz. Po prostu wiele nowego się wydarzyło i przyszło z kilku stron naraz. Muszę to sobie poukładać na spokojnie, żeby nie popełnić nieodwracalnej głupoty.

Próbując zrozumieć własne sprawy w jeszcze większą konsternację wprawiają mnie bieżące wydarzenia publiczne. O ile strajki górników i policyjne kule trafiające w czaszki protestujących, bez najmniejszego odzewu ze strony mediów, są parszywym znakiem czasów, o tyle akcja z rolnikami wisi w powietrzu, jakby miała spaść z niespodziewanym skutkiem. Uważni obserwatorzy wyłowili wśród traktorów nie tylko dyżurnego prowokatora, niejakiego Andrzejka Hadacza, ale znaleźli chłopów od Lepra i „narodowca”, który uczestniczył w prorosyjskich demonstracjach. Towarzystwo, jak cię mogę i co bardziej zastanawiające media grzeją temat, czyli zachowują się zupełnie inaczej niż przy zapomnianych i poniewieranych górnikach. W pierwszych szeregach tego zastanawiającego protestu, nie od strony postulatów i słusznego gniewu, ale od strony składu osobowego, stoją zawodowcy. Nagle brylują w mediach goście z rozrzewnieniem wspominający Leppera, który, jak wiadomo, przypadkiem w polskiej polityce nie zaistniał, połączeni z ruskimi sługusami i zawodowymi prowokatorami. Przepraszam bardzo, ale znów nie wiem, co jest grane? O co tutaj chodzi? Na szybko do łba przyszedł mi Schetyna z Komorowskim, jak zawsze zresztą. Jeśli prawdą jest, że ci dwaj dogadali się z USA na wielomiliardowe kontrakty i drażnienie Rosji Radzieckiej, to odpowiedź znajduje się sama. Sęk w tym, że takie pierwsze z brzegu wygodne wyjaśnienie wcale nie musi być trafne.

Na razie wiemy jedno i na pewno. Z jakichś niezrozumiałych powodów rolnikom bez udziału kamer policja z PO nie strzela z gumowych kul w głowę i nie polewa armatkami na mrozie. Przeciwnie, zniknęli wszyscy księża pedofile, para nastolatków zabijająca rodziców chłopaka i nawet „cień Blidy” przestał się rzucać za plecami Andrzeja Dudy. Rolnik szuka władzy na planie pierwszym. Innym ciekawym sygnałem jest to, że wszyscy bardziej doświadczeni w nagłych i „nieoczekiwanych” zmianach albo siedzą cicho albo dostrzegają zalety kandydata PiS na prezydenta, w dość specyficzny sposób, mianowicie znów się mówi o ślamazarnym, spóźnionym Komorowskim i gnuśnej PO. Powtórzę na koniec raz jeszcze, że nie wiem gdzie szukać rozwiązania i jedynie głośno sobie piszę, ale zbyt dużo poszło sygnałów, zwrotów akcji, nieoczekiwanej zmiany miejsc, aby uwierzyć w serię niezwiązanych ze sobą przypadków. Tak dalece nie wierzę w przypadek, że podejrzewam związek między sprawami publicznymi i moimi sprawami prywatnymi. Powstała jakaś nieznana mi dotąd chaotyczna atmosfera zmian i masowe próby odnalezienia się w nadchodzącej rzeczywistości. Przepraszam za tajemniczość, ale naprawdę się gubię i próbuję odnaleźć.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(11 votes)

Algorytm Agory, czyli nieważne jak głosujesz, bo złodzieje z Hash|Fm liczą głosy

$
0
0

Najmocniej przepraszam i za temat dzisiejszego wpisu i za banalną formułę „proszę mi wierzyć, że mam gdzieś konkurs dla publicystów specjalnej troski”, ale sprawa jest dużo poważniejsza niż się może wydawać i dotyczy wszelkich rankingów, głosów oraz metod promowania właściwych ludzi. Na stronach Blog Roku od dwóch lat trwa nowe czarowanie oparte na algorytmach firm analizujących siłę marki, mówiąc po ludzku jakieś tam skrypty wskazują na popularność autorów w Internecie. Onet.pl wynajął dwie firmy i żeby było ciekawiej, jedną z nich jest Brand24.pl, który był partnerem WOŚP w czasie "23 Finału". Ktoś wyrywny powie, że już wszystko jasne. Otóż nie! Brand24.pl blog Matki Kurki swoim algorytmem, jaki by on nie był, umieścił wśród 10 najlepszych blogów i reszta blogów, na moje oko, też ma uczciwe wskaźniki. Z grubsza przejrzałem ich kryteria i rzeczywiście jest tak, że opierają się głównie na kanałach społecznościowych: Youtube, Facebook, Twitter, Istagram i liczbie cytowań, co przekłada się na ranking. Kontrowersje.net mają tylko dwa kanały, nie ma portalu na YouTube i Instagramie, czym można wytłumaczyć 10 miejsce. Nie szukam tu „spisku”, czy też jakiejś krzywdy, zwłaszcza, że to wszystko jest fikcją bez znaczenia, rankingi i sms-y nabijają kasę kolejnym tajemniczym fundacjom i właśnie różnym dziwnym firmom „marketingowym”. Na końcu i tak jurorzy wybierają największą poprawną politycznie tandetę, koniecznie doświadczoną obłożną lub „oryginalną” chorobą. Ważne jest coś innego, mianowicie złodziejskie poczucie bezkarności, wsparte kpiną z wszelkiej przyzwoitości i ta charakterystyka, jak w twarz strzelił pasuje do firmy Hash|Fm. W przypadku tej „firmy”, za chwilę będzie sobie można krzyknąć wszystko jasne, ale wcześniej parę danych. Hash|Fm reprezentowana jest przez prezesa zarządu Konrada Traczyka i członka zarządu Macieja Wichę, ten drugi pan jest jednocześnie członkiem zarządu Trade.com Polska, w tle mamy jeszcze AdTaily.pl. We wszystkich wymienionych podmiotach udziały posiada… Agora S.A. I teraz wszystko jasne!

Złodziejski algorytm z Agory najwyraźniej widać na tle poważnych i renomowanych statystyk dla portalu kontrowersje.net, czyli nieskromnie mówiąc de facto blogu Matka Kurka. Jeden z bardziej szanowanych rankingów Alexa.com w tej chwili daje portalowi kontrowersje.net 52.673, dla porównania strona blogroku.pl ma promil mniej 51 809 (im niższa liczba tym lepiej). Nie przeglądałem wszystkich blogów, ale te główne, które widziałem mogą pomarzyć o podobnym wyniku. Gemius, zdecydowany lider wśród „statystów”, dla portalu kontrowersje.net pokazał średnią z ostatnich 13 miesięcy na poziomie: 101 862 Unikalnych Użytkowników na miesiąc. Łączna liczba Unikalnych Użytkowników to ponad 1 600 000. Na Facebook liczba „lajków” zbliża się do 7 tysięcy, na Twitterze do 2 tysięcy. We wspomnianym Brand24.pl też jest nieźle, bo w pierwszej 10-tce. Poziomu cytowania w mediach i na innych blogach nie jestem w stanie podać, ale po „przygodach” z Owsiakiem nie sądzę, aby jakikolwiek blog w onteowskich zawodach mógł się zbliżyć na dwa kilometry. To są wskaźniki obiektywne, policzalne, widoczne, jednak zawsze może się znaleźć jakiś mądrala i powiedzieć, że Hash|Fm to profesjonaliści, którzy korzystają z nowoczesnych narzędzi i dlatego blog Matka Kurka przepada w „odmętach szaleństwa”. No to mam jeszcze jeden wskaźnik dla mądrali, ze strony…. Hash|Fm. Kilka miesięcy temu zapobiegawczo stworzyłem tam konto, pamiętając doskonale, co ta „firma drucik” wyczyniała w zeszłym roku. Proszę bardzo, to są statystyki dla bloga Matka Kurka z oficjalnej strony Hash|Fm:

hashstrona.png

Wkleiłem link i zrzut ekranu, ponieważ pełne dane dostępne są dopiero po zalogowaniu. Jak widać strona jest w pierwszej 10-tce blogów i to w trzech kolejnych kryteriach. A teraz proszę spojrzeć na to:

onethash.png

Oczywiście napisałem do kabareciarzy z Agory i po kilku godzinach dostałem pierwszy skecz w odpowiedzi:

Szanowny Panie,

Wskaźnik wyliczany przez nas na potrzeby konkursu Blog Roku, a wskaźniki w portfolio użytkownika Hash.fm wyliczane są przez inne algorytmy. To nie są te same wskaźniki.

Ponadto w przypadku Blogu Roku bierzemy pod uwagę zaangażowanie generowane w kanałach w mediach społecznościowych przynależących bezpośrednio do zgłaszanego bloga i twórcy.

Zgłoszony przez Pana blog to kontrowersje.net/blogi/matkakurka, a zatem nie są brane pod uwagę dane pochodzące z Twittera oraz Facebooka Kontrowersje.net, ze względu na przynależność tych kanałów do całego portalu kontrowersje.net, a nie zgłoszonego bloga.

Pozdrawiam,
Piotr Motrenko
Hash.fm

Boki zrywać, prawda? Oni mają inny „algorytm” popularności blogów i autorów dla własnej strony, a inny dla Onet.pl i ten dowcip ubawił mnie najbardziej, zwłaszcza, że inność w jednym przypadku powoduje trzy miejsca w pierwszej 10-tce, a w drugim na skali pojawia się 0, słownie ZORO, czyli „nie mamy pańskiego bloga i co pan nam zrobisz?”. Wniosek jest komediowy, w zależności od "algorytmu", Agorze raz wychodzi Flip innym razem Flap, raz lokomotywa, drugi raz taczka. Dodatkowo kabareciarze napisali, że adres się nie zgadza, bo kontrowersje.net i kontrowersje.net/blogi/matkakurka to nie to samo. Sęk w tym, że na kanale Facebook i TT po pierwsze jest jeden administrator i publikowane są wyłącznie teksty i komentarze z bloga Matka Kurka, po drugie linki na TT i Facebook prowadzą do konkretnych tekstów, a zatem i autora. W sposób oczywisty na Facebooku, Twitterze i we wszystkich przeglądarkach pojawiają się wpisy dla konkretnych artykułów, tym samym konkretnego autora np.: Uzasadnienie wyroku: Matka Kurka pisał o faktach, zeznania Owsiaka, Dobiesa i Pilarskiej niewiarygodne Z kolei adres www.kontrowersje.net, czy http://kontrowersje.net/blogi/matkakurka to z definicji jeden link, na którym w sensie treści kompletnie nic się nie dzieje, ponieważ to tylko domena i subdomena. Tę „oczywistą oczywistość” potwierdziła firma Brand24.pl, która korzysta z niemal IDENTYCZNYCH kryteriów oceny, bo innych po prostu nie ma, stąd blog Matka Kurka w Brand24.pl znalazł się na 10 miejscu. W związku z powyższym poprosiłem o komentarz do „algorytmu” Agory organizatora Onet.pl i jak zwykle zapadła wymowna cisza.

