Quantcast
Channel: Blog użytkownika Matka Kurka
Viewing all 1688 articles
Browse latest View live

Przyspieszony kurs polityczny, społeczny i kulturowy – okrągły stół rozłożony w 15 minut

$
0
0

Przy okazji wczorajszego magla TVN24, prowadzonego przez pierwszą maglarkę RPIII, niejaką Monikę Wasowską, cześć portali przypomniała słynny film, który krążył po Internecie z Adamem Szechterem, Joskiem Urbahem i maglarką w roli głównej. Pod tekstem wklejam pełną wersję, w której znajdziemy znacznie więcej ciekawych i charakterystycznych dla okrągłostołowych przemian scen. W 1991 roku Semka i Kurski prowadzili swój autorski program „Reflex”. Jeden piętnastominutowy odcinek pokazuje cały prymitywny proces „przemian”, któremu Polacy dali się zwieść. Komuna, ze szczególnym uwzględnieniem żydokomuny, wcale się nie wysilała i zbudowała polskim gojom lepiankę pod szumnym szyldem Trzecia Rzeczpospolita Polska. Przyczyną porażki, za którą uznaję obecną rzeczywistość nie jest okrągły stół sam w sobie, ale beznadziejna głupota, bo to nawet ciężko nazwać naiwnością, jaka nastąpiła później. W latach dziewięćdziesiątych przyłapanie Szechtera z Urbahem, czy przyłapanie Moniki Wasowskiej z Urbahem było sensacją. Na filmie tylko Urbah czuje się pewnie, Szechter i Wasowska wyglądają jak zagonieni w kozi róg „bohaterowie” bez tożsamości. Josek Urbah robi swoje, a ta para miota się między starymi i na nowo przemalowanymi czasami. W oczy rzuca się paniczny sentyment, oni pewniej czują się w limuzynie rzygającego na Polskę czerwonego Żyda, niż przed okiem kamery „Wolnej Polski”. Roku Pańskiego 1991 jeszcze się wstydzili, jeszcze uciekali po kanałach, po dwudziestu czterech latach podobne sceny są nie do odtworzenia. Z Urbahem spotyka się cała plejada ze stajni Szechtera i Wasowskiej. Dziś taka poruta na nikim to nie robi wrażenia, nikt nie odczuwa dyskomfortu, a wręcz w dobrym tonie i bardzo zabawnie jest zaprosić Urbaha do jakiegoś durnego „szoł” i pośmiać się z emocjonalnych reakcji „oszołomów”. Trzeba bardziej bolesnego podsumowania miejsca i stanu w jakim tkwimy?

Błyskawiczne „pojednanie” esbeków z „legendami opozycji”, tak dobitnie pokazane w archiwalnej publicystyce, dopiero teraz dociera z ogromna siłą przekazu. Bujak w czasie aukcji organizowanej przez żonę Kiszka, sprzedaje esbekowi legitymację „Solidarności” nr 3, za przysłowiową flaszką wódki. Ta scena wystarcza za wszystkie „spalone” i ocalałe teczki. Żadnej finezji w wolnościowej „przemianie” nie było. Proszę sobie odtworzyć ten filmik 3 razy i utrwalić do bólu prostacki mechanizm. Ubecy dogadali się z „legendami opozycji”, czyli szantażyści posiadający teczki na swoich donosicieli zbudowali Trzecią Rzeczpospolitą Polską ogłupionym nadwiślańskim gojom. Tutaj urywają się wszelkie dywagacje na tematy oboczne, czy można było inaczej, czy należało odmówić udziału w „rozmowach”. Nie można było inaczej, bo nie można było odmówić, nie było komu i nie miał kto odmówić. Przy okrągłym stole siedziało 100% ubecji, z kierowniczą rolą żydokomuny i 90% kapusiów pod przywództwem marcowej żydokomuny, która za Bieruta wychwalała Stalina, a za Gomułki dostrzegła wypaczenia. Wszystko to rozegrało się na oczach 40 milionów Polaków nie mających zielonego pojęcia, co się tak naprawdę dzieje. Nieliczni wtajemniczeni usiłujący krzyczeć, że znów jesteśmy sprzedawani, przez ubeków i kapusiów momentalnie zostali przerobieni na wariatów, co zresztą trwa do dziś. Nad nietykalnością i utrzymaniem tej patologii czuwają w zasadzie wszystkie instytucje państwowe, z wymiarem sprawiedliwości na czele, gdzie układ jest dokładnie taki sam, jak przy stole. Wasowska powołała się na te właśnie sądy, czego nie zdołał wytrzymać Brudziński i bodaj pierwszy raz usłyszałem w telewizji kawałek rzetelnej dyskusji na właściwe argumenty.

Brudzińskiemu udało się pogonić Wasowską w takim samym stylu, jak Kurski i Semka pogonili Szechtera. Kpiny płynące z telewizorów o „państwie prawa” i pogróżki skierowane do „awanturującej się opozycji”, to przejaw bezczelnej pewności siebie opartej na 25 letnim porozumieniu bezpieki z kapusiami. W sądach mamy na przemian ubeckich namiestników i umoczonych w ubeckich aktach donosicieli, w pierwszym albo drugim pokoleniu. Domieszka 30% uczciwych (optymistycznie), ginie w korporacyjnych relacjach i hierarchii. Te same proporcje mamy w pozostałych „instytucjach”. Dlatego jeszcze raz powtórzę, że idiotyczne poddawanie się dyscyplinie „debaty publicznej”: rozmawiajmy merytorycznie, bądźmy kulturalni, nie plujmy jadem, to jest droga dla straceńców. Przedstawiciele nietykalnych zachowują respekt, a mówiąc wprost trzęsą gaciami, tylko i wyłącznie wtedy, gdy czują na sobie bat. Ponad dwadzieścia lat temu pokazał Semka i Kurski w jaki sposób rozmawiać z Szechterem, wczoraj Brudziński pokazał, jak rozmawiać z Wasowską i postawić „Kropkę nad i”. Ktokolwiek będzie zalecał inne metody powinien zostać uznany albo za szkodliwego naiwniaka (eufemizm) albo za jednego z NICH. Żadnej dyskusji, żadnych sentymentów i kurtuazji, to są spadkobiercy i zstępni najgorszego autoramentu, nawet nie antypolskiej dziczy, ale antyludzkiego marginesu. Czas najwyższy podjąć z patologią realną walkę, zamiast debilnej debaty „z poszanowaniem odmiennych poglądów”. Oni nie mają żadnych poglądów, za PRL ścigali i drwili z pedałów, dziś uczą tolerancji i definiują „płeć kulturową”. Normalność wróci wtedy, gdy Szechter z Wasowską będą wyglądali dokładnie tak samo, jak to zarejestrowała kamera ponad dwie dekady temu.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(11 votes)

Jezus Chrystus umarł za nas na krzyżu. Wesołych Świąt!

$
0
0

Jezus Chrystus dla jednych jest Synem Bożym dla drugich postacią historyczną, a wielu uważa, że w ogóle nie istniał poza Biblią, którą nazywają fikcją literacką. Podział ten nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia, ponieważ Jezus Chrystus jest uniwersalnym archetypem człowieka doskonałego. Historia życia i śmierci Jezusa to kompletna metafora ludzkiego wypatrywania doskonałości, wszystkiego za czym tęsknimy, pragniemy, chcielibyśmy doświadczyć, ale większość z nas zatrzymuje się przy pierwszej napotkanej przeszkodzie. Chrystus przeszedł swoją drogę do końca i podobnie jak chrześcijanie wierzę, że ten człowiek był synem Boga, jeśli nie samym Bogiem. Wierzę również w zmartwychwstanie Chrystusa i życie wieczne, nie w wymiarze religijnym, ale ludzkim. Takich ludzi jak Chrystus można zakatować i powiesić na krzyżu, ale nie da się zabić,. Chrystusa nie sposób pokonać i upokorzyć, nawet jeśli w cierniowej koronie niesie swój krzyż, wśród wrzasku i rechotu motłochu, pozostaje wybranym przez Boga. Moją religią jest wiara w człowieka, dlatego wierzę w Jezusa Chrystusa, bo nie znam nikogo, kto mógłby mu w człowieczeństwie dorównać.

Chrystus łączył w sobie poczucie własnej wartości i pokorę, dwa żywioły, z którymi zmagają się śmiertelnicy i najczęściej giną poddając się jednemu z nich bez reszty. Chrystus nazwał się Synem Bożym i jednocześnie potrafił zobaczyć człowieka w żebraku, trędowatym, upadłej kobiecie, mordercy. Karcił, ale nie gardził, pokazywał jak znów odnaleźć w sobie człowieka. Za swoje nauki, swoją wiarę, swoją niezłomność zapłacił najwyższą cenę i jeszcze raz odwołam się do religii chrześcijańskiej, by potwierdzić, że Chrystus umarł za nas. Za mnie Chrystus wisiał na krzyżu, bo mnie na obronę człowieczeństwa z taką determinacją i godnością najpewniej nigdy nie będzie stać.

Chrystus pokonał imperium, faryzeuszy, ludzką pogardę, małość, tchórzostwo. Uczynił to z taką siłą i dostojnością, że stał się symbolem, który przetrwa następne tysiąclecia, o ile przetrwa ludzkość. W czasach gdy byle miernota jest bożkiem, gdy przeciętność staje się religią, gdy wierzący wpatrują się w kapłanów ze szklanego ekranu, a zamiast ciała i krwi bożej, spożywają chipsy i popijają Coca Colą, wielkość Chrystusa jest widoczna bardziej niż 2000 lat temu. Te bożki i ci wierni kpią z samych siebie, uważają, że „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”, ale żaden z nich i żaden z nas do wielkości Chrystusa nigdy się nie zbliży. Nie będziemy bogami, jednak możemy być ludźmi, z bagażem słabości, w którym nie znajdzie się to, co w nas najgorsze: zdrada, kłamstwo i tchórzostwo nieustające.

Noszę imię tego, który trzykrotnie się wyparł Chrystusa i tak siebie postrzegam. Błądziłem i pewnie jeszcze pobłądzę, jak człowiek, ale Bogu dziękuję, że nie przekroczyłem tej granicy, za którą Święty Piotr przemienia się w Judasza. Trzymajmy się tej granicy, bo to kres naszych ludzkich możliwości. Za mali jesteśmy na swój krzyż, ale możemy się wznieść na szczyt własnych możliwości i ponieść krzyż Chrystusa, chociaż przez jedną stację, gardząc wyciem tłumu ogłupionego srebrnikami imperium i homiliami sprzedajnych faryzeuszy. Trudne, jednak realne i optymalne.

Z okazji Świąt Wielkiej Nocy życzę wszystkim i sobie, żebyśmy z tęsknotą patrzyli na wielkość Człowieka na krzyżu, potrafili zachować się jak człowiek na ziemi, błądząc wracali, jak Święty Piotr i starali się nie upaść, jak Judasz. Wszystkie nasze troski, marzenia i tęsknoty zawierają się w wielkiej metaforze godnego życia, męczeńskiej śmierci i cudownego zmartwychwstania. Zachowując wiarę w tę wielkość i siląc się ba ułamek czynu, pokonamy nie jedno imperium i wykpimy wszystkich faryzeuszy. Zdrowia, trzeźwości umysłu, odwagi, godności i przekonania, w nadmiarze wszystkim życzę. Chrystus zmartwychwstał! Wesołych Świąt!

