Uprzedzając histeryczne komentarze, najczęściej prezentowane w rytualnych pakietach: „frustrat atakuje znanych, bo sam nic nie osiągnął”, „to niszczenie człowieka, nie ma twardych dowodów”, „oszołom rżnie kozaka, żeby zarobić na grzebaniu się w brudach", odpowiem krótko. O tym kim jest jeden z „bohaterów” opisany przez tygodnik „Wprost”, w głośnym artykule „Ukryta prawda”, słówkami, półsłówkami, aluzjami i puszczaniem oka, od kilku dni trąbi cała armia dziennikarzy wraz z osobami ze świecznika. Głosy i echa dochodzą zewsząd, z lewa, prawa i ze środka, ale nikt nie miał odwagi napisać otwartym tekstem, kogo skandal dotyczy. W związku z powyższym proszę sobie darować moralizowanie na górnym C. Ten obraz nędzy i rozpaczy nie przedstawia samotnej gwiazdy TVN, która według uzyskanych przeze mnie informacji molestowała i dopuszczała się mobbingu wobec podwładnych, ale jest obrazem polskiego życia publicznego naszpikowanego oportunizmem, tchórzostwem i koniunkturalizmem. A teraz do rzeczy, czy raczej do „Faktów”. Mam potwierdzone informacje, bezpośrednio i pośrednio, że to Kamil Durczok, jeden z szefów programowych TVN, jest kolejnym „nietykalnym”, który ma na sumieniu szereg zachowań dalekich od etyki zawodowej, profesjonalizmu i zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Po licznych doświadczeniach procesowych, w tym karnych, nauczyłem się bardzo wiele i doskonale wiem, w jaki napisać tekst, aby żaden sąd i nawet mecenas Romek Giertych nie był w stanie wydać wyroku. Nie skorzystam z tej wiedzy i pozostaję do pełnej dyspozycji procesowej, ponieważ medialnie namaszczonym bożkom znów się wydaje, że mogą śmiertelnikowi uczynić wszystko, bez żadnych konsekwencji i wyrzutów sumienia.
Każda bezczelność trafia w końcu na pytanie bez odpowiedzi. Kto „upierdolił” stół Kamila Durczoka? O to spytałem stację TVN i TVN24, a później dziennikarki i dziennikarzy telewizji TVN, których adresy mailowe uzyskałem najprostszą z możliwych dróg. Wielokrotnie wysyłałem rozmaite zapytania na główne adresy: kontakt24@tvn.pl i fakty@tvn.pl. Najczęściej nie było odzewu, czasami pojawiło się jakieś potwierdzenie odczytania wiadomości. Od wczoraj do dziś po wysłaniu maila z prośbą o podanie kontaktu do Kamila Durczoka lub przekazanie wiadomości, otrzymałem lawinę imiennych potwierdzeń od prawie całego kwiatu dziennikarstwa TVN i TVN24. Najcenniejsze potwierdzenie pochodziło od samego Kamila Durczoka, szef „Faktów” odczytał maila o 3.44 i zamilkł. W tej sytuacji uprzedzając o publicznym charakterze korespondencji, wysłałem do kolegów i koleżanek Kamila Durczoka kolejne pytanie: „Czy Pan/Pani potwierdza, zaprzecza, odmawia komentarza, w sprawie skandalicznych zachowań Kamila Durczoka?”. Znów spłynęło kilkanaście potwierdzeń odczytania wiadomości i… żadnej odpowiedzi. Nie wiadomo, kto „upierdolił” stół i papiery Kamilowi Durczokowi, bo w korporacji istnieje tylko jedna święta zasada – „omerta”. Niezwykle znamienne jest to, że maile z Durczokiem w tytule niemal natychmiast odbierała żeńska cześć załogi TVN, trochę później męska. Ponieważ nie jestem dziennikarzem korporacyjnym i nie umiem zachowywać się jak przerażony pajacyk mrugający oczkiem, to po kolei przedstawiam milczących z TVN.
Katarzyna Kolenda-Zalewska– dwukrotnie potwierdziła odczytanie wiadomości i nie odpowiedziała jednym słowem. Piszę o tej samej Katarzynie Kolendzie-Zalewskiej, która X razy bulwersowała się na antenie TVN zachowaniami „seksistowskimi”, molestowaniem, mobbingiem i brakiem równouprawnienia płci.
Anita Werner– dwukrotnie potwierdziła odczytanie wiadomości i nie odpowiedziała jednym słowem. Mam na myśli tę samą Anitę Werner, która publicznie gardziła męskim szowinizmem, prowadząc żarliwe dyskusje z „etyczką” Magdaleną Środą, czy „etykiem” Janem Hartmanem.