Podsumowując „firma drucik" Hash|Fm, to złodzieje, którzy okradają ludzi, nie wzorem zdefiniowanego w kodeksie karnym przestępcy, bo ci z Agory nie wynoszą lodówki z domu, ani nie kradną samochodów, oni kradną ludzką pracę, wysiłek, dorobek, markę. Kasują pracę wraz z autorem i potem inni wyrobnicy piszą o frustratach, którzy atakują znanych i lubianych z powodu własnej nieudolności. Przy takich „rankingach” i „analizach”, przy takim złodziejstwie można swoje wysiłki i talenty 24 na dobę wrzucać do beczki bez dna, czyli do „algorytmu Agory”. Hash|Fm to garażowcy, bez znaczenia w świecie Internetu, nawet polskim, ale ich istnienie pokazuje coś więcej niż prostacką manipulację w nieistotnych zawodach paraolimpijskich. Oni z właściwą dla siebie bezczelnością pokazują, jak działa „algorytm Agory” w dużo poważniejszych rankingach, które decydują o pozycji na rynku, przychodach, liczbie klientów, reklamodawców i wreszcie miejscu w parlamencie. U złodziei z Hash|Fm konto zlikwiduję i namawiam do likwidacji wszystkich okradanych, o ile ktoś tam zbłądził. Nie karmić garażu dla zasady, żeby złodziej nie miał poczucia bezkarności, obojętnie, co i komu kradnie. Na koniec proszę też o komentarze, linki, „prześlij dalej” i te wszystkie aktywności na Facebook, Twitterze i innych miejscach. Ta prośba to też ZASADA, która udowadnia, że złodziejskie statystyki mają się nijak do rzeczywistości. We wszystkich możliwych rankingach w pierwszej 10 Bloga Roku prócz kontrowersje.net nie udało się utrzymać NIKOMU, dlatego Agora spuściła z łańcucha swój „algorytm”. Sądzę, że warto kolejny raz ośmieszyć kabareciarzy, tyle możemy i chyba powinniśmy zrobić.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(15 votes)

Ujawniamy! Durczok "z żalem" rezygnuje z jurora w konkursie Blog Roku!

$
0
0

Jak to było? Presja ma sens? Otóż ma sens, nie tyle presja, co otwarte, twarde, rzetelne pisanie o faktach. Pan redaktor Durczok, przez wielu nazywany "tym, którego nazwiska nie wolno wymieniać", był łaskaw zrezygnować z zaszczytnej funkcji jurora i autorytetu dla młodych publicystów. Dosłownie przed chwilą otrzymałem maila z tą "porażającą" informację i coś mi się wydaje, że decyzja redaktora Durczoka miała ścisły związek z publikacją zamieszczoną na kontrowersje.net: Kto i czym „upierdolił” stół Kamila Durczoka?Tego sensacyjnego wydarzenia nie można traktować w kategoriach zwycięstwa, ponieważ zwycięstwem będzie ujawnienie całego bagna w TVN, biurach i gabinetach innych "nietykalnych", którzy gęby mają wypełnione "nowoczesnymi" frazesami, a we własnym gronie i środowisku zachowują się jak jaskiniowcy. Poniżej zamieszczam treść maila z pełnym komunikatem Onet.pl. Warto przeczytać na głos, bo to doskonały trening dla przepony, taki interwałowy, najpierw trzeba nabrać powietrza do czytania, a później człowiek parska śmiechem.

Szanowny Panie,

Jako organizatorzy konkursu Blog Roku 2014 jesteśmy zobowiązani powiadomić, że Kamil Durczok ze względu na zmianę terminów zobowiązań zawodowych z żalem zrezygnował ze swojej funkcji jurora konkursu w kategorii Życie i społeczeństwo. W tej bardzo istotnej roli zastąpi go nasz zeszłoroczny laureat Konrad Kruczkowski, autor bloga Halo Ziemia. Gwarantujemy, że Konrad, jako postać bardzo zaangażowana w sprawy społeczne i blogosferę, podejdzie profesjonalnie do oceny blogów. Jesteśmy przekonani, że dokona rzetelnego wyboru. Wyniki blogów nominowanych w kategoriach, w tym w kategorii Życie i społeczeństwo, ogłosimy zgodnie z planem 23 lutego.

Z poważaniem
Dorota Szostek – Rejowska
Koordynator konkursu Blog Roku 2014

Konrad Kruczkowski autor bloga haloziemia.pl nagrodzonego tytułami Bloga Roku 2013, Bloga Blogerów i Bloga Roku w kategorii Publicystka, polityka i społeczeństwo. Na swoim blogu porusza kwestie społeczne: role i model ojcostwa, kwestie wykluczeń, dużo uwagi poświęca organizacjom z sektora NGO. Jako bloger jest przyjacielem i ambasadorem Stowarzyszenia WIOSNA, gdzie aktywnie wspiera Szlachetna Paczkę i Akademię Przyszłości. Jeden z autorów Onet. Publikuje również w miesięczniku "W Drodze" i serwisie DEON.pl. Aktualnie pracuje nad swoją pierwszą książką, która w 2015 roku ukaże się nakładem wydawnictwa Zielona Sowa.
Do niedawna związany z branżą reklamową, dzisiaj zajmuje się tylko i wyłącznie publicystyką i mediami. Prywatnie mąż i tata.

Pozdrawiamy,
Redakcja Blog Roku

--
Udostępnij zdjęcie z hashtagiem #BlogRoku i wygraj podwójne zaproszenie na Galę Bloga Roku. Szczegóły.

Grupa Onet.pl SA, ul. Pilotów 10, 31-462 Kraków; Spółka zarejestrowana w Sądzie Rejonowym dla miasta Kraków-Śródmieście, XI Wydział Gospodarczy, KRS 0000007763; NIP 734-00-09-469, Kapitał Zakładowy Spółki 7 580 648 PLN.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(9 votes)

TVN powołuje komisję! Proponuję szyld: „Do spraw Kamila Durczoka i Beaty Tadli”

$
0
0

Dotąd uważałem, że to Owsiak jest królem wszelkich błazeństw i tandetnych chwytów, które nawet obok PR nie leżały, a są zwykłą propagandą. Zmieniam zdanie, właściwie to konkurencja za mnie zmieniła i pobiła króla jednym manewrem oskrzydlającym. TVN swoją decyzją o powołaniu „komisji do spraw molestowania” przebił wszystkie skale pośmiewiska, prymitywizmu, hipokryzji i popularnego „rżnięcia głupa”. Dzięki Bogu te igrzyska dla konsumentów „polędwicy sopockiej” i „Tańca z gwiazdami” odbywają się za prywatne pieniądze, ale to wcale nie znaczy, że robienie z ludzi idiotów ma pozostać bezkarne. Ujawniłem nazwisko Durczoka, jednoczenie chroniłem nazwisko znanej prezenterki, ponieważ w niewielkim stopniu przemawiał do mnie argument „ona w końcu jest ofiarą”. Jednak czas płynie, bezczelność poganiana obłudą narasta i mglisty argument po pierwsze się zużył, po drugie nie tylko Durczok jest hipokrytą, ale całe „środowisko” wyzwolonego dziennikarstwa, nie wykluczając Bety Tadli chcącej uchodzić za pokrzywdzoną. Przypomnijmy przede wszystkim czym żyją dziennikarskie magle i bazary, zanim znów się zacznie żarliwa dyskusja, z udziałem ekspertów, o wyższości dżinsów bez majtek nad majtkami bez dżinsów. Według słów „anonimowej” chociaż tak opisanej prezenterki, że klient „Providenta” domyśli się o kogo chodzi, do molestowania doszło kilka lat temu. Jak anonimowo relacjonuje Beta Tadla, dostała od Kamila Durczoka niewybredną propozycję sformułowaną mniej więcej tak: „Widzę, że nie masz majtek pod dżinsami. Jedziemy do mnie? Oprzesz się, suko, o ścianę, a ja wejdę od tyłu”. Odmówiła i chwała jej za to, jednak dalej moje współczucie dla prezenterki Tadli się kończy, bo jej zachowanie to czysty i wrachowany koniunkturalizm, z którym się zresztą nie kryje.

Po odmowie Beata Tadla została wykluczona z grona dopuszczonych do głosu i porannej ramówki, słowem: „od tej pory stałam się dla niego gównem”. Z problemem zgłosiła się do szefostwa TVN, zatem pan kabareciarz Edward Miszczak albo udaje szefa specjalnej troski albo nie ma nic w TVN do powiedzenia, skoro twierdzi, że brak mu wiedzy i powołuje komisję. Szefostwo zachowało się standardowo: „Jesteś dorosła, rób z tym, co chcesz” i prawdę mówiąc jest to niegłupia odpowiedź, bo zgodnie z prawem i przyzwoitością prezenterka Tadla powinna zgłosić sprawę policji lub prokuraturze i to z kilku paragrafów. Tak się nie stało z prostej przyczyny: „Zrozumiałam, że nagłośnienie sprawy zostanie odebrane jako nielojalność wobec firmy”. Zwracam uwagę, że Tadla nie usłyszała: „odezwiesz się, to wylecisz za nielojalność”, ona po prostu wiedziała, jakie w TVN obowiązują standardy i zamknęła buzię, nie ze strachu, tylko: „W pewnym momencie zrozumiałam, że przy nim kariery nie zrobię. Zaczął mnie lekceważyć, potem zwalczać”. W efekcie znana prezenterka za lojalność i dyplomację, która się wykazała, została potraktowana salomonowym wyrokiem, czyli „głośnym transferem z TVN do TVP”. Po latach, gdy już sobie ułożyła życie z panem Pogodynką, coś jej w środku podpowiedziało, żeby zwierzyć się dziennikarzom „Wprost”. Dziwnym rad sposobem zwierzenia te walą w skądinąd obciachowy TVN jak w bęben, jednoczenie pokazują TVP jako ostoję profesjonalizmu i schronienie dla molestowanych prezenterek. Również całkiem przypadkiem Tomasz Lis, były naczelny „Faktów” TVN, obecnie bywalec TVP, gdzie, jak zwykle, przyszedł w pakiecie ze swoją najnowszą żoną, na parówkowym portalu podnosi szlaban i pozwala walić w Durczoka ile wlezie, aż po szczeble władzy.