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(4 votes)

List otwarty Matki Kurki do Naczelnego Rabina Izraela Meir Lau

$
0
0

Oryginalny nie będę, po prostu przebijam stawkę. Listy otwarte mają to do siebie, że częściej ośmieszają nadawców niż odbiorców. Nieistotny dla światowego porządku Żyd Michnik, pisze list do papieża (robię wyjątek :))))), co publikuje niewiele bardziej istotny lewicowy dziennik włoski (robię wyjątek :))))). Prowincja huczy od plotek, ta wcinająca bigos i ta pochłaniająca pastę z bazylią. Tyle wszystkiego z nadętej groteski da się wyciągnąć. W pierwszym odruchu miałem zamiar wysmażyć felieton naszpikowany ciętymi ripostami, ale szybko wybiłem to sobie z głowy. Są Święta i nie chce mi się łączyć kilku kultowych scen, które i tak nie oddadzą poziomu śmieszności wschodniego Żyda, który zabiega o uznanie w szerokim żydowskim świecie. Na smarkatą prowokację odpowiem poważnie. Porozumienie jest możliwe, ale tylko na takich warunkach, które wykluczają kompleksy. Wzajemne poszanowanie moderuje dialog. Żyd Tuwim był geniuszem wynoszącym polską mowę na szczyty możliwości. Jemu wybaczam tchórzostwo, bo nim został zniewolonym Żydem żydowskiego komunizmu, cudownie odcinał się przedwojennym krytykom, jadąc na „przedniej platformie tramwaju”. Beztalenciom, które Słonimski usiłował wyprowadzić na przeciętnie przyzwoitych ludzi, bo na Żydów był to za słaby materiał, wybaczyć nie potrafię. Mój list otwarty, do Naczelnego Rabina Izraela Meir Lau, to słowa Pani Skrzyńskiej, które powinny się zacząć od „Szanowny Rebe”, ale nie wszyscy Żydzi są tak głupi i zakompleksieni, aby dodawać sobie ważności śmiesznością:

– I pan naprawdę uważa, że to ważne? Sześć milionów lub trzy miliony? – Nie wiedziała o co zapytać, dlatego powiedziała, to co mówi się niemal zawsze i prawie wszędzie. Schemat zabił Skrzyńskiego, wyłożył tyle ważnych rzeczy, rzadko mówionych, i w zamian otrzymał najmniej istotną i najbardziej pospolitą kalkę zachowań. Bezradny spojrzał na żonę, ciepło, z pełnym, głębokim szacunkiem i zaufaniem. Skrzyńska wiedziała, co ten wzrok oznacza i co może, nawet powinna odpowiedzieć mężowi i ludziom.
– Bardzo ważne, pani Katarzyno – zaczęła nie przejmując się zdziwieniem Brosik i wychyloną zza kamery głową operatora. – Kiedy siedzieliśmy w wagonach, liczono nas wagonami, jak węgiel i wapno. Do dziś nie mogę wejść na dworzec kolejowy, wszędzie jeździmy autobusami. Kiedy siedzieliśmy w barakach, liczono nas barakami, pojedynczo zastrzelonych, dla zabawy, odliczano taczkami. Wrzuconych do dołów, puszczonych z dymem nikt nie liczył. Nikt nas nie spisywał, pierścionki, zęby, które po nas zostały, blaszane miski i brukiew, wszystko trafiło do rubryk. Żywych ludzi i żywych trupów nie porachował nikt. Za to moja siostra została podliczona, przez moją ciotkę, za wszystko, za bilet do Nowego Jorku, za roczne wyżywienie, koszty własne. Wyszło tyle, że starczyło tylko dla niej, dla mnie zabrakło. Dopiero potem, po wojnie, grubo po wojnie, gdy nadarzyła się okazja, aby znów podsumować zęby i pierścionki, aby znów wyznaczyć za każdego jedną stawkę, wyszło nas sześć milionów. I to nie ci co tam byli, ale ciotki i wujkowie z Nowego Jorku wystawili rachunek. Kto tam był, kto widział, nie pamięta ilu nas było, ktoś znów powsadzał nas do wagonów i baraków, żeby znów nas okraść nie z pieniędzy, nie wzięłam ani grosza, niby za co te grosze? Nawet nie z godności, okradziono nas z indywidualności. Proszę na mnie spojrzeć, nie uważam się za kogoś wyjątkowego, ale siedzi przed panią konkretna osoba, w śmiesznych okularach z supermarketu. Widziała pani kiedyś sześć milionów identycznych starszych kobiet w równie idiotycznych okularach? Każdy, kto tam był, jest jeden, jedyny, nie pozwolę znów się wrzucić do milionowej masy, którą przerabia się już nie na złote zęby, ale prowizje, lokaty, dywidendy, obligacje. Ojciec mojego męża został zgładzony, to był pogrom. Taki sam jak tam w obozie i tego nie dokonali jacyś tam źli ludzie, ale moi rodacy, wychowani w tradycji i religii mojego narodu, który zawsze szuka winnych, nigdy własnej winy. Nie zdążyłam poznać mojego teścia, bo został zabity przez pijanych, zwyrodniałych oprawców, takich, jakich znajdziemy w książce Gduli, ale o nich nie wolno pisać, bo moi rodacy są wybrani przez Boga i wyjęci z ludzkiego prawa do krytyki. Każdy naród ma swoje ofiary i swoich katów, to takie proste do zrozumienia i takie trudne do przyjęcia. Liczenie jednych i drugich jest bardzo ważne, ponieważ każdy oprawca powinien być nazwany, nie anonimowy, i każdy osądzany, żaden oskarżający. Ofiara musi mieć swoją indywidualną, imienną, nie zbiorową i anonimową mogiłę. Pokrzywdzony ma prawo i obowiązek nazywać swoich prześladowców po imieniu i krzyczeć, dlaczego był prześladowany, za co, przez kogo. Licytowanie się jest podłością, liczenie i nazywanie po imieniu obowiązkiem.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(3 votes)

Niemiecka bezpieka stanowczo zaprzecza, że nie było zamachu w Smoleńsku! Nie tą drogą!

$
0
0

Wkurza mnie ta podsycana nadzieja, że niemieckie wydawnictwo pokaże światu całą prawdę. Spodziewam się komedii, nie sensacji, ale chętnie odszczekam pesymizm, bo też oczekuję cudu. Od kilku tygodni na miarę naszych czasów i możliwości rozniosły się po Internecie wieści o najnowszej książce niemieckiej sławy Jürgena Rotha. Gdyby Cezary Gmyz był Niemcem i żył w Niemczech, byłby trzy razy lepszy od wzmiankowanego Niemca. Niestety Gmyz żyje w Polsce i my wegetujemy razem z nim, takie są realia. Ale ten trzy razy słabszy od Gmyza Roth jest za Odrą wyrocznią w dziedzinie, która u nas została obśmiana.Roth na swoim terenie nie robi za „oszołoma”, tylko za eksperta śledczego. 8 kwietnia ma się ukazać książka niemieckiego dziennikarza na temat Naszego polskiego Smoleńska. Tezą będzie zamach! Strach się bać, prawda!? No i się odpowiednie środowiska w kolejności przewidywalnej zaczęły bać. Niemiecka bezpieka, w skrócie BND, jako pierwsza zdementowała treści zawarte w niepublikowanej książce. Odpowiednia komórka oświadczyła, że dziennikarz gada trzy po trzy i w ogóle nie ma sensu się nim przejmować. Niemiecka bezpieka wydała oficjalny komunikat, że niemiecki dziennikarz śledczy nie jest wiarygodny. To stanowisko za chwilę będzie w Polsce naturalnym powodem do żartów, bo przecież nic tak nie ośmiesza „oszołomów”, jak prawomocne wyniki śledztwa radzieckiego, niemieckiego, europejskiego. Dowcip polega jednak na tym, że Roth pisze wprost o ukrywaniu wiedzy na temat Smoleńska przez BND i rząd niemiecki. Czego się można spodziewać w takiej sytuacji? Oczywiście niemieckiego przerabiania na wariata.

BND „sprostowało”, że nie ma żadnych materiałów, że niczego nie widziało, nie słyszało i nie chce słyszeć. Do bólu oczywiste, bo skąd ten pomysł, że Niemcy nagle potwierdzą coś, co skrywają we własnym interesie. Koniec tematu? Dla mnie to początek. Oficjalne dementi jest klasyką gatunku i tak samo zachowywały się rządy aliantów, gdy słyszały o Katyniu. Sytuacja polityczna zamyka usta wszelkim służbom i rządom. Cały świat patrzy, jak niedźwiedź gwałci Krym i poczyna sobie coraz śmielej w kierunku zachodnim. Kto miałby w tej zaszczutej, konformistycznej i dekadenckiej Europie potwierdzić, że bandyci z KGB dokonali zbrodni? Nie ma żadnego problemu, zielone ludziki kupiły mundury i wyrzutnie rakietowe w sklepie za rogiem. Samolot rozsypał się w powietrzu na 1000 kawałków, co zarejestrowały telefony komórkowe, dlatego pozwolono Holendrom pozbierać szczątki. Z każdego zrobią wariata, każdego nazwą Gmyzem, polskim, niemieckim, francuskim. Gra się toczy o najwyższą stawkę i pośród morza nieistotnych zagrywek jedno mnie napawa optymizmem. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów pokłóciły się diaspory. USA wbrew Izraelowi przekazały światu, że w Iranie jest tolerancja. Gorzej, że dokładnie takie samo stanowisko zajęła Rosja Radziecka, bo to wskazuje na koszmarnie niebezpieczne dla Nas porozumienie. Tak, czy siak ponad naszymi głowami rozgrywają się gry najważniejsze. Nikogo nie interesuje 96 Polaków rozrzuconych na 60 tysięcy kawałków w smoleńskim błocie.