Ewa Kolada– dwukrotnie potwierdziła odczytanie wiadomości i nie odpowiedziała jednym słowem. Nie znam tej Pani, nie wiem, co publicznie mówiła i o kim, ale domyślam się, że nie jest przeciwniczką „nowoczesnej” linii redakcyjnej stacji TVN.
Katarzyna Skalska– dwukrotnie potwierdziła odczytanie wiadomości i nie odpowiedziała jednym słowem. Ta Pani również jest dla mnie anonimową postacią świata medialnego, ale jak widać zachowuje standardy gwiazd TVN.
Marzanna Zielińska– jednokrotnie potwierdziła odczytanie wiadomości i nie odpowiedziała. Kojarzę Panią Zielińską, jak przez mgłę i nie umiem powiedzieć, czy milczenie w kwestii lobbingu i molestowania jest dla niej naturalne.
Justyna Bocheńska– jednokrotnie potwierdziła odczytanie wiadomości i nie odpowiedziała. Kompletnie nie znana mi dziennikarka i tym chętniej poznałbym jej opinię.
Julia Dudziak– jednokrotnie potwierdziła odczytanie wiadomości i nie odpowiedziała. Nie wiem kim jest ta Pani i czym się zajmuje, ale chętnie bym się dowiedział, czy akceptuje przypisywane Kamilowi Durczokowi „zachowanie”.
Magdalena Łycak– jednokrotnie potwierdziła odczytanie wiadomości i nie odpowiedziała. Pani Magdaleno, poznajmy się, proszę się odezwać.
Monika Olejnik– za przeproszeniem „stara wyga”, zatem nie ma zdziwienia, że zabrakło jakiejkolwiek reakcji, ani potwierdzenia, ani odpowiedzi. Monika Olejnik, w oryginale Wasowska, to doskonale znana funkcjonariuszka publiczna, głównie z niezliczonych rzutów długopisem, dosadnym słowem, wrzaskiem i bełkotem, w stronę każdego „homofoba”, „seksisty”, „zacofańca”.
Justyna Pochanke– równie doświadczona, jak nestorka Monika i ponownie nie dziwi brak potwierdzenia, tym bardziej komentarza. Dziwi natomiast werbalna grafomania, uprawiana wieczorami w TVN, w czasie rozmowy w obronie parytetów, karty praw podstawowych i takich tam, jak się okazuje, pierdół.
Czas na odważnych panów z TVN, którzy rozmazali na ekranie nie jednego Kaczyńskiego, z tuzin Macierewiczów i miliony „baranów przed ekranami”, że zacytuję byłego szefa TVN „Fakty”, znanego w całym Zbuczynie, Tomasza Lisa.
Kamil Durczok– przeczytał, schował się pod stół i udaje, że go nie ma. Gdzie się podział ten chojrak Durczok, który grzmiał na śp. Andrzeja Leppera i jego rechot? Znikł wraz z usunięciem filmu z YouTube? Czy została po nim mokra plama na stole?
Grzegorz Kajdanowicz– potwierdził wiadomość i tylko tym się odróżnił od równie znanych kolegów.
Paweł Rusak– potwierdził wiadomość, czyli temat go zaciekawił, ale na tym koniec.
Robert Jastrzębski– potwierdził wiadomość i tu się kończy moja znajomość z Panem dziennikarzem.
Grzegorz Jędrzejowski– potwierdził wiadomość i zmilczał jak pozostali. Tego Pana poznałem w biografii głównego „bohatera” i wiem, że był realizatorem wielu wydań, które prowadził Kamil Durczok.
Grzegorz Miecugow– stara szkoła, nie odezwał, wyszedł na pocztę, zarobiony jest. Szkoda, bo temat co prawda nie nadaje się do „prześmiewczego” programu „Szkło kontaktowe”, ale postawa Pana redaktora już jak najbardziej.
Jarosław Kuźniar– uczył się od Miecugowa, Durczoka, Olejnik i Pochanke, no i się nauczył. Zero reakcji, nawet nie podał nazwiska „hetjtera” Piotra Wielguckiego do publicznej wiadomości. Nie ma pana Jarka, w pracy, w domu, na TT. Jeden z najdzielniejszych wojowników o prawa „gejów”, lesbijek, mieszańców i związków partnerskich bez molestowania, nie ma nic do powiedzenia w sprawie kolegi Durczoka.
Krzysztof Skórzyński– człowiek legenda, potrafi wytropić księdza pedofila, nim ten wstąpi do seminarium. Ostatnio gołą piersią bronił praw do intymności i poszanowania seksualności byłego Krzysztofa Bęgowskiego. Nie potwierdził, nie pisnął, zapadł się.