Nie mamy tutaj do czynienia z jednym czarnym bohaterem Durczokiem i niewinnymi owieczkami branymi od tyłu, nie mamy tutaj szlachetnej TVP i Sodomy z Gomorą w TVN. Mamy klasyczną, obrzydliwą rozgrywkę wewnętrzną między ludźmi, którzy na co dzień wiedzą, widzą i słyszą, co się dzieje. Wcale im to nie przeszkadza lub wpisują sobie w koszty, dopóki nie zacznie się jatka. W TVP i w TVN WSZYSCY znani i lubiani wiedzą o kogo i o co chodzi, podobnie zresztą jest we wszystkich redakcjach. Ze swej strony poinformowałem: dziennikarzy Wprost, TVP i Beatę Tadlę, TVN i TVN24, gwiazdy TVN: Monikę Olejnik, Katarzynę Kolendę-Zaleską, Jakuba Sobieniowskiego, Grzegorza Miecugowa, Krzysztofa Skórzyńskiego, Andrzeja Morozowskiego, Justynę Pochanke, samego Durczoka i wiele innych. Nikt nie pisnął słowem, chociaż był uprzedzony, że jakiś wariat za chwile „opluje” szefa Durczoka i „skrzywdzi” gwiazdę Tadlę.

O czym to świadczy? Przypomnę: „Zrozumiałam, że nagłośnienie sprawy zostanie odebrane jako nielojalność wobec firmy”. Rzygać się chce od tych pudrowanych twarzyczek rozmawiających z nabożeństwem o parytetach i równouprawnieniu cycków. A w studiu zaproszeni transwestyci, „geje”, Środy, Szczuki, Hartmany, zawsze wyszczekani i srogo patrzący z ambony na swoją europejską trzódkę. Trzask prask i nagle pochowali się wszyscy kaznodzieje, bez względu na obecną, czy też transformowaną płeć. Sprawa Durczoka i Tadli to jest wasze zwierciadło towarzysze i towarzyszki dziennikarze, autorytety i „autorytetki”. Tacy jesteście bez pudru i mikroportów, ciemnogród i dulszczyzna za fasadą „europejskości”. Ale najbardziej smutne jest to, że od lewa do prawa sami gieroje grillujący na zlecenie i tylko jedno słowo „pozew” zamyka gęby wojującym o wartości wszelakie. Na mnie pozew nie działa, marzy mi się pełna ława świadków złożona z gwiazd TVN, TVP i dyżurnych świeckich dobrodziejów, choć tak naprawdę wielu powinno zasiąść na ławie oskarżonych. Kogo się bać? Co wy sobą reprezentujecie, komedianci pociągani za sznureczki, niewolnicy, szara dziennikarska i „autorytatywna” maso, z pawim piórem w… kapeluszu?

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(17 votes)

Jest śmiesznie, ale po co się śmiać z Ogórek, gdy jest Komorowski?

$
0
0

Kandydatka, która ma uratować tyłek Leszkowi Millerowi, to ten starszy od Kaczyńskiego, ale w telewizji nie ma tematu, została przygotowana do roli i wypadła jak „Izaura”. No dobrze, łatwo się pośmiać i tak naprawdę nie ma kogo żałować, w końcu wiadomo kto ją delegował. Jednak po drodze jest jeszcze polityka, gdzie każdą głupotę można sprzedać jako przyszłość narodu i z każdej mądrości zrobić „podpalanie Polski”. Porównałem sobie całkowicie nieudane wystąpienie Pani Ogórek z odprawą bojarów (prezydentów miast) w wykonaniu cara Komorowskiego i jeśli chce mi się śmiać, to nie z ostatniej deski ratunku Millera. Widziałem kandydatkę Ogórek w telewizji wiele razy i muszę powiedzieć, że zachowywała się normalnie, co nie znaczy, że porywała treścią, formą i inteligencją. Nic z tych rzeczy, normalność polegała na tym, że mówiła, co miała w głowie, składała dłonie, jak chciała i w ogóle wiedziała o czy mówi, bo zaproszono ją do studia świeckiej teologii. Na spędzie wyborczym piękna i wcale nie głupia Magdalena Ogórek wypadła jak blondynka, chyba nie potrafiła przejść szkolenia i nie zdecydowała się na „prochy”. Efekt wszyscy widzieliśmy, niemniej to dobrze o Pani Ogórek świadczy. Nie umie się odnaleźć w sztucznych sytuacjach, nie umie składać rąk do kadru kampanii. Również modulowanie głosu zabija kandydatkę, co w sumie daje wyrok – odpada po pierwszym głosowaniu sms. Dalej jedynie sadysta mógłby się znęcać, ale zmieńmy temat. Bronisław Komorowski w studio, w wywiadzie, w kampanii? Lepiej gdziekolwiek? „No weź się”, jak mówi młodzież. Gdzie Bronkowi do Magdy? Gdzie, gdzie?

Magda Ogórek prezydentem nie będzie, to widać, ale po drugiej stronie widzieliśmy Bronisława Komorowskiego i proszę wybaczyć frywolność w postaci retorycznego pytania: „Na czym oko zawiesić?” Panią Ogórek ogłupiono i obrzydzono z medialnego automatu, panu Bronkowi wbrew rozsądkowi, estetyce i wszelkim prawidłom wręczono 80% zaufania. A ja chciałbym zobaczyć doktor Ogórek i Komorowskiego, za którego teść ubek zrobił magistra, w dowolnym konkursie na IQ, łącznie ze zwierzchnictwem sił zbrojnych. Kto odważny postawi na Komorowskiego w dowolnej rywalizacji z Magdaleną Ogórek? Bronek z chemii jest lepszy? Potrafi wyciągnąć pierwiastek kwadratowy? Dopłynąłby do Antypodów palcem po mapie? Jest ładniejszy? Ciekawiej mówi? No nic z tych rzeczy. Telewizja narobiła zamieszania. Z kompletnego niezguły w wersji „nieczytaty”, „niepisaty” i drogi do domu nie pamięta, zrobiono faworyta. Po drugiej stronie jest blondynka, która w ogóle się nie nadaje na prezydenta czegokolwiek, bo ma swoją infantylność i nieudolność, a wszystko uwypukla dyspozycyjna kamera. Elektoratowi w żłoby dano, ale przy takim żłobie trzeba być strasznie głupim osiołkiem, żeby się długo zastanawiać. Nie łykam z żadnego żłobu, niemniej w głowę zachodzę skąd się biorą gusta smakujące zakalca bez wąsa, skoro na tacy podano ciepłą szarlotkę i mam powody.

Jakieś 6 lat temu byłem konsumentem treści, formy i racji podawanych przez kelnerów władzy i krzywiąc twarz na wspomnienie jedno mogę powiedzieć. Głosowałbym na Magdalenę Ogórek, zakochany po uszy. Jak wiadomo facet zauroczony płcią piękną traci kontakt z rzeczywistością. Zapadam się i nie widzę horyzontu dla siebie, gdy patrzę na Madzię. Po skołatanym łbie krąży tylko jedno imię: „Magda, Madzia, Magdalena”. Trochę przesadziłem, ale polecam nowemu sztabowi PiS (to widać, że nowy), bardzo podobną, chociaż stonowaną „narrację”. Politycy mają więcej bezczelności od ludzi i na chwilę „obecną” wczuwam się w rolę… W drugiej turze Andrzej Duda pokona Magdalenę Ogórek! Pomysł na Komorowskiego jest jeden. Bronka ma nie być. Niech Ogórek się namiętnie myli przy mikrofonie, niech Duda szusuje i robi sztuczne oddychanie, byle Komorowski wyglądał jak car, a Jarubas zdobył rzeczywistą i reprezentatywną dla PSL liczbę głosów. Poza wszystkim podoba mi się wznosząca fala optymizmu. Pamiętam sceptyczne miny i nastawienie. Duda? Kto to jest Duda? Dziś widać, że Duda jest Real Madryt i to konkurencja „zrobiła różnicę”.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(7 votes)

Najładniejszy, najpiękniejszy i ma cudowne mięśnie – Andrzej Duda!

$
0
0

„Hajlować” też trzeba umieć! Niewyraźne, blade kiepsko wykonane, porażka panie Bronek i zmiana tematu. Podoba mi się nieoczekiwany optymizm, który spłynął na tę mniej wyjściową cześć suwerena, co to chadza w berecie i palcie wczesny Gierek (według relacji medialnej). Tak właśnie trzeba, o czym wie każda mama, nie macocha. Dziecka nie wolno zagłaskać i czasami ze srogą miną należy przyłożyć w tyłek, by potem wypłakać się w kuchni. Ale najgorsze, co można zrobić dziecku, to pastwić się i poniewierać. Matki i tatusiowie czerpiący satysfakcję z nękania dzieci nie nadają się do niczego. Bardzo podobnie relacje wyglądają w życiu publicznym. Wyborco! Nie znęcaj się nad sobą samym i nie męcz bliźniego, bo mogło się zdarzyć w cholerę gorzej. Widzę Andrzeja Dudę, jako debiutanta w sportowych zawodach albo pomocnika, który błysnął kilkoma fajnymi zagraniami w środku pola. Mam się wyżyć i gwizdać? No chyba Ty, jak mawia młodzież. Parę miesięcy temu wszyscy mówili, że pozamiatane, że się nie da, że Bronek został namaszczony. Dziś nawet w idiotycznych sondażach mamy II turę, czyli tyle ile sobie wymarzyłem na stracie. Patrzę na dokonania Andrzeja Dudy i naprawdę jestem pod wrażeniem, chociaż kompletnie nie nadaję się do chwalenia kogokolwiek. Chłopak ma jaja, potrafi przyjąć do wiadomości, że musi robić za Marcinkiewicza, jednocześnie nijak Marcinkiewicza nie przypomina. Doktor prawa szusujący na nartach, ma konto w banku, prawo jazdy, żonę, córkę i chyba nie ma kota. Czarny sen „establishmentu”. Nie sprawdzałem, ale domyślam się, że potrafi obsługiwać komórkę, umieścić film na YouTube i do tego przeczytał „Mistrza i Małgorzatę”. Trochę sobie żartuję, trochę sobie pozwalam, ale jednocześnie widzę właściwego człowieka na właściwym miejscu. Nim usłyszę, że ktoś mi za te „laurki” płaci, odpowiem, że chętnie będę kadził za darmo. Więcej! Liczę się z kosztami!