Jesteśmy dla świata taką samą ciekawostką, jak zamach w Gwatemali, gdzie zginęło 4 tysiące i ta liczba nie ma żadnych szans z 11 „satyrykami” z Paryża. Dopóki w Polsce nie będzie ludzi, którzy zechcą traktować Polskę i Polaków poważnie, żaden Roth nam nie pomoże. Najpierw wyśmieją Rotha u siebie, potem u nas przedrukują, co napisała niemiecka prasa. Będzie to o tyle proste i przyjemne, że ta sama rada nadzorcza wydaje dzienniki i tygodniki po obu stronach Odry. Nic nam z nieba nie spadnie, po 70 latach Rosja Radziecka wygrywa procesy w Strasburgu, bo nie było żadnego Katynia. Po 70 latach Wielka Brytania nie ma najmniejszej ochoty pokazać archiwów, z których możemy się dowiedzieć jakim to cudem czeski pilot otworzył spadochron nad Gibraltarem, gdy polski generał i wszyscy pozostali spadli do morza, jak kamień w wodę. Jesteśmy na tym samym historycznym etapie, świat już nie mówi, że było tak, jak było. Świat wprost, bezczelnie, krzyczy, żebyśmy zamknęli gęby i pogodzili się z tym, że byliśmy, jesteśmy i długo będziemy pionkami na szachownicy, tak długo, jak długo będziemy oczekiwać cudów zza Buga, Odry i każdej innej granicy. Polska, Polacy, My, musimy zrobić swoje. Fajnie, że Niemiec chce błysnąć na rynku wydawniczym, wykorzystajmy to, ale nie gapmy się tępo w tym kierunku, bo to ślepa nadzieja.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.839998
Average: 5.8(6 votes)

Komorowski i ten układ przestaje się opłacać możnym tego świata

$
0
0

Niczego w swojej opinii sprzed kilku tygodni, gdy pisałem o zgranych kartach, którymi będzie grać obóz Komorowskiego, nie muszę zmieniać. Nie ma nowych pomysłów, a stare propagandowe sztuczki to główne paliwo kampanii pana Bronka i żadnych zamian nie należy się spodziewać. Do Smoleńska doszły SKOK-i, ale jeden i drugi temat jest dla twórców propagandy jednocześnie wygodny i niebezpieczny. W tym samym czasie pojawiły się pierwsze przecieki z książki Rotha, wprawdzie tutaj też nie widzę żadnego przełomu i nadziei, o czym pisałem wczoraj, jednak z całą pewnością to wydarzenie przebije nieudolne i nudne wrzutki rodzimych propagandystów. „Rewelacje” wysmażone przez białoruskiego potomka ormowca, niejakiego Jendrieja Artymowicza, pożyją jak każdy upiór, od zmierzchu do świtu. Co więcej, przy odpowiednim uniku ze strony opozycji można tego bejsbola wyrwać i okładać macherów z WSI do upadłego. Nowe nagrania świadczą o jednym, mianowicie o tym, że przez 5 lat tak zwani biegli i śledczy po prostu się kompromitowali, pracując na jakichś poszatkowanych plikach. Mało tego, każda kolejna wersja zapisów z czarny skrzynek potwierdza, że Ruscy dają polskim lebiegom co im się podoba, a przy tym kpią w żywe oczy. Podobnie jest z wszelkimi opiniami płatnych klakierów Laska, w rodzaju Setlaka, którzy bez najmniejszej żenady krzyczą w TVN24, że w 2010 roku nie było potrzeby dokładnego kopiowania skrzynek. Komedia z tragedii i przekaz skierowany w próżnię. Zupełnie nic się nie zmieni w odbiorze społecznym, jeśli chodzi o postrzeganie Smoleńska, ta wrzutka była ukierunkowana tylko i włącznie na sprowokowanie PiS do emocjonalnych wypowiedzi, którymi potem będzie się straszyć wyborców. Rzecz w tym, że podobnych zabiegów wykonano setki i w końcu doszło do inflacji. Ile razy można się wzburzać, wiedząc, że to prymitywna gra znaczonymi kartami.

Mastalerek i Kownacki powiedzieli wszystko, co jest potrzebne, aby przeciwnicy władzy ukochanej nie czuli się osamotnieni w swoich odczuciach i jutro będziemy rozmawiać o czymś zupełnie innym. Wrzucanie i usuwanie Błasika z kokpitu zamiast emocji wywołuje ziewanie, dlatego siła każdej nowości związanej ze Smoleńskiem będzie olbrzymia. Jedno zdanie, jeśli rzeczywiście zostało napisane w książce Rotha: „zlecenie zamachu na TU-154 pochodziło „bezpośrednio” od wysokiego rangą polskiego polityka i było skierowane do generała FSB, Jurija D.”, ma taki potencjał, którego nie jest w stanie zagłuszyć 154 wersja „on mnie zabije”. Roth swoją książką nie wyjaśni Smoleńska i świat też znajdzie sobie znacznie ciekawsze tematy, ale bez dwóch zdań na polskim politycznym podwórku niemieckie sensacje mają stukrotnie większą siłę przebicia, niż nudne brednie Laska, czy NPW. Innymi słowy panowie z WSI nie bardzo mają wyjście, muszą rzucać się do boju z pierdzącymi zabawkami, żeby wystrzał niemieckiej armaty brzmiał jak najciszej. Zupełnie oddzielnym wątkiem są pomysły naszych zachodnich i wschodnich sąsiadów na Polskę, bo Roth nie robi nic innego, tylko potwierdza oczywistą oczywistość. Każda szanująca się służba specjalna na świecie wie, co się wydarzyło w Smoleńsku i każdy szanujący się kraj wie, że takie informacje są cenne wtedy, gdy są tajnym narzędziem nacisku. Niemcy, Rosjanie, czy Amerykanie musieliby mieć nie po kolei w głowie, żeby upubliczniać prawdę o Smoleńsku. Dysponując takim skarbem, jednym telefonem do „polskiego polityka wysokiego szczebla” są w stanie załatwić gigantyczne biznesy handlowe i polityczne.

Pytanie jak długo można się w ten sposób bawić, zwłaszcza, że każdy ma tu inny interes? Szantażowane marionetki też posiadają swoją ograniczoną odporność, jedna uciekła do Brukseli, druga miota się przed kamerami robiąc z siebie błazna. Nie zdziwiłbym się, gdyby jakiś poważny gracz zaczął myśleć o wymianie marionetek, by zacząć zupełnie nowy teatrzyk. Właściwie i na moje oko takie poważne próby już są prowadzone. Nikt mi nie powie, że nie dało się w Polsce zrobić kampanii prezydenckiej, która każdego dnia pokazuje kozę wystającą z nosa Dudy i w żadnym „poważnym medium” nie pojawia się ani słowo o szogunach i polowaniach. Dziesiątki razy się dało, to i teraz by się dało, ale najwyraźniej plany części graczy są zupełnie inne. Desperacji chłopców z WSI nie ma się co dziwić i należy się cieszyć, że nic innego nie są w stanie zrobić. Kampania Komorowskiego może wyglądać tak, jak wygląda, ponieważ oni wszyscy żyją na beczce prochu i nikt nie wie, z której strony lont zostanie odpalony. Jeszcze kilka lat temu podobnymi obrzydlistwami Tusk atakował, dziś Komorowski usiłuje się bronić, a to olbrzymia różnica i podpowiedź, że obecny układ się wypala. Myśląc logicznie USA, Niemcom, czy Rosji Radzieckiej potrzeba takiego „polskiego polityka wysokiego szczebla”, którego nie jest w stanie szantażować bułgarski kontrwywiad, ale kwity na niego są w jednym, poważnym miejscu, na przykład na Kremlu albo w Białym Domu.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(5 votes)

Artymowicze, czyli antypolska patologia w pigułce i polska „tolerancja” jednocześnie

$
0
0

Było ich czterech: Stefan, Mikołaj, Paweł i Andrzej, zostało trzech, ale rosną kolejni – to Artymowicze, białoruscy wychowankowie sowietów. Zanim media II obiegu pochyliły się nad tą familią, pisałem o wszystkich czterech, szczególną uwagę zwracając na Pawła Artymowicza. Ile razy złapałem tego wnuka białoruskiego bandyty i syna ubeka z MBP na kłamstwie, zapewne on sam nie jest w stanie policzyć. Kłamał na każdym kroku, na temat swojej przeszłości, teraźniejszości, słów wypowiedzianych, słów niewypowiedzianych i podłości, jakich się dopuścił. Kłamiąc i odpowiadając na fakty z życia swojej sowieckiej rodziny jako alternatywę potrafił przedstawiać wersję z dziadkiem, który cierpiał w niemieckim obozie koncentracyjnym. Nie miał oporów, żeby wypierać się swoich słów o „debeściakach” i generale Błasiku, którego nazwał „ch..m”. Do dziś we wrocławskim oddziale IPN czekają na mnie dokumenty, jakie zamówiłem blisko rok temu, ale już nie mam ochoty się w tym babrać, zwłaszcza, że wszystkie istotne dane podała nizelezna.pl i inne portale. Dziś nie Paweł, ale młodszy Andrzej Artymowicz robi na groby polskich pilotów, z tą samą bezczelnością i pewnością siebie. Oni mają to we krwi i w wychowaniu, gdy Paweł Artymowicz łgał jednocześnie straszył sadami i posyłał rozmaite trolle do boju, między innymi 65 letnią babkę ze wsi łańcuchowej, która nie zdała matury i pół życia spędziła w hotelowej recepcji, a w Internecie udaje 40 letnią studentkę. Tak wygląda „ekspert” NPW i cała rodzina „ekspertów”, tak wygląda zaplecze i klakierzy tych „ekspertów”, dlatego nie mogę pojąć skąd się „po naszej stronie” biorą… no właśnie „tolerancyjni naiwniacy”, czy może siedzący okrakiem konformiści, nieustannie apelujący o merytoryczną, kulturalną polemikę. Z kim się pytam? Równie dobrze można rozmawiać z ormowcem o „Fauście”.

Mamy do czynienia z wielopokoleniową patologią sowiecką. Dziadek mordował, ojciec prześladował, synowie robią na groby Polaków. Z nimi nie ma o czym rozmawiać ich trzeba wytępić, oni muszą czuć się w Polsce nikim, a nie panami życia i śmierci. Przecież to jest wszystko postawione na łbie, nieustannie upokarza się i z sadystyczną konsekwencją poniewiera rodziny ofiar, a z białoruskimi sowieciarzami cacka się każda redakcja, każde środowisko odwołujące się do Boga Honoru i Ojczyzny. Chciałbym się zapytać, co białoruski potomek bandyty i ubeka robi w polskiej prokuraturze? Co tu się zmieniło od 1944 roku? Dziadka zastępuje ojciec, ojca syn, za chwilę wnuki sowieckie będą nam wypełniać sądy i ministerstwa? 50 lat tresury sprawiło, że najbardziej podstawowe informacje, które mówią wszystko o „ekspercie’ stały się przedmiotem kpin z jednej i zamordyzmu z drugiej strony. Po 70 latach od końca wojny, nie ma w Niemczech odważnych, którzy z córek, synów, wnuków i wnuczek SS zrobiliby ministrów, szefów policji, prokuratorów naczelnych, czy biegłych od prawdy historycznej. U nas nie ma odważnych, aby krzyknąć, że ten i ów z domu wyniósł nienawiść i pogardę dla wszystkiego, co w Polsce święte. Jednym durnym zawołaniem: „grzebanie w życiorysach” zamyka się gęby hurtowo, ale nie detalicznie. Dopóki zdrowia starczy, jednego po drugim będę wyciągał pod pręgierz, żeby wszyscy zobaczyli z kim mamy do czynienia.

Dlaczego zbir z patologicznej rodziny, który skatował dziecko natychmiast w Polsce staje się obiektem linczu społecznego, a Ich synowie i Ich córki rzygają na Polskę z bezczelnym uśmiechem i żyją sobie w aureoli nietykalnych „ekspertów”? Czyja to jest wina? Nasza! Siedzimy z podkulonymi ogonkami i nie mamy odwagi gęby otworzyć nawet przy rodzinnym stole, nie mówiąc o publicznym głosie sprzeciwu. Artymowicze w Polsce powinni być społecznie wykluczeni, wyśmiani i w walonkach puszczeni tam, skąd przyszli. Nikt tego za nas nie zrobi, dopóki to oni będą dyscyplinować Nas, a nie my ich, jeszcze nie jedna ekspertyza zrobi z Polaków idiotów i niewolników zarazem. Zdjęcie gęby do gablotki, pokazanie palcem, że to właśnie ten – wnuk bandyty, syn ubeka i oszczerca poniewierający Polaków. Nikt mnie nie przekona, że z sowieckim potomstwem można się porozumieć w ramach kulturalnej wymiany zdań, opartej na rzeczowych argumentach. To są tacy sami sołdaci, którzy w 1945 nas „wyzwalali”, tylko teraz niszczą Polskę nie kolbami i gwałtami, ale w białych rękawiczkach dławią wszelką przyzwoitość i plują w twarz wdowom.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(12 votes)

W sprawie zegarka Kamińskiego wszczęto śledztwo, bo zostało złożone zawiadomienie!