Jakub Sobieniowski– „pogromca” Macierewicza i wszystkich „oszołomów” smoleńskich, bezkompromisowy typ, zawsze przygotowany do wyjęcia tuby i pohukiwania na wszelką zapyziałość. Cisza i cudowna przemiana księcia mikrofonu w kaczkę dziennikarska nurkująca kuprem w mętną wodę.
Andrzej Morozwoski– wybitny dziennikarz śledczy, zasłynął ukrytą kamerą w pokoju posłanki Beger. Najwyraźniej w garderobie Durczoka nie bywał i stąd cisza nad ciszami.
Tomasz Knapik– zawsze wykonuje wszystkie polecenia, jakie usłyszy w słuchawce, masowy producent felietonów, że boki zrywać. Nie uśmiechnął się, nie zapłakał i normalnie, jak gdyby nigdy nic, poszedł na 18.00 do roboty.
Piotr Marciniak– znany z prowadzenia kobiecego programu „Babilon”. Idealny temat dostał na tacy, nie zareagował, nie jest zainteresowany, nie dotyka się takich wiadomości.
Dochowując wszelkiej staranności skontaktowałem się również z wieloma innymi osobami, których nazwisk nie wymienię, ponieważ są związane z ochroną źródeł informacji lub ich prywatność mogła by zostać naruszona. W każdym razie wszystkie bezpośrednio zainteresowane osoby otrzymały ode mnie maile o stosownej treści.
Zbyt długo żyję i patrzę na to, co się w RP III dzieje dlatego w ramach oceny tej bulwersującej i żenującej sprawy ma kilka uwag. Życie uczy, że skiśnięte mleko na środku „salonu” nie wylewa się przypadkiem. Redaktor Durczok dostał pierwsze ostrzeżenie, gdy ktoś życzliwy puścił film na YouTube z „upierdolonym” stołem i umówmy się, że gdyby o stół chodziło, tego filmu nikt postronny by nie zobaczył. Prawdopodobnie chodziło o całokształt, którego nie dało się pokazać, zatem pokazano fragment osobowości dziennikarskiej. Ostrzeżenie zostało zlekceważone i padł drugi, raczej nokautujący cios.
Pozornie mamy do czynienia z ofiarami i prześladowcami, bo przecież drugą ważną postacią dziennikarskiego melodramatu jest „słynna prezenterka telewizyjna” uciekająca przed Durczokiem do konkurencyjnej telewizji. Znam jej nazwisko, znam jej historię, jednak i do tej wersji wydarzeń mam spory dystans, bo jak ocenić niespodziewane przebudzenie po latach, skoro słynna prezenterka ocknęła się anonimowo i od razu z rozbrajającą szczerością ubolewa:
Wiem, że inne dziennikarki miały z nim podobne przejścia. Niektóre robią dziś zaskakujące kariery. W pewnym momencie zrozumiałam, że przy nim kariery nie zrobię"
Pojęcia nie mam kto i komu spod zadka wyszarpuje tron, ale zapaszek walki o ogień i miejsce przy „upierdolonym” stole ciągnie się za całym „środowiskiem”. Podobne historie nie dzieją się spontanicznie, z powodu odgrzewanej traumy pani prezenterki, której z środy na czwartek przypomniało się, jakich doznała uszczerbków i załamań nerwowych po tym jak usłyszała, że chodzi w dżinsach bez majtek. Bardzo musiałbym się wysilić, żeby dostrzec cień pozytywnego bohatera mydlanej opery, co więcej jestem dziwnie przekonany, że w przypadku procesu, całe środowisko zeznawałoby „nie pamiętam”. Wiem też doskonale, że w oczach zawodowców robię za frajera, który bierze na siebie wszystko, czego wziąć się bali przedstawiciele „IV władzy”, ale napisałem ten tekst tylko dla puenty. Panowie i Panie „nietykalni”, nie zmieniam zdania, zmieniam wam znaczenie, rzeczywiście jesteście „nietykalni”, bo ja bym was w życiu i za nic nie dotknął. Ach i jeszcze jedno! „Kontrolna funkcja mediów” podobnie, jak „nietykalni” nabrała nowego znaczenia. Tak, „nietykalni”, jesteście pod pełną i stałą kontrolą, tak skuteczną, że robicie prosto w dżinsy na każde zawołanie.
PS Rozumiem, że wszyscy bali się narazić wpływowemu koledze Durczokowi, ale dlaczego nikt nie miał odwagi stanąć w jego obronie, chociaż wiedział, że opublikuję "oszczerczy" artykuł. Dziwne?