Robią na mnie wrażenie inteligentni ludzie, którzy zdają sobie sprawę, że muszą zatańczyć na wiejskiej zabawie, żeby we wsi pojawiła się elektryczność. I Andrzej Duda takim człowiekiem się wydaje. Cała ta próba racjonalizowania wyboru ma swoje wady i zalety, ale najciekawszy jest optymizm. Dawno nie było tak, żeby Polacy „ze skrzydła B”, pozbawieni złudzeń, dostrzegali światełko w tunelu. Duda wprowadził nową jakość dla wyborców gorszego Boga i warto dmuchać na ten optymizm. Parę tygodni temu sam uznałbym za wariata każdego nawiedzonego, który mówiłby o realnych szansach na drugą turę. Teraz jestem skłonny ponieść się fantazji i myśleć o wygranej. Duda ma naturalny dar, potrafi mówić o czym myśli i robi to w taki sposób, że chce się go słuchać, a przynajmniej nie chce się… wyjść z kina. Komorowski wygląda przy nim jak inspektor sanepidu i w takim duchu chciałbym przyglądać się rzeczywistości. Mądra matka wie, kiedy przyłożyć w tyłek i kiedy pogłaskać, wierny kibic też nie krzyczy przed meczem „dostaniemy w dupę”. Skoro zdarzył się cud optymizmu, to z pewną taką nieśmiałością, rodem z pierwszych reklam podpasek, dajmy się ponieść wierze w zwycięstwo. Co to szkodzi? Propagandziści partii matki z każdego jełopa potrafią zrobić Kandyda albo eldorado w budowie.

„Gorsi” Polacy mają naprawdę niezły „ludzki materiał” i nie ma się czego wstydzić. Zatem trwaj optymizmie i czuj się naturalnie podtrzymywany. Łatwość w dostrzeganiu różnic między Komorowskim i Dudą polega też na tym, że różnice dają po oczach niczym spawarka. Na pana Bronka bez maski ciężko patrzeć i dostrzec o co mu chodzi. Duda robi swoje i oczy nie pieką. Dobrze, wiem ja, Ty, On, Ona i nawet Ono, że polityka jest oszustwem, ale przyjemniej się patrzy na oszukiwanie, które nie wywołuje odruchów obronnych, że o innych odruchach nie wspomnę. Na końcu i tak jest cel, dlatego nie cierpiąc estetycznie widzę na fotelu prezydenta człowieka o jakiś milion razy mądrzejszego, normalniejszego i bardziej rokującego niż obecny stróż żyrandola. Optymizm, którego nie należy mylić z naiwnością jest cholernie ważny. Sam nie wiem kiedy i w jaki sposób powiało optymizmem i tym bardziej nie mam zamiaru przychodzić na gotowe, żeby psuć marudzeniem. W podsumowaniu optymizmu powiem tyle, że II tura jest pewna, a później się zobaczy, chociaż na miejscu Komorowskiego spałbym na stojąco i jak zając.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
4.734546
Average: 4.7(11 votes)

Przychodzi Sawicka do Wielowieyskiej, czyli beczy Durczok w TOK FM

$
0
0

Kamili Durczok, niegdysiejszy twardziel, który tak dzielenie grillował wszystkich przeciwników Zjednoczonej w Oświeceniu Unii Europejskiej, który nie przepuścił księdzu pedofilowi, który razem z kolegami redakcyjnymi 123 razy pokazał materiał z pijanym Wiplerem i 213 razy wymachiwał z ekranu siusiakiem Hofmana, popłakał się dziś w TOK FM na piersi siostry miłosierdzia Dominiki. Ryczał jak bóbr i tak wiarygodnie, jak swego czasu lamentowała „skrzywdzona” Sawicka. Potem się jakoś redaktor Durczok ogarnął i dość oryginalnie, bo nie poleciał „hejterem”, zapowiedział: „pismo procesowe skierowane do blogera”, w obronie swoich dóbr osobistych. Słusznie, w takich okolicznościach tylko sądowe rozstrzygnięcie ma sens, ale za chińskiego boga nie rozumiem, w jaki sposób pan Durczok chce obronić cnotę, którą stracił gdy na świecie nie było jeszcze TVN? Mam nadzieję, że zobaczymy ten wyczyn już wkrótce. Oczywiście natychmiast znalazły się wzruszone ciotki i mamuśki medialne wyrażające jakże klasyczne oburzenie: „Durczok nie jest z mojej bajki, ale to podłość, tak insynuować”. Podobne dwulicowe i efekciarskie zdrowaśki padają zewsząd, tymczasem prawda jest jedna, chociaż złożona. Po pierwsze te same ciotki i mamuśki plotkują ile wlezie przy kawuni i ptysiu, ale tak po cichutku, dla rozrywki. Po drugie doskonale wiedzą, że nie chodzi o żadne „insynuacje”, ale o tabu, którym zamyka się buzie ofiarom i ludziom mającym odwagę powiedzieć głośno o kogo i o co chodzi. Po trzecie ciotki i mamuśki płci obojga dzięki swojej „ekumenicznej” postawie nadają sobie rozgrzeszenie i tytuł Moralizatora Roku jednocześnie i niczym nie ryzykując stają się beneficjentami tanich brawek ze strony środowiska. I wreszcie po czwarte, dokładnie o środowisko chodzi, bo gdyby chodziło o polityków, aktorki, czy zwykłego człowieka, mielibyśmy w „Faktach” i w „Faktach po Faktach” wesołą jazdę, aż do odwołania.

Durczok, który na wizji mieszał z błotem dziesiątki ludzi i był wieloletnim szefem programu mieszającego z błotem setki ludzi, popłakał się jak Sawicka nad własnym marnym losem. Mnie to nie wzrusza. Powtórzę głośno i wyraźnie, że nie ma żadnych insynuacji, są FAKTY i fakty po faktach. Znów napisałem prawdę, brzydką, wstydliwą, upokarzającą, jednak UDOKUMENTOWANĄ prawdę, której inni bali się dotknąć. Wykonałem dziennikarską robotę z zachowaniem wszelkich prawideł, zweryfikowałem źródła, zwróciłem się do każdej zainteresowanej strony, na wszystko mam potwierdzenia. Co więcej kolejne fakty spływają na skrzynkę i bardzo się cieszę, że będę mógł o dokonaniach pana Durczoka porozmawiać w sądzie, to najlepsze z możliwych miejsc. Dzień po dniu, żeby nie napisać o każdej porze dnia i nocy, tacy ludzie, jak Durczok i Wielowieyska czują się kapłanami i głosicielami jedynie słusznych racji. Rozstawiają po kątach, wychowują, dyscyplinują, szydzą, wyśmiewają, zasypują pytaniami i wątpliwościami. Widziałem setki gości zaproszonych do GW i TVN, widziałem setki przejechanych medialnym walcem, ale takiej żałości, jaką z siebie wydał Kamil Durczok i takiej dwulicowości, jaką popisała się siostra miłosierdzia Dominika, z gromnicą nie znajdziesz. Oboje doskonale wiedzą, że nie chodzi o pomówienia, że sprawa ta od lat była tematem rozmów przy kawusi, że poziom bezczelności i bezkarności Durczoka wyróżniał się na tle pozostałych bezkarnych i bezczelnych. Mimo wszystko medialne dzieci lepszego boga urządzają sobie żenujące widowisko, melodramat przy mikrofonie, gdzie wszystkie role zostały postawione na głowie.

Durczok traktował kobiety i mężczyzn, jak śmieci, ale zawsze można powiedzieć w radiu, że to „porywczy charakter i pewien specyficzny styl bycia”. Durczok odzywał się do kobiet i mężczyzn poniżej poziomu panów proszących o 2 złote brakujące do nalewki, ale w telewizji można to nazwać „pewnym problemem, jeśli chodzi o wyznaczenie granicy między zawodem i prywatnością, poczuciem humoru i niestosownością”. Takie jest życie panie Durczok. Wipler z obitą facjatą przeleciał się po wszystkich głównych wydaniach, Hofman w czasie prywatnej imprezy palnął banałem „erotycznym” i stał się tematem tygodnia. Teraz to pan Kamil leży pod knajpą w Warszawie, teraz pan Kamil macha siusiakiem i aż dziw bierze, że w standardzie, który redaktor Durczok sam stworzył i czuł się w nim doskonale, nagle się poryczał, jak Sawicka. Jeszcze mnie pan redaktor nie zdążył przeprosić za brednie i łgarstwa, jakie TVN opowiadała na mój temat, przy okazji procesu z Owsiakiem, a już będzie się Durczok o kota sądził, czy o „sukę”, bo nie bardzo zrozumiałem o jaki przecinek w moich tekstach chodzi. Śmieszni jesteście i przewidywalni do bólu, medialne książęta, śmieszne są wasze reżyserowane szopki umoralniające, śmieszne wyciskane łzy, śmieszne miny, śmieszne słowa i śmieszne pozwy pisane przez śmiesznie drogich mecenasów. Płaczcie dalej nad swoją mizerią, bo nic innego wam nie pozostało, a do łez będziecie doprowadzeni jeszcze nie raz – obrazkami z własnego życia.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(20 votes)

A może rzeczywiście powstał chaos i stąd te wszystkie cuda z prowincjonalnego magla?

$
0
0

Zastanawiam się nad trochę inną wersją wydarzeń niż zdalne sterowanie RP III. Co do zasady i zdrowego myślenia, nic się nie zmieniło, bo nic się zmienić nie może. W Polsce od lat rządzą marionetki, które są poniewierane, szantażowane i ustawione po kątach przez kilku mocodawców, zamieniających się rolami i zyskami. Tylko to działanie miało sens, gdy trwała „wielka prywatyzacja”, gdy się prało ludziom mózgi i pompowało nową wersję realnego socjalizmu, jako „młoda demokrację”. Dziś wszystko jest poukładane, doszczętnie ogłupione, słowem można iść na urlop. Poza lasami do przejęcia i kontraktami dla armii nie ma się czym podniecać i umówmy się, że to są grosze w skali biznesów światowych. Putin walczy o taką stawkę, jak dawana Rosja Radziecka, islamiści walczą o Europę, Chiny z Izraelem walczą o Amerykę, Niemcy o Europę. Czy my aby nie przesadzamy z tym polskim pępkiem świata, podejrzewając, że to w Polsce stykają się wszystkie interesy światowej bezpieki? Co właściwie Putin miałby do roboty w RP III, poza zabawą? Tego kopnąć w zadek, tamtemu rzucić cukierka innemu sprzedać telewizję? Wszystkie sprawy ma Rosja radziecka w Polsce pozałatwiane, a najważniejsze, że już nikt nie organizuje państw ościennych przeciw wielkiemu niedźwiedziowi. USA mają się bić o te śmieszne kilkadziesiąt miliardów dolarów rozłożonych na 10 lat? Ile te nowe „jastrzębie” w częściach będą składać? Niemcy robią co chcą, w całej Europie, to i w Polsce nie muszą mieć żadnego przedstawicielstwa, hurtem sprawy pozałatwiają prostym komunikatem z Berlina. Do czego zmierzam? Do teorii chaosu właśnie, Dopóki w jakimś kraju istnieje wyraźny interes dla wielkiego gracza, to taki kraj jak Polska może być języczkiem u wagi. Tak się działo za czasów Lecha Kaczyńskiego, który ile mógł tyle psuł krwi Putinowi i zachód na Niego też patrzył wilczym okiem.