$
0
0

Tytułową oczywistość traktuję jako motto potwierdzające dalszą treść tekstu. Lubię porządek, zwłaszcza w sferze faktów i dlatego wracam do sprawy zegarka Michała Kamińskiego. Otrzymałem od Prokuratury Okręgowej w Warszawie trzy pisma, w których widać ile jest wart nasz „wymiar sprawiedliwości” i jak niedorzeczne, z dużym prawdopodobieństwem motywowane politycznie, są decyzje przedstawicieli prawa. Już sama chronologia kolejnych pism pokazuje, że w RP III prokuratura na pstryknięcie placami może podjąć absolutnie dowolną decyzję i nikt nie ponosi z tego tytuły żadnych konsekwencji. 25 marca 2015 roku Prokuratura Okręgowa w Warszawie odmawia wszczęcia śledztwa w sprawie składania fałszywych zeznań przez Michała Kamińskiego. Decyzja ta nie zawiera najmniejszego uzasadnienia, po prostu jako osoba zawiadamiająca o przestępstwie, z mocy prawa musiałem otrzymać jakiś papier i dokładnie „jakiś papier” otrzymałem. 25 marca to była środa i dokładnie po tygodniu, w środę 1 kwietnia Prokuratura Okręgowa w Warszawie zmienia swoją poprzednią decyzję i ponownie wszczyna postępowanie, którego nie należy mylić ze śledztwem lub dochodzeniem. W sprawie Kamińskiego o pomyłkę jest o tyle łatwo, że 1 kwietnia 2015 roku, prokuratura jednocześnie wszczyna postępowanie i śledztwo. Rzecz niezwykle rzadka i spotykana tylko w sprawach oczywistych Wytłumaczę w tym miejscu, że śledztwo ma dużo poważniejszy charakter od dochodzenia. Do wszystkich manewrów prokuratorskich dochodzi jeszcze zmiana sygnatury sprawy z V Ds/182/15 na V Ds/255/15. Jest to o tyle ważne, że początek sygnatury V Ds wskazuje na departament prokuratury, w tym wypadku V.

zegarmich20001.png  zegarmich10001.jpgzegarkam0001.png

Zatem jedna i druga sprawa, a właściwie ta sama sprawa pod różnymi sygnaturami prowadzona jest przez ten sam departament prokuratury. Przydałaby się jeszcze informacja, jaki prokurator zdecydował o umorzeniu postępowania i który ponownie postępowanie wszczął. Niestety nie dysponuję taką widzą, ale to, co jest dostępne wystarcza do wyciągnięcia jedynego możliwego wniosku. Na przestrzeni tygodnia w ramach działania jednej jednostki „wymiaru sprawiedliwości” Michał Kamiński został „uniewinniony”, by po tygodniu jego sprawa stała się przedmiotem śledztwa. Kompletnie skrajne decyzje, co więcej pierwotne umorzenie postępowania zamienia się w natychmiastowe wszczęcie śledztwa. Porównując to sytuacji życiowych, w pierwszej wersji mamy stwierdzenie, że woda lodowata sucha, w drugiej, że woda jest wrzątkiem. Dodatkowo podpowiem, że nie składałem żadnych nowych wniosków dowodowych, zeznań itp. i ten sam palec badał temperaturę wody. Na podstawie identycznego materiału dowodowego zapadły dwa różne postanowienia. Pytanie co się stało, kto lub co wpłynęło na zachowanie prokuratorów z Warszawy? Można się tylko domyślać strzelać, plotkować, bo o takich decyzjach dowiadujemy się tylko wtedy, gdy którejś ze stron politycznej gry zależy na ujawnieniu danych. Tak czy siak wracam do motta i nie zgadzam się z ludźmi, którzy twierdzą, że to nie ma sensu.

Obojętnie, co się w „wymiarze sprawiedliwości” dzieje, świętym obowiązkiem jest walka z patologią. Jeśli stanie się cud i sprawy zostaną podjęte, to przynajmniej tytle na plecach poczują nietykalni. Gdy cudu zabraknie, a tak się dzieje najczęściej, to pokazujemy z czym mamy do czynienia i jak bardzo nie ma to nic wspólnego z wymiarem sprawiedliwości. Marudnym i niecierpliwym chcę podpowiedzieć, że każda taka sprawa i każda demaskacja składa się na ogólne wrażenie. Innymi słowy to są przysłowiowe krople drążące skałę, czasami słabiej, czasami mocniej. Choćby po to, żeby wbijać klin między pożerających własne ogony warto robić swoje i nie biadolić, że i tak wszystko zostanie wyreżyserowane. Zgoda, też nie mam wielu złudzeń, ale to nie zwalnia z obowiązku czynienia wszystkiego, co w ramach naszych możliwości jest możliwe. Dopiero po wykorzystaniu wszelkich narzędzi można sobie powiedzieć, że znów „zadziałał system”. Polecam tę technikę, bo im więcej kropel spadnie, tym bardzie zadrżą skały. Na pytanie co robić i ile możemy zrobić? Odpowiadam, robić swoje i zawsze do końca. W sprawie zegarka Kamińskiego wszczęto śledztwo, bo zostało złożone zawiadomienie!

PS Moja propozycja na tytuł zdjęcia: „Piwko w kokpicie”.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(8 votes)

10 kwietnia 2010 roku to dzień, w którym ziarno oddzieliło się od plewy

$
0
0

Pamiętam doskonale 10 kwietnia 2010 roku i kolejne dni, gdy w atmosferze żałoby, przygnębienia i naturalnego otumanienia, dyżurne „zjednoczenie narodowe” przygotowywało cztery podejścia i presję na załogę, której autorów należy ustalić. Po 5 latach nic się nie zmieniło, bo zmienić się nie mogło, ci sami ludzie czynią te same podłości, wypluwając z zakłamanych ust koncyliacyjne apele. Człowiek, który doświadczył oszustwa powinien wyciągnąć wnioski i tak właśnie zamierzam postąpić. Nie ma mowy o jakimkolwiek pojednaniu, z całego gardła nawołuję do utrwalenia narodowego podziału. Kilka miesięcy przed smoleńskim zabójstwem zaczynałem rozumieć, co się wokół mnie dzieje i jak bardzo ze mnie kpiono, po Smoleńsku nie miałem już najmniejszej wątpliwości i to jest dla mnie jedna z granic koniecznego podziału. Smoleńsk oddzielił ziarno od plewy i żadnemu przyzwoitemu Polakowi nie powinno przychodzić do głowy, aby tę ofiarę profanować pustymi gestami „pojednania”. Granica podziału nie przebiega na linii zamach – katastrofa, granicą nie jest polityczna preferencja, granicą jest mgła. Każde ziarenko prawdy, choćby bolesne musi wyjść z mgły stworzonej przez plewy. Smoleńsk nie jest dla mnie żadnym budowaniem mitu założycielskiego. Polsce nie jest potrzebny kolejny mit założycielski, pradawne mity dają wystarczająco silny fundament tożsamości i tradycji narodowej. Polsce jest potrzebna powaga, samostanowienie, szacunek i to właśnie Smoleńsk pokazuje w jakim jesteśmy miejscu. Podział narodowy wokół Smoleńska to naturalny test, który wyznacza stosunek do Polski, do Polaków, do godności, do przyzwoitości. Wszystkie tezy, hipotezy, domysły i inne domniemania nie miałby dla mnie najmniejszego znaczenia, gdyby polskie państwo w chwili tak doniosłej zasługiwało na miano państwa polskiego. Stało się inaczej, żyjących Polaków upokorzono, zmarłych sprofanowano i ten fakt nie wymaga żadnych badań, najmniejszych analiz, to jest tragedia widoczna gołym okiem.

Polak, który twierdzi, że nie było zamachu, ale widzi w jakim „państwie” żyjemy, jak nas okpiono i sponiewierano, jest moim Rodakiem. Mogę i chcę uścisnąć dłoń każdemu Polakowi, zachowującemu te minima intelektualne i moralne, natomiast szczerze gardzę plewą. To żaden wstyd powiedzieć: „nie wiem co się stało”, to żadna podłość mówić: „mamy za mało wiedzy”, to żadna zdrada wątpić w najbardziej tragiczne scenariusze, ale nie wybaczalne i jednoznacznie dyskwalifikujące są plewy: „wszystko zostało wyjaśnione”, „eksperci nie pozostawiają złudzeń”, „niezależna prokuratura i komisje odkryły bolesną prawdę”, „wykonaliśmy wszystkie konieczne badania”, „przeprowadzano profesjonalne analizy”. Tutaj jest kolejna granica i wbrew pesymistycznym diagnozom, proporcje wcale nie wyglądają źle. Jeśli przyjąć powyższe kryteria, to ponad 60% Polaków musi się pogodzić ze smutnym faktem, że 40% naszego narodu to plewy. W tych okolicznościach stawianie linii podziału przy rytualnym słowie „zamach” nie ma najmniejszego sensu i rzeczywiście prowadzi do tragicznego w skutkach podziału narodowego. Pytamy o „techniczną” metodę zniewolenia, zamiast pytać o drogę do wolności. Dziś najważniejsze polskie pytanie brzmi: „W jakiej Polsce żyjemy i gdzie jest nasze państwo?”.

Linią podziału musi być przyzwoitość połączona z rozumem, wtedy prawda w postaci zamachu, czy innego rzetelnego wyjaśnienia nie godzącego w zdrowy umysł, ciało i duch, stanie się spoiwem narodowym. Moje przeświadczenie i ocena tego, co się stało w Smoleńsku da się zawrzeć w krótkim zdaniu: „Na 99% ruskie morderstwo, na 80% za wiedzą polskiej delegatury”. Jednak nie odtrącę ręki żadnego Polaka, który ma swoje przeświadczenia i swoje oceny, o ile nie usłyszę, że: „nie ma sprawy, co tu wyjaśniać, zabili się na własne życzenie”. Rocznica Smoleńska jest dla mnie czasem głębokiej refleksji, bo ta tragedia całkowicie zmieniła moje życie, stałem się nie tyle innym człowiekiem, ale innym Polakiem. Dlatego odrzucam wszelkie płycizny, tandetne hasełka, prostackie gry emocjonalne. Z szacunku dla zmarłych i żyjących Polaków proszę o utrwalanie podziału, zasiejmy ziarno, a plewy rzućmy na wiatr. Pojednanie również jest możliwe, ale trzeba zmienić weryfikujące pytanie. Zamiast pytać czy był zamach, pytajmy Polaków, co zostało zrobione, aby dogłębnie, z poszanowaniem dla własnego państwa i narodu wyjaśnić dlaczego zginęło 96 Polaków? Pytajmy gdzie jest nasza Polska, gdzie jest nasze państwo? Odpowiedź na te pytania precyzyjnie wyznaczy konieczną linię podziału i nowego zdrowego pojednania.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(12 votes)

Mamy rekord! Przez 6 lat blisko 50 milionów do podziału dla rodziny Owsiaków!

$
0
0

Od wielu tygodni zapowiadałem, że ujawnię pełen mechanizm wyprowadzania kasy z WOŚP do prywatnej kieszeni Jerzego Owsiaka i jego najbliższej rodziny. Przyszedł czas, aby spełnić obietnicę. Materiał, który zgromadziłem jest tak obszerny, że nie sposób wszystkiego napisać w jednym artykule, dlatego dziś tylko schemat i podstawowe informacje, w najbliższej przyszłości pojawią się rozbudowane publikacje naszpikowane dokumentami. Przed sądami dwóch instancji udowodniłem, że WOŚP jest finansowana nie tylko przez donatorów, ale przez budżet lokalny i centralny, co w najlepszym razie bilansuje się na 0. Ze społecznego i ekonomicznego punktu widzenia funkcjonowanie WOŚP jest absolutnym absurdem, modelową beczką bez dna, ale dla Owsiaka i jego rodziny to prawdziwy róg obfitości. Podstawową strukturę przepływów finansowych pokazywałem wiele razy: Dojna krowa WOŚP => Słup „Złoty Melon” => Firma krzak „Mrówka Cała”. W dwóch pierwszych elementach nie zmienia się nic od 11 lat, ale trzeci to moja porażka, ponieważ dosłownie skupiłem się na „mrówce”,  nie mając pojęcia o istnieniu słonia. Żyjemy w czasach komiksowych, kultura obrazkowa przemawia do przeciętnego odbiorcy bardziej, niż najprostsze zdanie. Przepraszam wyrobionych Czytelników za użycie tego narzędzia, ale celem jest oczywiście dotarcie do jak najszerszego odbiorcy, któremu rzecz trzeba wyłożyć łopatą, inaczej nie pojmie w czym uczestniczy. Pełen schemat wygląda tak.

schemat.png
 
Czas przedstawić poszczególne postaci z tej układanki.

9fedc45b838a392c65a8c9c2d43c73fa.jpg

Jerzy Owsiak – prezes  zarządu Fundacji WOŚP, prezes zarządu spółki„Złoty Melon”, dyrektor graficzny „Złotego Melona”, właściciel firmy „Jasna Sprawa”, mąż Lidii Niedźwiedzkiej-Owsiak właścicielki „Mrówki Całej”, ojciec Aleksandry Owsiak byłej pracowniczki WOŚP, obecnie pracownicy „Tabasco”, ojciec Ewy Owsiak właścicielki firmy „Feel Mint Production”.

Lidia Niedźwiedzka Owsiak– członek zarządu Fundacji WOŚP, dyrektor finansowy i medyczny fundacji WOŚP, jedyny przedstawiciel na zarządzie wspólników spółki „Złoty Melon”, właścicielka firmy „Mrówka Cała”, matka Aleksandry Owsiak, byłej pracownicy WOŚP i obecnej pracownicy „Tabasco”, matka Ewy Owsiak właścicielki firmy „Feel Mint Production”.

Jacek Stachera - Od 2000 roku współpracuje z Fundacją WOŚP, kierownik produkcji Finałów WOŚP i Przystanków Woodstock, od 2007 do 2012 roku asystent Jerzego Owsiaka. W latach 2006-2010 dyrektor zarządzający kanałem telewizyjnym OwsiakTV. Od maja 2010 menadżer firmy Złoty Melon organizującej największe eventy w Polsce i wydającej płyty DVD/CD z koncertów. Od czerwca 2009 właściciel agencji Tabasco. Prywatnie konkubent Aleksandry Owsiak i ojciec najmłodszej wnuczki Jerzego Owsiaka i Lidii Niedźwiedzkiej-Owsiak.

Aleksandra Owsiak– córka Jerzego Owsiaka i Lidii Niedźwiedzkiej-Owsiak, była pracownica WOŚP, obecna pracownica firmy „Tabasco”, partnerka Jacka Stachery, matka jego dziecka.
 

Ewa Owsiak – młodsza córka Jerzego Owsiaka i Lidii Niedźwiedzkiej-Owsiak, właścicielka „Feel Mint Production” firmy bez telefonu i strony internetowej, zajmującej się tym samym, czym zajmują się wszystkie pozostałe firmy Owsiaków.
 
Jak to działa?
 
Pieniądze samorządowe i budżetu centralnego wraz z ofiarami donatorów finansują WOŚP. Z tej puli wypłaty mieli/mają: Jerzy Owsiak, Lidia Niedźwiedzka Owsiak, Aleksandra Owsiak i jej konkubent Jacek Stachera, ale to sumy kieszonkowe. Kasa od donatorów jest przetrzymywana przez 1,5 roku, odsetki spływają do „Złotego Melona” wraz z wielomilionowymi kwotami na wszelkie imprezy „kulturalno-oświatowe”, takie jak Finał WOŚP, „Przystanek Woodstock” i tzw. programy medyczne, głównie Ratujemy i Uczymy Ratować (RUR). Drugim źródłem zasilania spółki „Złoty Melon” są sponsorzy. Dziesiątki milionów złotych popłynęło tymi drogami do firmy słup "Złoty Moelon", która za lata 2009 -2014 zleciła usługi obce na kwotę ponad 49 milionów złotych. I teraz pytanie kluczowe, a jednocześnie bezsenne noce Jerzego Owsiaka, po procesie w Złotoryi, z którego się ledwie wywinął, uciekając przed ujawnieniem ksiąg rachunkowytch.

Jakie firmy w latach 2009-2014 wykonały na rzecz „Złotego Melona” usługi na blisko 50 milionów złotych? Na to pytanie każdy podatnik i donator, póki co, musi sobie odpowiedzieć sam, bo Jerzy Owsiak i WOŚP szybciej podpalą archiwa niż pokażą ich zawartość. Mogę jedynie podpowiedzieć, że do roku 2009 gros zleceń lądowało w „Mrówce Całej”, a od kilku miesięcy w blokach startowych stoi: „Jasna Sprawa” i „Feel Mint Production”. Jednak prawdziwym gigantem, od 2009 roku jest firma Jacka Stachery, konkubenta Aleksandry Owsiak, która realizuje wszystkie główne imprezy WOŚP,  „Złotego Melona” i sponsorów Owsiaka. Stechera „zasłynął” również i tym, że jego firma „drucik” kompletnie nieznana na rynku eventowym, w 2012 roku wygrała przetarg na uroczyste otwarcie jednego z większych przekrętów Struzika – lotniska „Modlin”. Przetarg ten był objęty śledztwem CBA, które stwierdziło szereg nieprawidłowości.
 
Na tym samym lotnisku straż pożarna polewała Owsiaka, kiedy to było jeszcze modne.

Z tym samym Struzikiem Owsiak ostatnio uroczyście wręczał szpitalowi sprzęt medyczny.


 
Owsiak żyje z władzą i dzięki władzy, ale w czasie wizyty u Komorowskiego, to Stachera zarządzał całym cyrkiem i to jego praktyk mają dość byli i wycofujący się sponsorzy „Przystanku Woodstock”, jednak o tym w kolejnych odcinkach.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(9 votes)

Zamachowiec dokonuje zamachów, prostytutka uprawia nierząd

$
0
0

Wątroba mi gnije, gdy słyszę ze wszystkich kołtuńskich stron, jak to nie warto posługiwać się wyrazami, bo niebo płacze, mama się denerwuje i co na to sąsiedzi powiedzą. Pół biedy, gdy podobne frazesy wypowiadają ludzie, którzy męczą się nad konsumpcją dworcowej zapiekanki przy pomocy noża i widelca, gorzej się sprawy mają w przypadku blokersów udających baronów osiedla. Ile jeszcze razy zielonogórski blokers Tomasz Lis wysmaruje gównem okładkę światowego tygodnika, z dopiskiem wersja RPIII, i ile razy dzień po fakcie, pójdzie do publicznej TV ulizany na grzecznego chłopca wcinającego budyń z sokiem malinowym? Jak zdefiniować hipokryzję, jeśli nie prostymi słowami: „Każdy pomyślał, jeden wariat się odezwał”. Zajrzałem do słownika, by z pełną wiedzą odczytać bluzgi na ostatniej okładce Newsweeka i znalazłam w najnowszym wydaniu PWN taką definicję: „zamachowiec – osoba uczestnicząca w zamachu stanu lub w zamachu terrorystycznym”. Zgodnie z polskim kodeksem karnym zielonogórski blokers Tomasz Lis po trzech tygodniach powinien dostać wyrok za przypisywanie najcięższych przestępstw niejakiemu Kaczyńskiemu, ale tak się nie stanie. Gdyby nawet ktoś próbował, za chwilę pojawi się ekspert Bralczyk, ekspert Płatek, ekspert Mistewicz, i pospołu wyjaśnią, że to taka gra słów, dopuszczalna w demokracji, wręcz niezbędna dla realizacji najwyższych celów interesu publicznego. Znam na pamięć te interpretacje, pisane pod dyktando bieżących potrzeb i dlatego sprawdziłem w słowniku tytułową prostytutkę. PWN: „kobieta uprawiająca nierząd”. Naiwnie wezmę udział w tej ustawionej grze słów, zamachowiec to ten, który mówi o zamachu, zatem prostytutka to ta, która świadczy usługi medialne za pieniądze.

Naiwność podobnych stwierdzeń polega na tym, że weryfikacja publiczna i prawna w RPIII opiera się na jednej zasadzie: „co wolno panu redaktorowi, to nie tobie „hejterze” zasrany”. Ta „zasada” dodaje Lisowi beztroskiej odwagi, która pozwala, bez najmniejszych obaw pisać i ilustrować kryminalne brednie. Przywoływałem przyczynę wszelkich nieszczęść 1000 razy, ale ciągle niewielu chce usłyszeć komu wolno, a kto nie ma prawa się odezwać. Pokazanie Kaczyńskiego na okładce Newsweeka jako zamachowca jest tak płytkie, prostackie i sprostytuowane do imentu, że przed żadnym sądem blokers Lis nie miałby szans wnosić o uwzględnienie jakiegokolwiek wniosku dowodowego. Wie to każdy człowiek doświadczony „wymiarem sprawiedliwości”, bez względu na orientacje polityczne i seksualne. Jednocześnie ten sam „ustrój” osłania galopującą prostytucję, co sprawia, że walczące o przetrwanie miernoty muszą się prześcigać w produkowaniu coraz większego łajna. Przeszedłbym obojętnie nad prostytucją Lisa, bo każdy sobie toczy taką kulę na jaką go stać, ale temu zjawisku w sposób naturalny towarzyszą zyski. Blokers Lis zarabia na gnojeniu ludzi i to jest moja odpowiedź na zarzuty potępiające „niewłaściwy język”. Nigdy nie zarobiłem na "nienawiści", przeciwnie muszę płacić za nazywanie prostytutek po imieniu. Jutro jest poniedziałek, o godzinie 21.50 zasiądzie w publicznej telewizji udekorowana pudrem i żelatyną prostytutka, ta sama, która parę dni wcześniej przygotowała okładkę i zatarła łapki odcinające kupony. To będzie zupełnie inna „moja osoba”, w studio nie padnie ani jedno krytyczne słowo, pod adresem znamienitego redaktora.