Teraz nie ma interesu, „elity” usadzane na stołkach da się zabić woreczkiem białego proszku albo kasetą porno. Całe wybory można ustawić jednym przetargiem na komputerowe liczenie głosów. I nic się nie dzieje. Rewolucji nie widać, zatem jeszcze raz zapytam. O co się bić? Nie ma o co i tak sobie myślę, że z polskiego interesu wielcy dawno się wycofali czekając, aż tubylcy nadludzkim wysiłkiem znów dorobią się czegoś, co będzie można za gorsze sobie wziąć. Naturalnie żadnego, nawet solidnie ogołoconego dobra nie zostawia się bez żadnej opieki tyle, że do pilnowania ruiny wystarczy postawić stróża w kufajce i ewentualnie zwykłego burka łańcuchem przywiązać do budy. Pańskie oko konia tuczy, ale gdy pana zabraknie hulaj dusza. Czy bardzo głupią byłaby taka teza, że w obliczu światowych wielkich interesów, którymi pochłonięte są mocarstwa, w Polsce jak zwykle zaczyna się jedna wielka kopanina, szumnie nazywana ekstraklasą? Gdy rządzi jeden mistrz i rozdaje wszystkie karty nie dzieją się cuda w rodzaju, ten się potknął, tamten przewrócił, raz się broń sprzedaje, innym razem zarzeka, że nic podobnego. Takie stany emocjonalne i polityczne są charakterystyczne dla tak zwanego drugiego szeregu, który w roli szefa kompletnie się nie sprawdza. W ostatnim czasie wydarzyło się tytle amatorskich historii, że coraz ciężej mi uwierzyć w profesjonalną grę służb najwyższego szczebla.

Wydaje się, że nie ma o co grać i nie ma z kim grać. Zamiast pokera widzimy Piotrusia, gówniarze się gubią bez szefostwa i próbując zbudować własne pozycje, poza podwórkowe gangi nie są w stanie wyjść. Zaśmiecanie przestrzeni publicznej rozmaitymi sensacjami wcale nie musi być zasłoną dymną z tematów zastępczych, ale wyznacznikiem prowincjonalnych przepychanek. Gdyby rzeczywiście jakaś wielka służba miała w Polsce wielki biznes do zrobienia, ten na wzór lat 90-tych, wszystko by tu chodziło jak w zegarku. Jeden Balcerowicz, jedna myśl, jedna prywatyzacja. Tymczasem, co się dzieje? Każdy ma coś do powiedzenia, byle lebiega sypie receptami, pierwszy lepszy dziennikarz dostaje się na czołówki, cholera wie kto jest premierem i jeszcze w dodatku prezydent „przesypia kampanię”. Dam się przekonać w kawałku albo w całości, że zbyt daleko idę w domysłach, niemniej pamiętam czasy, gdy w Polsce było co kraść i porównuję z dzisiejszym stanem posiadania. To musi działać podobnie, jak w kultowej grze Monopol. Komu się będzie chciało bić o jakąś stodołę w Łomży, gdy na planszy walka trwa o rafinerie, kopalnie i czarnoziem zdolny wyżywić całą Europę. Czyż nie? Na moje oko RP III pozostawiono pomagierom, którym od czasu do czasu rzuci się porządkujący rozkaz, jednak co do zasady padło hasło: „szarpcie się o te ochłapy i nie przeszkadzajcie w poważnej robocie”.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(8 votes)

Ważniejszy od interesów Putina i Orbana jest zegarek Michała Kamińskiego

$
0
0

W 100% zgadzam się z rozżaleniem i próbą zwrócenia uwagi na sprawy istotne, a nie pierdoły, ale w 1% nie zgadzam się, że nagłaśnianiem spraw istotnych uda się cokolwiek w Polsce zmienić. Przekroczyłem już wiek chrystusowy, co zobowiązuje do powagi i sporej dawki sceptycyzmu. Za stary jestem, żeby zmieniać świat metodami błędnego rycerza, a hasło „Rzeczpospolita gore” w większości spotyka się z rechoczącym odzewem. Krzycz sobie ile chcesz „oryginale”, że wojna u bram Ojczyzny to nie sen wariata, ale realne zagrożenie. Nikt lub garstka innych oryginałów potraktuje cię poważnie. Można nad tym ubolewać, jednak rozsądniej jest dochodzić do tych samych celów sprytnymi i łatwiejszymi drogami. Chciałbym napisać i jeszcze to zrobię, że tajemnica sukcesów i bezkarności Orbana chyba się smutno wyjaśniła, ale najpierw obowiązki i działania skuteczne. Moim pomysłem na zmianę rzeczywistości jest zmiana kadr i tak się składa, że w Polsce nie wysadzisz ze stolca ministra, który ukradł z kumplami miliardy, ani dziennikarza łżącego 24 na dobę w interesie obcych. Natomiast istnieją sprawdzone metody, jak zegarek za 30 tysięcy, płacząca niunia, która się po latach poczuła dotknięta klepnięciem w półdupek, czy woreczek po białym proszku pozostawiony na kasecie porno. Naprawdę jest mi całkowicie obojętne, który sprzedawczyk, zdrajca, złodziej lub tandeciarz zostanie wywieziony na taczkach z powodu starych gaci, a który zapomniał wyczyści kartę kredytową. Jeśli się tylko jeden z drugim pogubi w kłamstwie, złodziejstwie, niechlujstwie, bezczelności lub głupocie, to natychmiast będzie mój. Tym sposobem, bez najmniejszego zażenowania i z wiarą w skuteczność działań składam zawiadomienie do prokuratury. Powiadamiam prokuraturę w związku z „nieostrożnością” Michała Kamińskiego. Człowieka ten niegodny czyścić sejmowej muszli, a co dopiero zasiadać w fotelu sekretarza stanu, wpadł tak, jak przez większość życia postępował – głupio i podle. Skompromitowany koniunkturalista Michał Kamiński zwany „Miśkiem” z jednej strony się wystraszył, z drugiej wyłożył na zegarku. No to „mordo ty moja”, która się wycierałaś nie jedną świętością i przyzwoitością, jesteś moja.

PS Jak zwykle mam dowody, na powyższą i poniższą treść.

Piotr Wielgucki Biskupin, dnia 19.02.2015
Biskupin 85A
59-225 Chojnów

Prokuratura Generalna
ul. Rakowiecka 26/30
02-528 Warszawa

Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa
Na podstawie art. 233 kk § 1 i w związku z art. 35 Ustawy z dnia 9 maja 1996 r. o wykonywaniu mandatu posła i senatora zawiadamiam o możliwości popełnienia przestępstwa przez Pana Michała Kamińskiego, pełniącego funkcję sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Uzasadnienie

W dniu 18 lutego 2015 roku na stronie internetowej www.fakt.pl ukazał się artykuł pod tytułem: „Nowa afera zegarkowa w rządzie!” (http://www.fakt.pl/polityka/kaminski-nie-wpisal-zegarka-do-oswiadczenia-afera-zegarkowa,artykuly,525058.html) Z treści publikacji jednoznacznie wynika, że Pan Michał Kamiński pełniący funkcje sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, dopuścił się przestępstwa z art. 233 kk § 1, w związku z art. 35 Ustawy z dnia 9 maja 1996 r. o wykonywaniu mandatu posła i senatora. Według ustaleń zamieszczonych w treści artykułu Pan Michał Kamiński dopiero w oświadczeniu majątkowym z roku 2015 wykazał zegarek marki Paul Picot Gentleman 42, który posiada od kilku lat. Zgodnie z z art. 233 kk § 1, w związku z art. 35 Ustawy z dnia 9 maja 1996 r. o wykonywaniu mandatu posła i senatora brak wykazania przedmiotu o wartości powyżej 10 tysięcy złotych jest przestępstwem. Zważyć należy, że Autor artykułu mówi wprost o złamaniu prawa przez Michała Kamińskiego:

W najnowszym oświadczeniu majątkowym Michał Kamiński (43 l.), minister w Kancelarii Premiera, wpisał swój ostatni nabytek – chodzi o zegarek marki Paul Picot, dokładnie o model Gentleman 42, wart 37 tys. zł. I jak Kamiński zapewnił Fakt, kupił go sam już po odejściu z europarlamentu, a przed podjęciem pracy u boku Ewy Kopacz (59 l.). Dotarliśmy do zdjęć z lipca 2011 roku, na których Kamiński z dumą prezentuje... dokładnie taki sam czasomierz! Dlaczego więc wtedy nie wpisał go do swojego oświadczenia majątkowego?

Jednocześnie w treści artykułu przedstawiano szereg dowodów, w postaci dokumentów potwierdzających opisany stan rzeczy:

1. Oświadczenie majątkowe Michała Kamińskiego pełniącego funkcję sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z roku 2015.
2. Oświadczenie majątkowe Michała Kamińskiego pełniącego funkcję deputowanego w Parlamencie Europejskim z roku 2012, 2013 i 2014.
3. Zdjęcia z roku 2011 potwierdzające posiadanie przez Pana Michała Kamińskiego zegarka Paul Picot Gentleman 42.

W związku z powyższym i mając na uwadze, że sprawa dotyczy wysokiego urzędnika w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów powiadamiam o wysoce uprawdopodobnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Warto również podkreślić, że sprawę opisało wiele innych mediów (niezalezna.pl, polityce.pl, se.pl), a w swoim czasie identyczne zarzuty media stawiały innemu wysokiemu urzędnikowi w gabinecie Premiera Rzeczypospolitej Polskiej, Sławomirowi Nowakowi. Szczególną uwagę zwraca fakt, że obecne zachowanie Pana Michała Kamińskiego jest niemal tożsame z ówczesnym zachowaniem Sławomira Nowaka. Po pierwsze wszystko wskazuje, że Pan Michał Kamiński nabył wartościowy zegarek znacznie wcześniej, niż to zadeklarował w oświadczeniach majątkowych. Po drugie Pan Michał Kamiński według mojej wiedzy nie reaguje na zapytania medialne, w tym wysłane przeze mnie drogą mailową, które potwierdził sekretariat KPRM. Po trzecie to presja i publikacje medialne, a nie wysoki standard moralny i prawny urzędnika państwowego Michała Kamińskiego spowodował, że wartościowy przedmiot znalazł się w oświadczeniu. W zaistniałej sytuacji domagam się, aby prokuratura ustaliła stan faktyczny i podjęła działania przewidziane prawem, w tym celu wnoszę o przeprowadzenie następujących czynności:

1. Ustalenie tożsamości Autora/ów publikacji „Nowa afera zegarkowa w rządzie!” z dnia 18 lutego 2015 roku, zamieszczonej na stronie internetowej http://www.fakt.pl/polityka/kaminski-nie-wpisal-zegarka-do-oswiadczenia-afera-zegarkowa,artykuly,525058.html i przesłuchanie w roli świadka/ów na okoliczność treści zawartej w zawiadomieniu i samym artykule.
2. Przesłuchanie Michała Kamińskiego, celem ustalenia w jakim czasie nabył zegarek Paul Picot Gentleman 42 o wartości powyżej 10 tysięcy złotych.
3. Ustalenie, czy Michał Kamiński posiada dowód zakupu identyfikujący zakupiony zegarek Paul Picot Gentleman 42 na podstawie numeru fabrycznego lub innych cech szczególnych.