Wybrani goście złożą łapki w łódkę i będą prawić o księdzu, który jeździł po pijaku albo o „geju”, który nie dostał pracy w katolickim liceum. Słowem całe towarzystwo pod dyktando prostytutki zajmie się moralizowaniem. Potem kilku naszych i nie naszych gości, wyjdzie ze studia, odpali tablety i wyrazi grzeczny sprzeciw na popularnych forach, potępiając chamstwo oczywistych stwierdzeń, jakie kotłują się im po głowach w pierwszych reakcjach. Pomyślałem sobie raz, drugi i trzeci, zanim wystukałem ten obrazoburczy tekst i prawdę powiedziawszy sam się czuję nieswojo. Zastanawiałem się i dalej się zastanawiam, czy nie za dużo „wyrazów”, czy się przekaz nie zgubi, ale za każdym razem pojawiał się żelazny argument. Oni się nie zastanawiają, oni się nie katują, oni zarabiają, prymitywnie przekraczając kolejne granice i co najbardziej smutne ciągle uchodzą za wychowawców dzieci, młodzieży i społeczeństwa. Blokers Lis srając na oślep od zaplecza, w oficjalnej wersji nadal będzie brylował w czołówce magistrów elegancji, tolerancji i jakości debaty publicznej. Dresiarz z zielonogórskiego blokowiska w poniedziałek o 21.50 ponownie przemówi do milionów i zaproponuje zgodę narodową, pojednanie ponad podziałami i jeszcze zapłacze nad zdziczeniem obyczajów. I tak sobie głośno myślę, że każda prostytutka może zostać kaznodzieją, jeśli owczarnia składa się ze stada baranów, pokornie i w milczeniu idących na rzeź.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(5 votes)

Kampania Komorowskiego to obraz konfliktu interesów

$
0
0

Na przykładzie Bronisława Komorowskiego można w sposób precyzyjny wyjaśnić na czym polega dość powszechny błąd językowy z naprzemiennym używaniem słów: ilość i liczba. Ilość odnosimy do czegoś, co jest nie policzalne, natomiast liczba to policzone dane. Jestem przekonany, że nikt nie policzył wszystkich wpadek, błazeństw i kompromitacji Komorowskiego i dlatego należy mówić o imponującej ilości. Tego chyba nikt nie zakwestionuje, stąd też trudno uniknąć powtarzającego się pytania. Co się takiego stało, że kampania niepodanego Bronka praktycznie nie istnieje? Czy rzeczywiście sztab obecnego prezydenta i nieszczęścia Polski, poszedł do boju z gołymi rekami? Patrząc na chaotyczne ruchy i wyciąganie najstarszych trupów z szafy, taka konkluzja nasuwa się sama. Komorowski musiał być przekonany, że nic złego w trakcie kampanii mu się nie stanie, bo niby, z której strony niebezpieczeństwo miałby nadejść? Media robią swoją, służby obstawiły Belweder z każdej strony, a wyborcy ogłupiani codzienną dawką tematów bzdurnych, żyją historią dowcipnego kierowcy MPK albo dramatem porzuconych psów, przetrzymywanych w klatkach. Coś jednak nie wypaliło, a dokładnie rzecz ujmując na 100% będzie II tura. Chętnie poznałbym opinię Komorowskiego na temat tak nieoczekiwanego zwrotu akcji. Dalej się upieram, że tych wszystkich żenujących scen z udziałem safanduły można było po prostu nie pokazać albo przykryć wymyślonymi na siłę skandalami z udziałem Andrzeja Dudy. Zresztą tę drugą strategię z marnym skutkiem próbowano odpalić, ale nie udało się Dudy ustrzelić ani SKOK-ami, ani Smoleńskiem. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby Bronek zadawał sobie to samo pytanie: „O co tu do cholery chodzi?”.

Duda okazał się strzałem w dziesiątkę, naprawdę bardzo dobrze sobie radzi medialnie i potrafi zejść z linii ognia, ale to nie ma większego znaczenia w RP III, gdzie w 5 sekund można z idioty zrobić filozofa i z filozofa idiotę. Pozostało trochę ponad trzy tygodnie do pierwszego rozstrzygnięcia. Na mój gust wszystkie największe armaty sztabowcy Bronka już wytoczyli. Wystrzeliły SKOK-i, in vitro, Smoleńsk i same ślepaki, które nawet Dudy nie drasnęły. Ludzie są zmęczeni wywlekaniem tych samych krzykliwych tematów, w których głównymi dyskutantami są ideologiczni zaganiacze, nie ma pomysłu na rozpalenie emocji, a stare numery po prostu nie działają. Fakt, że dojdzie do II tury już jest porażką Komorowskiego, ale to nie koniec. 10 maja dostaniemy odpowiedź na dwa kluczowe pytanie. Czy pościg Dudy za Komorowskim skrócił dystans do rozsądnych rozmiarów, takim była by różnica poniżej 10%. No i druga odpowiedź, co z „ruskimi serwerami”? Jeśli mają być jakieś ordynarne numery odstawiane, to I tura musiałaby być próbą generalną. Oczywiście w desperacji panowie mecenasi mogą pójść na bezczelnego i na przykład z wyniku 39 do 32 dla Komorowskiego, w II turze wyrzeźbić 68 do 32, jednak takie zagrywki mogły by się skończyć resetem nastrojów społecznych. Biorąc to wszystko pod uwagę nadal nie potrafię powiedzieć, co się tak naprawdę w tej kampanii dzieje i być może Komorowski też się tylko domyśla.

W łagodniejszej wersji ciągle obowiązuje hipoteza, że Bronek jako człowiek WSI powiązany ze sprzedażą broni, jest dyscyplinowany i straszony, aby wpłynął na planowane przetargi, które pozwolą „tłustym misiom” wyrwać grube miliardy złotych. W wersji bardziej radykalnej trzeba się odwołać do generalnego przemeblowania. Zarówno miejscowa, jak i zagraniczna bezpieka jest podzielona na strefy wpływów i ma różne interesy. Bronek z całą pewnością nie jest gwarantem dla wszystkich biznesów, przeciwnie, dla wielu jest przeszkodą. W tej sytuacji, aż chce się powtórzyć za Stanisławem Aniołem: „Miećka, ale pod kogo tu się podpiąć”. Kampania Komorowskiego wygląda tak jak wygląda, bo trwa jakaś szarpanina pod dywanem i diabli wiedzą, kto to za kim stoi i pod kogo się podpiął. Pamiętam doskonale, że niejaki Kwaśniewski przed reelekcją zaliczał takie upadki, że i Bronek na jego tle wygląda przyzwoicie, ale wygrał w cuglach I turę. Dlaczego? Ano właśnie! Inne czasy, inne i wtedy trwałe układy. Obojętnie, co jest przyczyną pokazywania zawrotnej ilości wpadek Komorowskiego, ten fakt jest najbardziej interesującym znakiem czasów. Wydaje się, że będzie przetasowanie. Jeszcze nie wiadomo na jakim szczeblu i w jakiej skali, ale z całą pewnością jesteśmy świadkami konfliktu interesów, czego obrazem jest tragifarsa z udziałem Komorowskiego.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(5 votes)

Durczoka „załatwi” Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet!

$
0
0

Przykłady na marksistowskie rozwolnienie jaźni można przytaczać tonami, ale od czasu do czasu pojawiają się takie „posiedzenia”, że trudno oczy oderwać. Oto w tych dniach prokuratura mokotowska odmówiła wszczęcia postępowania w sprawie molestowania, którego miał się dopuścić Kamil Durczok. Dla odbiorcy medialnych bzdetów jest to czytelny komunikat – Durczok nikogo nie zaczepiał, nie nagabywał, niestosownych propozycji nie składał. Dla odmiany doświadczonemu postępowaniami i wyrokami recydywiście, natychmiast zapala się 1000 mrugających światełek, które wskazują drogę do prostackiej pralni mózgów. Zacznijmy od tego, że tak zwane „molestowanie seksualne” nie jest przestępstwem, czyli nie podlega kodeksowi karnemu. Molestowaniem zajmuje się kodeks pracy, dokładnie art. 183a. § 5, pkt. 2: Niepożądane zachowanie, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności pracownika i stworzenie wobec niego zastraszającej, wrogiej, poniżającej, upokarzającej lub uwłaczającej atmosfery (molestowanie). Zatem z mocy prawa prokuratura nie mogła podjąć innej decyzji niż odmowa wszczęcia postępowania, bo to nie jest kompetencja prokuratury. Mało tego, jak wiadomo prokuratura nie podejmuje też działań w dużo bardziej drastycznych sytuacjach, czyli takich jak: gwałt lub doprowadzenie do innych czynności seksualnych. Dopiero na żądanie pokrzywdzonego, prokurator rozpoznaje sprawę i decyduje o wszczęciu, bądź odmowie wszczęcia postępowania i tak dochodzimy do sedna sprawy, czyli pralki, którą wyprano kolejny raz mózgi konsumentów medialnych. Otóż pokrzywdzeni, jako przeciętni zjadacze chleba, mogą nie wiedzieć jak się poruszać w paragrafach, ale to nie kto inny, tylko prokuratur zrządzał od TVN dokumentacji z wyników prac komisji, które dotyczyły molestowania i mobbingu.

Po co? No właśnie też chciałbym wiedzieć! Dlaczego prokuratura zbierała materiał dowodowy w TVN, skoro z definicji sprawa nie podlegała ocenie prokuratury. Racjonalna odpowiedź jest tylko jedna. Usłużny pan Józek, czy inna pani Krysia wykonała na rzecz Kamila Durczoka jak dotąd najwyższej klasy usługę public relation. Materiał dowodowy z TVN włączono do czynności sprawdzających tylko i wyłącznie po to, by ogłosić odmowę wszczęcia śledztwa. Tym sposobem oczywista i nieuchronna decyzja prokuratury została powiązana z działaniami komisji TVN uznającej winę Kamila Durczoka. I znów publika ma sieczkę w głowie i znów się zastanawia kto tu w końcu jest winien, kto jest ofiarą, a kto napastnikiem? Sprytne prawda? Ba! Sprytne i tak otępiające, że nikt z oświeconych dziennikarzy, czy innych strażników nowoczesności nie zauważył, co się w między czasie wydarzyło. Prezydent Komorowski złożył kampanijną wizytę feministkom i podpisał nowe fantastyczne, bo europejskie prawo: „Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”. Także…., tego, no…. wiecie rozmiecie Durczok, że tak powiem… dupa blada. Po to przecież pan prezydent podpisał tę błogosławioną konwekcję, żeby prześladowane kobiety i domownicy już nigdy nie doświadczali: „opierania się o ścianę i brania od tyłu”. Rozsiadam się wygodnie w fotelu i czekam, aż w świetle kamer Kamil D., z kajdankami zapiętymi na plecach z kapturem na głowie i w asyście feministycznych aktywistek w stroju toples, zostanie odprowadzony do aresztu. To formalność w świetle implementowanego prawa!