Piotr Wielgucki

Załączniki:

1. Wydruk ze strony internetowej http://www.fakt.pl/polityka/kaminski-nie-wpisal-zegarka-do-oswiadczenia-afera-zegarkowa,artykuly,525058.html
2. Wydruk maila wysłanego na adres sekretariatu KPRM.
3. Wydruk potwierdzenia odczytania wiadomości przez sekretariat KPRM

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.233848
Average: 5.2(13 votes)

Frajerom uświadamiam, że przecwelenie jest procesem nieodwracalnym. Orbana już nie ma!

$
0
0

Człowiek jest zwierzęciem, które ma skłonności do komplikowania rzeczy naturalnych, to znaczy zachowuje się jak zwierzę, a potem tłumaczy, że to subtelność. Pozostawiając daleko w tyle wszelkie analizy polityczne motywowane sympatiami i ideologiami, każde zwierzę zwane człowiekiem z łatwością zauważy, co się stało w Budapeszcie przy pomniku „radzieckich wyzwolicieli” z 1956 roku. Owczarek Kaukaski obsikał teren, na oczach węgierskiego ratlerka, który obwąchał siki, zakwilił i zamerdał podkulonym ogonkiem. W świecie ludzkim ten zwierzęcy obyczaj nazywa się przecweleniem, o którym swego czasu pisałem bogato. Proces kryminalnego upokarzania jest nieodwracalny i w związku z tym kompletnie nie interesują mnie dywagacje za ile Orban kupił gaz od Putina i ilu Żydów w Brukseli trafił szlag. Kto nie rozumie rytuału ten się pociesza komplikowaniem rzeczy prostych, kto sięgnie do literatury fachowej będzie wiedział, że nie ma żadnych Węgier w roli partnera Rosji, tak jak nie ma pragmatycznego polityka Orbana. Od kilku dni mamy tylko jedną relację Pan – niewolnik. To, co frajerzy nazywają „realpolityk” jest tylko i wyłącznie pierwotnym zaznaczeniem terenu i upokorzeniem podległego stada. Aby zrozumieć czym jest przecwelenie trzeba sobie wyobrazić brutalność tego procesu. Gdy czytam, że obsikanie grobu i pamięci Węgrów, którzy walczyli w 1956 roku o wolność i człowieczeństwo, nie ma znaczenia, bo jest tylko sentymentalnym kwileniem nad fantastycznie niską ceną gazu, od razu przypomina mi się rytuał z podstawówki, nawet kilka rytuałów. Wyznacznikiem godności w podstawówce był proceder, który polegał na spluwaniu na ziemię, w odpowiedzi na jakieś błagania typu: „kopsnij 5 zeta”. Pluło się na ziemię, by po chwili zwrócić się do frajera: „jak mi to zliżesz”. Nie pamiętam, aby po takim zabiegu najcięższy frajer dał się upokorzyć, wszyscy podnosili głowę i rozumieli, że dyskusja się kończy.

Innym rodzajem tresury było „sprzedawanie muki”. Podchodziło się do ofiary i szybkim ruchem pięści symulowało cios we wrażliwe miejsca. Osobnik zazwyczaj się uginał, czasami ledwie drgnął, ale to i tak nie miało znaczenia, ponieważ padało sakramentalne pytanie: „Była muka?”. Gdy mięczak odpowiadał twierdząco usłyszał: „Była muka, jedna sztuka” i po tym zaklęciu dostawał kuksańca. Gdy przeczył, wyrok brzmiał jeszcze gorzej: „za brak muki, cztery sztuki”. Drodzy analitycy, politycy, Rodacy, jak widać z opisanego życia dzieci i zwierząt, wyznaczenie miejsca w szeregu jest dziecinnie łatwe i zwierzęco brutalne, jeśli się nie rozumie zasad obowiązujących w przyrodzie, to się obwąchuje siki i zlizuje z bruku ślinę. Putuin na oczach Węgier i świata przecwelił Orbana i co gorsze sporą część Węgrów. Orban poprosił o „5 zeta”, Putin splunął na ziemię i węgierski frajer wszystko grzecznie wylizał. Od tej chwili Orban będzie lizał glebę i dostawał mukę za muką, bez względu na to jak się zachowa. Tak działa rytuał, frajer nie jest partnerem i Putin nie dogadał się z Orbanem, ale pojechał na Węgry, by zademonstrować swoją zwierzęcą dominację, kupioną za parę złotych. Jednak najbardziej smutne i niepokojące jest to, że w Polsce podniosło się wiele głosów zachwytu, jakie to piękne i mądre być cwelem Putina. Dziękuję nie wsiadam. Człowieczeństwo traci się tylko raz, cwelem zostaje się na całe życie. Żaden człowiek za żadną cenę nie pozwoli nasrać, ani nawet źdźbła trawy poruszyć na grobie swojej matki, brata, dziadka. Symbolika tylko dla idiotów jest sentymentalnym bzdetem, dla ludzi i zwierząt to wyznacznik potęgi lub upadku. Poza wszystkim istnieje jeszcze parę okoliczności, które każą się puknąć w czoło na widok egzegezy głoszącej działanie Orbana na rzecz Węgrów wbrew woli Żydów. Których Żydów?

W końcu zadałem sobie trud i przyjrzałem się historii Orbana. Kto jest sifu i opiekunem Orbana? Legenda lichwy György Schwarz znany jako George Soros. Komu Orban robi „łaskę”? Widzieliśmy! Długi czas zastanawiałem się jakim cudem małe Węgry i Orban uznawany za faszystę są w stanie prowadzić samodzielną politykę zagraniczną i finansową? Dotąd nie umiałem odpowiedzieć na to pytanie. Patrząc na zewnętrze spektakle i efekty, które bardzo mi się podobały, z lenistwa nie sięgałem za kulisy. Kurtyna sama opadła i ukazał się taki banał, że aż oczy pieką. Orban dał się przecwelić Putinowi i reprezentuje interesy promoskiewskiej lichwy żydowskiej, która ma porachunki z żydowską lichwą europejską, cała tajemnica „suwerenności” Węgier i „asertywności” Orbana. Cudów nie ma są tylko rytuały. I co teraz? Prawdę mówiąc dupa blada. Nawet gdyby przyjąć chory argument, że Węgrzy są realistami, a nie upokorzonym stadem, to Polska ma zupełnie inne interesy niż Węgry. Jeśli Putin zechce połknie Polskę w 48 godzin z pomocą Niemiec i gdy NATO z UE będą na urlopie. W tej sytuacji „pragmatyczne” dogadywanie się, poza tym, że jest utratą człowieczeństwa, nie najmniejszego sensu. Zostaliśmy sami, rządzeni przez zdrajców i kretynów, bez broni i armii, czego się i w 10 lat nie da nadrobić. Wybór jest tylko jeden i uderzająco podobny do 1939 roku. Na wypadek wojny, czy rozbiorów, co staje się niebezpiecznie realne, Nasz los jest przesądzony. Pozostaje zachować godność i wolność pomimo zniewalania kraju albo zostać cwelem. Nigdy, za żadną cenę, nie zostanę cwelem i rozmawiam tylko z ludźmi, na resztę nie mam wpływu. Jedyne, co można zrobić to pozostać człowiekiem, tylko tego nie może odebrać Ci bandyta.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(1 vote)

Mamy w Polsce wielu narodowców, ale ruskich! POLSKIM był Lech Kaczyński!

$
0
0

Tekst o Orbanie był infantylny, emocjonalny i pozbawiony merytorycznej oceny. Czy ten pakiet recenzencki coś przypomina? No mnie bardzo, a najbardziej poranne sms-y do członków partii kierowane z centrum politycznego. Zacznijmy od podstaw, bo jak widzę i czytam, hasłowość i właśnie infantylność, w połączeniu z kibicowaniem, przykurzyła rozumy nawet wybitnie inteligentnych ludzi. Z jaką sytuacją mamy do czynienia i kto bierze udział w grze? Po jednej stronie klęczy przywódca małego 10 milionowego kraju, po drugiej siedzi car Rosji Radzieckiej. Obaj gracze skupieni wokół stołu zaczynają rozmawiać o interesach. Jaki biznes miał do zrobienia Orban? Tutaj zaczyna się pierwszy dramat i śmieszność kibiców Orbana. Otóż ten geniusz Balatonu miał do załatwienia, w skali interesu narodowego, absolutny banał. Chodziło o głupi kontrakt gazowy na kilka lat za głupie trzy miliardy. Putin wziął ze sobą tylko ten jeden argument, resztą mu się nawet nie chciało grać. Orban klęczał przy stole, bo nie miał nic, kompletnie żadnego pomysłu na ominiecie ruskiej oferty. Efekt? To druga śmieszność kibiców Orbana, którzy pieją z zachwytu, że Węgry mają tańszy towar od Polski – cóż za skuteczność, cóż za obrona interesu narodowego! Naiwni kibice, naprawdę, ogarnijcie się, jak mówi młodzież. Klęczycie przy stole bandyty, szulera, mistrza świata w łupieniu i upokarzaniu przeciwnika, dostajecie blotkę i krzyczycie o wygranym pokerze? Podstawowe pytanie brzmi. Nie co kupił, ale co sprzedał Orban? Jeśli komuś się wydaje, że Putin puścił Węgrom gaz w promocyjnej cenie, bo to fajni mili ludzie, którzy szanują Rosję, to niestety jest ciężkim idiotą. Stara kagiebowska metoda, znana w Polsce od lat i ciągle się na to nabierają, w dodatku ludzie, którzy mienią się przenikliwymi analitykami wszelkich scen politycznych.