Nikt przecież nie pisał, także „Wprost”, że Durczok zgwałcił lub doprowadził do innych czynności seksualnych. Cały czas była mowa o nadużyciach w relacjach miedzy podwładnym i zwierzchnikiem, które miały podtekst seksualny. Gdyby i z tego Kamil Durczok się wykpił, to i tak nie ma najmniejszych szans w zderzeniu z takim oto zapisem zawartym w Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej:

Strony stosują konieczne środki, aby promować zmiany w społecznych i kulturowych wzorcach zachowań kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji i wszelkich innych praktyk opartych na pojęciu niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn.” (Art. 12 ust. 1)

Z całą pewnością sytuacja, w której stereotypowo niewyżyty samiec z TVN proponuje łagodnej płci kulturowej z TVN numerek na zasadach stereotypowego podziału ról w pozycji od tyłu, jest gwałtem zadanym cywilizacji europejskiej, a to już jest ścigane z kilku urzędów, instytucji i definicji. Cytując innego piewcę miłości wszelakiej trzeba jednoznacznie stwierdzić: „będziesz miał w dupę”. Czy nie? Pytam, bo prawdę mówiąc nie zapoznałem się jeszcze z żadną wykładnią znamienitych mecenasów i konstytucjonalistów, a przecież może się okazać, że ta konwencja dotyczy księży, sióstr zakonnych i tych, którzy nie wrzucili ani gorsza do puszki WOŚP.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.839998
Average: 5.8(6 votes)

WOŚP przyznaje, że Piotr Wielgucki pisał prawdę, i PRZEGRYWA walkowerem proces cywilny!

$
0
0

W dniu 7 kwietnia 2015 r., do Sądu Okręgowego w Legnicy wpłynęło pismo procesowe przesłane przez pełnomocnika Fundacji WOŚP, mecenasa Jacka Zagajewskiego, w którym powódka wycofuje pozew wniesiony przeciw Piotrowi Wielguckiemu. Z mocy prawa w dniu 14 kwietnia 2015 r., sąd umorzył postępowanie. Każdy prawnik, zwłaszcza adwokat wie, że jest to największa porażka, jaką przed sądem cywilnym może zaliczyć strona procesowa. Wycofanie pozwu da się porównać do rzucenia ręcznika na ring albo do oddania meczu walkowerem. Skutkiem takiej decyzji jest przyznanie przez powódkę (WOŚP), że zarzuty były bezpodstawne i w ocenie samej powódki nie miały najmniejszych szans obronić się w sądzie. Co pisałem o finansach WOŚP i przyklejonych firmach Owsiaka i jego rodziny z przyjemnością przypomnę w formie kompendium. Wszystko obroniło się przed sądem karnym i cywilnym, w pierwszym przypadku prawomocnym wyrokiem, w drugim wycofaniem pozwu. To niezmiernie cieszy, bo jest sednem mojej walki o ujawnienie prawdziwego oblicza "filantropa" Owsiaka, ale w związku z walkowerem WOŚP i mecenasa Jacaka Zagajewskiego powstaje szereg szczegółowych pytań pod jednym wspólnym mianownikiem. Dlaczego WOŚP zdecydowała się na krok, który kolejny raz jest nie tylko porażką sądową, ale porażką wizerunkową? Odpowiedzi jest kilka i zacznę od tych najbardziej oczywistych, aby skończyć na charakterystycznej dla poczynań Zagajewskiego taniej sztuce prawnej, a de facto na obejściu prawa. Po pierwsze Owsiak został przekonany, bo wątpię aby sam na to wpadł, że nieuchronna przegrana WOŚP w procesie cywilnym będzie katastrofą i odgrzeje aferę wokół prywatnych biznesów, co kosztowało pana prezesa więcej niż mógł przypuszczać. Wycofanie pozwu też wygląda biednie, ale niesie za sobą pewne istotne korzyści, o czym w dalszej części. Po drugie byłby to wyrok wyraźnie oddzielający to, co do tej pory tak prymitywnie było mieszane. Czym innym i całkowicie skandalicznym jest skazanie Piotra Wielguckiego za nazwanie Owsiaka „królem żebraków”, a czym innym jest to, co Piotr Wielgucki napisał o kasie WOŚP, na której żeruje rodzina Owsiaków. W sądzie cywilnym powódką była tylko WOŚP i pozew dotyczył wszystkiego, co o WOŚP napisałem i tutaj już nie ma miejsca na głupoty w stylu: „wygrał, ale przegrał”.

umorzenie.png

Po trzecie wycofanie pozwu w trybie art. 203 kpc nie niesie za sobą żadnych skutków w rozumieniu ustawy, czyli mówiąc językiem ludzkim – sprawy nie było. Wprawdzie powódka (WOŚP) w takiej sytuacji ponosi koszty sądowe, co więcej pozwany (Piotr Wielgucki) na wniosek otrzymuje zwrot kosztów procesowych, ale jakie to ma znaczenie dla Owsiaka? Za ten ponad roczny cyrk zapłaci WOŚP. Samych kosztów sądowych i procesowych nazbiera się ze 3 tysiące, wiemy też, że mecenas Zagajewski do tanich adwokatów nie należy i zażyczył sobie około 15 tysięcy za pełnomocnictwo w procesie karnym. Skąd zatem taka desperacja i zgoda na poniesienie kosztów? Przyczyna jest prosta, zgodnie z prawem pozwany nie może być sądzony dwa razy za te same czyny, a mecenas Jacek Zagajewski wiedząc, że Owsiak pod moim adresem bluzgał na lewo i prawo zrobił wybieg przypisując „króla żebraków” do naruszenia dóbr osobistych Fundacji WOŚP, poprzez przezywanie jej prezesa. Pozew miał też być dodatkowym elementem presji na Piotra Wielguckiego, bo trzeba pamiętać, że tam się pojawiają absurdalne i urojeniowe roszczenia opiewające w sumie na kilkaset tysięcy złotych. Zagajewski wycofał pozew, ale nie wycofał roszczeń, prawnicy będę widzieć w czym rzecz, pozostałym wyjaśniam, że teraz te same roszczenia i zarzuty Zagajewski może wykorzystać w nowym pozwie, tym razem złożonym w imieniu Jerzego Owsiaka. Z chwilą gdy zapadł prawomocny wyrok w sądzie karnym, uniewinniający Piotra Wielguckiego z zarzutów zniesławienia i znieważania Fundacji WOSP, a uznający winnym znieważenia Owsiaka, zmieniły się warunki. Teraz korzystniejsze jest, aby stroną procesową nie była WOŚP, która w sądzie przegrała wszytko, ale Owsiak, który wygrał „króla żebraków”.

Za długo przyglądałem się cwaniactwu Owsiaka i Zagajewskiego, aby dać się nabrać na tę tanią i jak zwykle prostacką sztuczkę. Dlatego bardzo mnie cieszy, że WOŚP leży na deskach, a obok niej ręcznik z „serduszkiem”, natomiast na mocy art. 203 kpc złożę… zażalenie na umorzenie postępowania, w związku z wycofaniem pozwu. Chociaż moja decyzja dla wielu będzie niezrozumiała to z prawnego punktu widzenia jest oczywista. Zagajewski i Owsiak usiłują uciec od porażki, by uzyskać dla siebie korzystniejsze rozstrzygnięcie w nowym postępowaniu, a to w myśl art.203 kpc. § 4., jest sprzeczne z zasadami współżycia społecznego i zmierza do obejścia prawa:

Sąd może uznać za niedopuszczalne cofnięcie pozwu, zrzeczenie się lub ograniczenie roszczenia tylko wtedy, gdy okoliczności sprawy wskazują, że wymienione czynności są sprzeczne z prawem lub zasadami współżycia społecznego albo zmierzają do obejścia prawa.

Jak widać cwaniackie kombinacje, to jest ulubione narzędzie Jerzego Owsiaka, który ponownie usiłuje doprowadzić do takiego stanu, aby Czerska mogła napisać: „Winny, ale niewinny”. Piszę i śmieję się otwartym tekstem z firmowej zagrywki moich przeciwników procesowych, aby przekazać dwa komunikaty:

a) nie ze mną te numery
b) będą kolejne nokauty, przygotujcie ręczniki z „serduszkami”

Dla mnie celem nie jest prawna przepychanka i wymyślanie smarkatych komunikatów prasowych, dla mnie celem jest ostateczne pokazanie w jaki sposób WOŚP i prywatne biznesy Owsiaka żerują na ludzkiej wrażliwości i naiwności, by kręcić brudne lody.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(13 votes)

Dykiel i Stanowski, czyli „niezagospodarowany środek” w objęciach paranoi PO-PiS

$
0
0

W żadnym razie nie będzie to tekst z cyklu oni są wszyscy tacy sami, wszyscy kradną, to jedna banda. Nie będzie to też tekst, w którym zechcę unikać jednoznacznej deklaracji politycznej, aby na siłę wykreować swój antysystemowy i niezależny wizerunek. Przeciwnie, już na wstępie zdecydowanie podkreślam, że tu i teraz nie tylko nie widzę żadnej formacji poza PiS, którą należy wspierać, ale uważam, że każde inne wsparcie polityczne jest szkodliwe. Z drugiej strony, nie potrafię nie chcę i zbiera mi się na wymioty na samą myśl, że miałbym cokolwiek pozytywnego powiedzieć o PO, ponieważ uważam tę formację za skrajną patologię, coś znacznie gorszego i bardziej niebezpiecznego od SLD. Pomimo tego chciałbym użyć magicznego słowa ALE i głośno wyartykułować swój sprzeciw wobec PO-PiS-owej paranoi. Równie magicznym jak „ALE”, jest „niezagospodarowany środek” i najzwyczajniej w świecie cycki opadają do ziemi, gdy się czyta ekspertów od zagospodarowania środka. W ostatnim czasie w świecie mody, urody i sławy pojawiły się dwie polityczne oceny znanych i lubianych. Znany Krzysztof Stanowski, prawdę mówiąc był mi całkowicie nieznany, chociaż gdzieś tam słyszałem, że istnieje sportowa strona www.weszło.com, gdzie celebryci ze zwykłymi pożeraczami pasztetu drobiowego mogą sobie porzucać „ku..mi” w arbitrów, grajków i trenerów. Tak czy owak, twórcą tej strony odważył się, bądź też zaryzykował wypowiedź o Smoleńsku, a potem jeszcze nazwał TVN manipulatorami. W ułamku sekundy zgłosili się do Stanowskiego dyżurni ideolodzy i zaczęli wymagać ideowej deklaracji, a najchętniej podstawiliby pod nos legitymację partyjną PiS, bo przecież Stanowski dowalił PO.