Kontrakt z bandytą? Szanowni kibice Orbana, Putin odwrócił kolejność, właśnie puścił w ruskiej telewizji „Katyń”, a za chwilę zrobi Węgrom Smoleńsk, o ile Orban nie będzie się zachowywał, jak Łukaszenka, czy inny gruziński „prezydent” postawiony na urzędzie przez Moskwę. Putin już zaznaczył swój teren i pokazał, że odtąd na Węgrzech obowiązują jego zasady. Rytualne oddanie hołdu „radzieckim wyzwolicielom”, którzy obrócili w perzynę 80% Budapesztu i zgwałcili kilkadziesiąt tysięcy węgierskich kobiet, jest podpisem Putina pod umową sprzedaży. Wystarczy prześledzić z grubsza taktykę carów Rosji Radzieckiej, aby pozbyć się złudzeń. Oni zawsze w podbitych krajach zaczynają od posadzenia na urzędzie swoich ludzi albo tubylczych przywódców poddają odpowiedniej procedurze, którą nazwałem dosadnie i zdania nie zmieniam, to jest przecwelenie. Tak postępuje Rosja Radziecka ze swoimi koloniami. Drugim krokiem jest postawienie świątyni, czyli pomnika Radzieckich Wyzwolicieli, ale to też na szczególnych zasadach. Miejscowi mają wybudować, dbać, składać kwiaty i wyrażać wdzięczność. Obie „procedury” Węgrzy mają już za sobą, czyli klamka zapadła i nie ma odwrotu. A najśmieszniejsze jest to, że Orban nie kupił żadnego gazu. Gdzie jest ten jego towar? Mają Węgrzy gaz w garażu, w magazynie, w pakamerze? Nie! Węgrzy podpisali cyrograf z bandytą, a towar dalej jest w Rosji, Orban dostał tylko papierek, że ma być dostarczony. Ponieważ wszyscy wiedzą, że jednym ruchem kurka na Węgrzech skończy się gulasz, to jakiś podrzędny bojar będzie dzwonił co drugi tydzień do Orbana i przekazywał listę zadań do wykonania. Polecam film „Dług”, jeśli nadal nie dotarło, kto tu i co wygrał, a kto jest w ciemnej „d”.

Kupił Orban tani gaz? Jest właścicielem gazu? No to dlaczego nie może go sprzedać Ukrainie? Niczego nie kupił, wszystko sprzedał i dostał obietnicę w postaci ochłapu. Na starcie Orban musiał przerobić się na ruskiego pachołka, urządzić na Węgrzech orgię pod tytułem: „Dni Rosji Radzieckiej”, potem odnowić świątynię i oddać hołd bandytom. 9 maja „ruki pa szwam” i na defiladę do Moskwy, naturalnie gdzieś w 11 rzędzie. A to dopiero początek i nieodwracalny ciąg upokarzającej, poddańczej tresury. Pojęcie interesu narodowego przez frajerów jest definiowane, jako zmiana uzależnienia, ponieważ kibice Orbana mają kosę z UE i Żydami, to owczym pędem popierają jego „genialny” ruch, który uzależnił Węgry od kagiebisty Putina. Mało tego, bo tylko w oczach kibiców Orban nie jest uzależniony od „żydostwa” i UE. Przepraszam bardzo, ale po czym Szanowne Państwo wnosi? Czy Węgry wystąpiły z UE? Czy Węgry nie są uwalone kredytami z żydowską lichwą? Są i będą, a teraz dołożyły sobie kolejnego „Providenta”, który przyjdzie po swoje nie tylko z komornikiem, ale z kałasznikowem. Innym zabawnym „argumentem” jest rzekoma strategia Orbana. Jak powiadają kibice, geniusz Balatonu wykorzystał Putina, a za jakiś czas wróci do UE i będzie ogrywał UE. Wróćmy raczej do początku geniuszu.

Ktoś słyszał o tym, że Węgry budują gazownię, fabrykę butli z propanem, szukają innego źródła energii, bo zdaje się, że portów nie mają? Do kogo za trzy lata pójdzie Orban i co sprzeda? Do Niemców? No świetnie, a co zrobią Niemcy, wiedząc, że są ostatnim ratunkiem dla obrotowego żebraka? Po pierwsze nie zrobią krzywdy ruskim, bo mają z nimi sztamę, po drugie sprzedadzą papier na gaz i wezmą sobie parę elektrowni „w prywatyzacji” albo działki wokół Balatonu. Orban nie miał nic, niczego nie zbudował, niczym się nie zabezpieczył i z tym usiadł do stołu. Putin podpowiedział mu rozwiązanie. Jak to nie masz nic? A Węgrzy i Węgry, to czyje? Twoje tak? Podpisz bumagę i bierz gazu skolko ugodno. I tak weszliśmy w aspekt racjonalności plus „realpolitik”. Cnotę stracił rubla nie zarobił DURAK. Zdążyłem już zrozumieć, że polscy „patrioci”, szczególnie „narodowcy”, wylizaliby zad niedźwiedzia, żeby nie lizać półdupków Żyda i UE. Pojąłem też, że wybudowaliby pomnik dzielnym żołnierzom radzieckim, którzy polegli od zdradzieckich kul bandytów z AK. Wszystko to razem w ramach realnej polityki w interesie Polski, bo zyskiem jest gaz. Słowem sprzedać Polskę za kiełbasę, w dodatku obiecaną, nie nabytą, w najlepiej pojętym interesie narodowym. Obszerna, ale też pełna definicja człowieka radzieckiego.

Prosty test. Skoro Orban wykazał się genialnością, patriotyzmem i działał w interesie narodowym, to proszę o imienne deklaracje polskich patriotów, którzy za cenę gazu i pokazania Żydom środkowego palca, staną na baczność przed pomnikiem żołnierzy radzieckich poległych w boju z akowskimi bandytami. Bądźmy konsekwentni panie i panowie „narodowcy”. Jeśli nie ma problemu z tym, co się stało na Węgrzech, no to zapraszam do robienia laski Putinowi, żeby się żydom uszy odmroziły. Orban kupił cyrograf, po drodze sprzedał Węgry, godność, suwerenność, człowieczeństwo, Ukrainę, kraje nadbałtyckie. Za rok, dwa, trzy, przyjdzie Putin i powie, że Przemyśl musi dołączyć do Lwowa, a Białystok do radzieckiego Wilna. Orban zapyta o cenę gazu i dostanie warunki gorsze niż 3 lata temu i wtedy polscy „narodowcy” z ruskiego Białegostoku też będą krzyczeć: „ale dopieprzyliśmy brukselskim Żydom”? Dziś Orban sprzedał Węgry i byłe ruskie kolenie, za głupie 3 miliardy, przy następnej transakcji nad Polską nie będzie się zastanawiał sekundy. Z takim sojusznikami polska „endecja” chce robić narodowe interesy? Orban był pożytecznym przeciwnikiem lichwiarzy i wtedy stałem po jego stronie, ale Orbana już nie ma, jest ruski wycior – dożywotni.

Fenomen spotykany tylko w Polsce, pachołek Kremla, który sprzedał za kiełbasę własny kraj i kraje, z którymi powinien się sprzymierzyć, aby bronić się przed ruskimi bandytami, został w Polsce bohaterem, ponieważ dogadał się z bandytą. Oczywiście ten stan rzeczy ma jeden napis „Zdiałano w CCCP”. Trzeba mieć w uszach międzynarodówkę, zamiast Roty, w oczach mamonę, zamiast inteligencji, a w dupie sowiecką pałę, aby w taki sposób pojmować interes narodowy, o patriotyzmie i polskości wstyd wspominać. Interes narodowy, jak sama nazwa wskazuje polega na interesie narodowym, to znaczy, że budujemy port w Gdyni, budujemy Okręg Przemysłowy, stawiamy elektrownię atomową, a nie dajemy za salceson ciała jednemu bandycie, żeby zrobić na złość innym złodziejom. Dlatego był Smoleńsk i dlatego zamordowano 96 Polaków ze „zdrajcą” Kaczyńskim, który nie układał się w cenach pasztetowej, ale zaczął budować port. Próbował dogadać się ze wszystkim republikami i tworzyć wspólny front, próbował wskrzesić polską armię i jednocześnie, dopóki mógł, trzymał w garści unijne traktaty. To jest polityka narodowa, za którą płaci się najwyższą cenę i nie kupuje tanio gazu. Obawiam się jednak, że skoro te oczywistości nie dotarły do niewolniczych łbów przez ostatnie 70 lat, to i nie dotrą przez następne 70. Nie pierwszy raz piszę i robię coś, by w odpowiedzi najpierw usłyszeć śmiech, a potem płacz. Niepodległość, samostanowienie, suwerenność, to nie jest wybór między robieniem laski sowieciarzowi i dawaniem dupy Żydowi, to też a propos „niedopuszczalnego” języka, który jest od tego, aby obudzić rozum.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(3 votes)

Katechetka Korwin-Piotrowska modli się do Niepokalanego Stołu Camila

$
0
0

Genialny Laskowik wymyslił taki skecz, w którym chodził po chodniku i robił sondę uliczną. Pytał, jednego, drugiego, trzeciego, co sądzą o bieżącej sytuacji. Ludzie się jąkali, lecieli sztampą, nie potrafili powtórzyć zaproponowanej odpowiedzi. W końcu Zenek mówi do operatora: „Czekaj, czekaj sam to zrobię, zobaczysz będzie dobrze”. I zrobił, po mistrzowsku! Wyszła odpowiedź na miarę telewizji. Przypomniałem Laskowika z dwóch powodów, pierwszym jest genialność w uprawianiu fachu, drugim mistrzostwo gatunku. Za moich czasów kabareciarz był kabareciarzem, ksiądz księdzem, kucharka kucharką, ale dziś mamy popieprzenie z pomyleniem i tak narodził się chyba najbardziej neonowe szyldy „elit”. Widzisz mrugający napis „Magiel u Karolki”, wchodzisz, a tam katechetka Korwin-Piotrowska modli się do Niepokalanego Stołu Camila. Babie z magla mami klientów i odstawia fuchę. Z nosem zanurzonym w brudnych gaciach wyszła z roli i zaczęła prowadzić lekcje religii. Jak wiadomo katolik jest wredny, mściwy, śmierdzi mu spod pach i modli się o zgon krowy sąsiada. Neofitka Karolka zakładając habit od razu zaczęła z pasją się modlić, na początek o to, by córki Ziemkiewicza zostały zgwałcone, potem prosiła Boga, żeby wszystkie złe języki atakujące arcybiskupa Camila sparszywiały i ropą czarną spłynęły. Nie mogę na to patrzeć, jak Zenon Laskowik na przypadkowych przechodniów. Tak się robi kolorowe wpisy, tak się prowadzi e-fifek.pl? Karolka się odsunie, usiądzie wygodnie i patrzy, ile się jeszcze musi nauczyć w tak prostym fachu, a młoda już przecież nie jest.

Helo! Helo! Tu nasz codzienny serwis e-fifek.pl. Rzeczy ważnych i poważnych znów nam nie dowieźli, ale mamy dla was codzienną pożywkę sensacji i rewelacji na wynos, solidną rację, by my zawsze mamy rację. W salonach przeciąg, wywiało wszystkie koleżanki i kolegów znanego, co ja mówię, topowego trendy, redaktora Camila. Nikt nic nie wie, nikt nie słyszał, ze stołu posprzątane. Ale, ale, w przyrodzie nic nie ginie, na miejsce koleżanek i kolegów wskoczyli życzliwi, niekoniecznie Camilowi, jednak zawsze życzliwi e-fifek.pl. I czego myśmy się, proszę ja Ciebie, Ciebie i Ciebie nie dowiedziałyśmy, żeśmy. Lecimy? Dobra tylko czym i jak? Z klucza płci, preferencji, a może spożycia ze współżyciem? Wiecie, co? Zrobimy inaczej! Będzie koktajl, przekładaniec, ostra jazda, cała na przód drożny kanał. W Łazienkach najlepiej smakują orzeszki Felix, chodzę tam zawsze do Baśki, a Baśka wie wszystko.

Witamy ponownie z królewskiego parku! Chrupiemy z Baśką Felixy i sobie nie żałujemy, bo w cenie 4,5 zł „Żabka” dołożyła 25% gratis, aż tu nagle ruda Baśka robi pauzę. Znam tę minkę, zaraz się dowiemy, co wiewiórka usłyszała.

– Z „Dżagą” się widziałam.
– O! Kopę lat i co tam? Gdzie ma wstrzyknięte? W poliki?
– Pozdrowienia śle, ale nie o to chodzi. Fakty są. Do kumpeli "Dżagi" przystawiał się tłusty miś.
– Który Baśka, szepnij do uszka słodkim newsem.
– Ten przecież?
– Ten?!
– No otóż!
– I co?
– A co ja ci będę... masz iPhona i paczaj:

Nie mam pojęcia czy chodzi o tą samą osobę(myślę jednak ze tak)ale TVN posiada w swojej armii Pana dziennikarza który ma upodobania do transow i powinienem mieć to w dupie ale jest psycholem.Wiem bo kiedyś myśląc że jestem transem zarywal do mnie w czapce z daszkiem.Powiedzialem grzecznie "Spierdalaj to mój sceniczny outfit nie jestem trans" wiec wziął się za moje koleżanki drag queen.Kiedy również dostał kosza wrzucił jednej z nich coś do drinka...straciła przytomność na dwa dni (!!!!)dochodząc do zdrowia w szpitalu.Probowal kilka razy aż mu się udało wyrwać jedna kolego-kolezanke.Przekupil go drogimi prezentami a Pan/Pani jeździł do niego uprawiać sex z nim i jego żona (!!!!)przez okolo pol roku.Patologia.Dobrze ze się za to biorą ludzie z TVN.Kompletnie nie mam nic do stacji ale taka osoba powszechnie kojarzona z ich logo robi im mega obciach.To tyle.

– Rządzisz Baśka! Ty, a może to plotka jakaś, co?
– Chyba się za dużo nachrupałaś. Pacz kto podał dalej.
– Rafalala??? Młot info!
– Bank źródło. Ono było w prawdzie całą dobę.
– Pacz Baśka, nie powiedziałbym, cholewcia, taki normalny się wydawał. Nie, że coś tam, sztywniak, normalnie wszystko pite, brane i teges było, ale żeby tak przeorało krajobraz.
– Się rozejrzyj dookoła, ludzi posłuchaj, koń jaki jest każdy widzi.
– Koń? Który koń?
– Nie, nie, nie kochana, w to już mnie nie mieszaj, ani słowa o koniu.
– Orzeszka?
– Mało masz.
– Nie pękaj dokupię po 4,9 w „Biedronce” dają.
– Stop! Stop! Cięcie! Jakie ku...a 4,9 w Biedronce? Szanuj sponsora! 4,5 plus 25% gratis w ”Żabce”. Karolka weź oprzytomnij, naprawdę są młodsze, wierz mi, są młodsze. Kamera! Jedziemy!
– Spoko są w promocji po 4,5 w „Żabce” plus 2…5? Tak, 25% gratis. Z tym koniem, to na grillu się stało?
– Puknij się Karolka. O normalnego chodzi, zwykły westernowy.
– Ej, osłabiasz mnie.
– To se chrupnij. Płytę znaleźli.
– Gdzie, kto?
– Ja nic nie wiem, co to ja po City chodzę i ploty zbieram, jak ci mówię, to ci mówię.
– To sobie chłopak w majtkach nabrudził.
– Też, ale stół się za nim ciągnie.
– Co?
– Stół, mówię przecież, słuchasz mnie, czy jak? Z ruchu dzióbka bierz u w a l o n y stół.
– Czym?
– Chłodnikiem od Grycana. Wstałaś, czy spałaś z makijażem?
– Nie krzycz miła, skronie trzeszczą – masz ostatniego, bierz z promocji w „Żabce”.
– Proszek został, karty, lustro, komplet.
– Biały?
– Nie, tęczowy!
– Hymm, to już nie takie zło, normalka. Od kogo brał?
– Z hurtowni ABW.
– O Jezu! Pytam tylko

Przerwa na rekalmę.

Pranie do białego nigdy nie było tak tanie. Biały proszek "Persil" w opakowaniu 5 kg za 45 zł plus płynny wybielacz w pastylkach, od 8.00 do 22.00 w bie…., „Żabce”, starej poczciwej „Żabce”.

– To na na legalu?
– Głupia, lokuję przecież. Mówisz takie małpy, taki cyrk, a co towarzystwo na to, koledzy, sąsiedzi?
– Ja nie wiem, proszę ciebie, jak ty żyjesz z fachu, ty normalnie nic nie wiesz. Ogarniaj:

Camil zadebiutował w Polskim Radiu w Katowicach w wieku 23 lat. Nie pamiętam w którym roku, ale był to początek lat 90. Szybko stworzono dla niego Listę Przebojów Radia Katowice która zresztą istnieje do dziś. Jak to się stało, że w stacji w której pracowało i współpracowało blisko 250 osób nagle gwiazda muzyki dostała tak prestiżowy kawałek? To były czasy gdzie debiut przed sitkiem był czymś elitarnym. Otóż tatuś Camila był-jest, tego nie wiem ale był właścicielem autoryzowanego salonu samochodowego Suzuki-Durczok i spoty płatne hulały na antenie od rana do wieczora... Nagle – tu musisz sprawdzić rok – Camil dostaje propozycję objęcia naczelnego stacji radiowej która nazywała się Radio Top – podobno radio założyła śląska Solidarność. Dziś już to radio nie istnieje. Camil stworzył zespół dj, reporterów. Miał ambicje. Zamawiał do tej niszowej stacji relacje zagraniczne i mobbingował ludzi. Do tego stopnia, że któregoś dnia cały zespół nie wytrzymał i postawił sprawę na ostrzu noża. Albo on albo my. Rzadko się w mediach zdarza taka sytuacja. Zarząd się wystraszył i Camil przestał szefować. Co się stało dalej? Płynnie przechodzi do TV Katowice gdzie z marszu dostaje "Gościa dnia" i od tego czasu staje się publicystą politycznym. Rzecz jasna, że w katowickiej trójce też hulają spoty Suzuki-Durczok. Potem jak wiesz następuje spektakularny awans do Wiadomości. Nie jestem z natury zawistny i nie o to chodzi. Wkwił mnie swego czasu kiedy postawił na biurku na zakończenie Wiadomości statuetkę Wiktora czy czegoś tam, ale wcześniej na antenie pochwalił się rakiem. Do dupy. Tak się nie robi. Kompleks Lisa też jest irytujący. Generalnie nie lubiany w środowisku. Święta krowa. Tyle. Informacje są z dobrych źródeł. Pracowałem w PRK w latach 96-98. Potem z człowiekiem z TOP-u, był moim naczelnym. Potem z operatorem kamery w TVP – też opowiadał. Nigdy orłem nie był. Nie wiem czy zdążył skończyć studia, bo je przerwał.

– O w mordę tam i nazad! I patrz wszyscy cicho siedzą, cholewcia!
– Jeden nie wytrzymał.
– Eee…
– Jak ci mówię, to ci mówię. Facet chatę wynajmował i raty nie zobaczył. Przyszedł dzień, że się zważył i puścił farbę. Tak ruszyło.
– Kto taki?
– A co ja po City chodzę i plotki zbieram? Nieważne, nie liczy się, lepiej się pytaj o Elkę X-elkę!
– Mam znać?
– Brak słów. Elka melinę dzierżawiła, od tego właśnie misia, któremu nie płacili wszyscy razem.
– Jak to wszyscy?
– Normalnie, dobra, koń nie.
– Ty, czekaj, a ta Elka, to nie ta przypadkiem, wiesz?
– Nie ta, druga Elka, taki klimat.
– Ma fejsa?
– Miała, fejsa, goldena i filrmówkę, ale się w porę laska połapała i zwinęła interes.
– To skąd wiesz, co i jak?
– Kto haruje ten ma. Internet jest dla ciebie Karolka, dla Elki i Camila, ja się na robocie znam i robię analogowo, u mnie nic nie ginie. Z ukrytej kamery masz…

– W dupę majonez, proszę ciebie, Baśka! To on nie wyjdzie z tego raczej chyba.
– Raczej chyba ty.
– Co ja?
– Bym ci powiedziała, co ty. Kontra pójdzie.
– Powaga? Kto robi? Nie, no Baśka, nie mów, wzięłaś to? Taki kanał?
– Wzięłam ciebie, wezmę jego.
– I jak będzie?
– Dobrze Karolka będzie, pozytywnie zaorane.

– Inna jakość! Patrz, jak człowieka można zgnoić, mówię Ci Baśka rzygać się chce. Zamknę w cipę tego fejsa i cisnę do zakonu.

Byłoby na tyle, jakieś 30 minut roboty i zabawy w stylistyce. Zewsząd padają salwy oburzenia i „hejty” na Korwin-Piotrowską, że obłuda, że hipokryzja, że ona ostatnia powinna mówić o niszczeniu Camila, zabijaniu i praniu brudów publicznie. Może i słusznie, ale mnie się w oczy rzuca coś zupełnie innego. Jak można być taką niemotą w swoje robocie i spieprzyć temat, który sam się pisze? Korwin-Piotrowska jest chodzącym beztalenciem, neonowym szyldem „elit” nie potrafiącym sklecić tekstu dla e-fifek.pl, a w roli katechetki jest tak wiarygodna, jak przydrożna Bułgarka, która macha do tira figurką Dziewicy Orleańskiej. Afera z Camilem pokazuje więcej o RP III niż jakakolwiek nudna, metodyczna analiza, towarzycho zawinęło się w czerwony dywan i to był błąd, bo spod dywanu wyszły brudy i wyskoczyły buldogi.

korwin.png

Lista fałszywych neonów do uzupełnienia:

1. Premier Ewa Kopacz
2. Prezydent Bronisław Komorowski
3. Prezydent Europy Donald Tusk
4. Gazeta... Gazeta Wyborcza
5. Telewizja... TVN
6. Nagroda Literacka "Nike"
8. Redaktor Tomasz Lis
9. Adwokat Roman Giertych
10. Ekspert Maciej Lasek
....
1001...

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(4 votes)
Viewing all 1688 articles
Browse latest View live