Nie, Stanowski nie dowalił żadnej PO, ani też nie pokochał PiS, po prostu napisał kawałek prawdy, zresztą nie zawierającej żadnej nowości. Po chwili ten sam Stanowski zastosował stary numer, czyli zabezpieczył tyły stwierdzeniem, że nie jest żadną prawicą, bo popiera małżeństwa tęczowe i żąda finansowania in vitro. Konsternacja! To on jest w końcu z PiS, czy z PO? On jest sportowym dziennikarzem, w mojej ocenie celebrytą, który wypowiedział dwie różne opinie, jedną mądrą, drugą głupią i tyle wszystkiego. Żaden fundament Najjaśniejszej Rzeczypospolitej na tym nie wyrośnie, ani też nie runie. Drugą sensację narodową wywołała Bożena Dykiel, jadąc równo po złodziejskiej PO, ale wystarczyło pięć sekund, żeby wzmożeni Bozią ideolodzy przypomnieli niekoniecznie mądrą wypowiedź aktorki na temat aborcji i odebrali jej prawo głosu na jakikolwiek temat. Chciałbym zapytać, czy naprawdę ktoś ma pod deklem taki przeciąg, żeby wytaczać Boga Honor Ojczyznę i niespójność ideologiczną, która wyklucza aktorkę z grona Polaków godnych publicznej wypowiedzi? Może zerwijmy w końcu z paranoją: „Nasz nie Nasz”, a zacznijmy odnosić się do treści wypowiedzi. Klasyk zauważył, że nie masz większego błędu logicznego i formalnego niż łączenie twórcy z tworzywem. Podpisujesz się pod treścią, że „śledztwo” Smoleńskie to kryminalna hucpa, a TVN zmanipulował wypowiedź Kurskiego na poziomie „Komsomolskiej prawdy”, to oddziel szlachetne tworzywo i nie szukaj na ślepo pały, żeby przypieprzyć „podejrzanemu” twórcy, bo wylewasz dziecko z kąpielą. Podzielasz pogląd Bożeny Dykiel, że PO nas okrada, to daj sobie spokój z aborcją, która w żadnym razie nie dyskwalifikuje tej celnej oceny wymagającej nieustannego nagłaśniania.

Jakim cudem PiS i skrajne skrzydło PiS, czy też szerzej prawica chce zagospodarować środek, gdy wyżywa się na środku ortodoksyjnymi testami i próbami ognia? Za parę tygodni czeka nas II tura wyborów prezydenckich, w której każdy głos będzie się liczył, tymczasem napaleni kaznodzieje przekazują najgłupsze z możliwych homilie: Dykiel ty jesteś za głupia, żeby wiedzieć co się dzieje, Stanowski wypieprzaj razem z pedałami, jedynie my inteligentni, przeświadczeni i kumający na przestrzał jesteśmy godni oddania właściwego i świadomego głosu. Poszukiwanie idealnego wyborcy, który może dostąpić zaszczytu oddania głosu to jest największa wada PiS. Na szczęście PO wyklucza z grona nowoczesnych równie chętnie, jak PiS z grona patriotów, tylko PO ma mnóstwo innych narzędzi sprowadzających na właściwe tory, o których PiS może tylko pomarzyć. Nie mylmy wyborcy, czyli głosu oddanego na konkretną partię, z tymi, którzy maja Polską rządzić. Ci pierwsi mieli, mają i będą mieć rozmaite wady i strzelą focha przy pierwszej próbie prostowania na siłę. Od tych drugich należy wymagać najwyższych standardów i tutaj można, a nawet trzeba się wyżywać. Dla mnie Bożena Dykiel i Krzysztof Stanowski to wręcz idealni wyborcy środka, a nie przyszli ministrowie i szefowie prokuratury. Bezwzględnie trzeba ich zaakceptować z dobrodziejstwem inwentarza, nie znaczy głaskać, ale też na wejściu nie zagryźć. Co przeszkadza Stanowskiego i Dykiel za dobre wynagrodzić, za głupie skarcić w ramach wymiany zdań na konkretny temat? Jaka to religia nakazuje zatłuc człowieka za jeden występek, czy też uznać świętym za jeden dobry uczynek? Środek z definicji jest od tego, żeby kaprysił i tylko ten, kto potrafi to zrozumieć jest w stanie środek zagospodarować.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(10 votes)

Dlaczego KORWIN skrobie Bronkowi marchewki? Jakie i od kogo dostał zadanie agent Mikke?

$
0
0

Zastrzegam, że dzisiejszy tekst jest przeznaczony dla ludzi dojrzałych i poważnych, którzy nie powtarzają bezrefleksyjnie durnych hasełek: „banda czworga”, „konserwatywny liberalizm” itd. Nie interesuje mnie wymiana poglądów na poziomie stadionowej trybuny, czy wizyty Świadków Jehowy, zajmę się przypomnieniem faktów poczynając od PRL. W czasach Polski Ludowej ruski agent wpływu, Janusz Korwin-Mikke ze Związku Młodzieży Socjalistycznej przeszedł do Stronnictwa Demokratycznego, gdzie organizował pierwsze pogadanki dla młodzieży szkolnej przedstawiając ludzką twarz realnego socjalizmu. W stanie wojennym grzecznie podpisał lojalkę i poszedł do domu grać w brydża, głównie z ówczesnymi członkami PZPR, Zjednoczenia i PRON. W 1989 roku Mikke wystrzelił jako „konserwatywny liberał” i bezkompromisowy tropiciel bezpieki, jednocześnie wszem wobec sławił bohaterstwo ruskiego generała Wojciecha Jaruzelskiego. W 1992 roku w sejmie przeszedł absolutny bubel prawny, zwany „uchwałą Korwina-Mikke”, w konsekwencji na 20 lat ośmieszono złowieszcze słowo „lustracja”. Potem JKM znika na wiele lat, jest w polityce nikim, zresztą zawsze był nikim, ale tym razem tłucze się gdzieś w IV obiegu zmieniając partie średnio co cztery lata. Pierwszy powrót „krula” to już XXI wiek, kiedy wspólnie z Tuskiem buduje listę do parlamentu i się nie dostaje. Niezwykle ciekawy epizod to dobijanie rządu Kaczyńskiego i koalicja z Giertychem, jak wiadomo jednym z największych gospodarczych liberałów w dziejach wszystkich Rzeczypospolitych. Sztama z Romkiem okazuje się kolejną kompromitacją, Tusk bierze wszystko, a JKM wraca do swojej zabawy zwanej „Banda czworga”. 2010 roku Korwin-Mikke wyraża szacunek i wielką sympatię dla Bronisława z Budy Ruskiej i jednocześnie z obrzydzeniem udziela "poparcia" Jarosławowi Kaczyńskiemu. Klasyka gatunku, każdemu według potrzeb w efekcie 80% elektrolotu JKM głosuje na... Komorowskiego i może dzięki temu (prócz serwerów) paroma procentami Kaczyński przegrał.

W 2011 roku Tusk ledwie stał na nogach, PO dobijały mnożące się afery i sondażach dostawała w tyłek od PiS, gdy nagle spod ziemi wystrzeliły dwie „nowe” formacje „antysystemowe”: Kongres Nowej Prawicy i Ruch Sztucznego Penisa. Jeśli komuś nie dały do myślenia przedstawione wyżej fakty, to rok 2011 i koalicja Korwina-Mikke z biłgorajskim bimbrownikiem powinna rozwiać wszelkie wątpliwości, oczywiście, gdy kogoś stać na przewietrzenie mózgu. W tym roku doszło do szeregu cudów, najpierw wspólne posiedzenia i debaty, bogato ilustrowane w TV „reżimowej”, potem niesamowity pech. Człowiek, który wie jak naprawić Polskę nie był w stanie zarejestrować listy wyborczej i to w Warszawie. Rozmawiałem o tym fakcie z dobrze mi znanym małżeństwem, które się zawiązało na wiecach „krula”. I Ona i On powiedzieli wprost, że podpisy w Warszawie zbierali w takiej sile, jak nigdy wcześniej, mieli problemy z uporządkowaniem zebranych dokumentów, a nie z namawianiem podpisujących. Po tym wydarzeniu oboje wyleczyli się z JKM, a do sejmu weszła największa zbieranina popaprańców antyklerykalnych i LGBT, którą rzekomo „krul” gardzi. Tyle historii, bo ważniejsze jest, co się dzieje dziś. No właśnie, dzieją się cuda zaprogramowane według tego samego schematu. Wyborcy PiS cieszą się, że Bronek Komorowski jest ośmieszany na każdym kroku, ale zapominają, że to nie oni ośmieszają Komorowskiego, tylko zwolennicy KORWIN połączeni z Ruchem Narodowym i Kukizem! Znając historię działań Korwina-Mikke i wiedząc, że to jest najwierniejszy dywersant na usługach peerelowskiej patologii można być pewnym, że znów wykonuje jakieś zdania. Nie ma żadnego przypadku w tym, że KORWIN z „narodowcami” ośmieszają Komorowskiego, a nie Dudę na przykład. Tak samo JKM z Wibratorem „ośmieszał” Tuska.

Jedyna i najpilniej strzeżona tajemnica to zlecenie. Kto zlecił staremu komuszemu pierdzielowi sterownie dzieciakami, które skądinąd słusznie poniewierają Bronka? Mając na uwadze, że Korwin-Mikke to ruski agent wpływu i podobnie jak „narodowcy” wielbiciel cara z KGB, robi się naprawdę ciekawie. Zwłaszcza, że w tle mamy drugiego czarnego konia, Pawła Kukiza, który odgrywa umiarkowanego putinistę. Czyżby to swoi, ci stojący u boku nierozgarniętego Bronka robili dywersję? Żadna anstysytemowa popierdółka nie dostanie sekundy czasu antenowego i grama nadziei, każdy zostanie wgnieciony w glebę, nawet taka nowoczesna Ogórek, jeśli nie robi, co było przykazane. Nagle wyrastają dwa czarne konie: Kukiz i JKM, po czym jak zwykle się dogadują, z błogosławieństwem mediów głównego nurtu. Nadal nie wiem komu zależy na zniszczeniu, bądź upokorzeniu Komorowskiego, którego prawdopodobnie wyciągną z bagna w ostatniej chwili, jak już podpisze wszystko, co potrzeba. W każdym razie zleceniodawca zatrudnił dyżurnego fachowca od bełtania „wolnościowcom” i „antysytemowcom” w głowach. Z drugiej strony trzeba zapytać dlaczego najzwyczajniej świecie nie wymieniono Bronka na nowszy model? Bardzo dobre pytanie i znajduję dwie odpowiedzi. Albo rozłam w obozie, Bronek się po prostu nie daje wymienić, bo ze swoją wiedzą i najwierniejszymi towarzyszami mógłby narobić, nomen omen, bigosu. Albo JKM z „narodowcami” tak ośmieszają Komorowskiego, jak ośmieszali Tuska, żeby się żadna krzywda nie stała, a wentyl spuścił trochę powietrza ze sfrustrowanego, głównie młodego, narodu. Świętym prawem oszołoma jest łączenie faktów, co też uczyniłem, wnioski podlegają dyskusji.

PS Ciekawe zdjęcie prawda? Jeden błazen się śmieje, a drugi ledwie powstrzymuje od śmiechu.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(8 votes)

Polityka nie jest dla gówniarzy

$
0
0

Czym się różni, tak z grubsza, gówniarz od człowieka dojrzałego? Dwa skojarzenia przychodzą mi do głowy, jedno każdy z nas z całą pewnością słyszał i to wiele razy: „ty jeszcze mało w życiu widziałeś”. Drugie to rzecz z zupełnie innej bajki, mianowicie zgodnie z doktryną sędzia wydając wyrok powinien kierować się prawem, oceną dowodów i… doświadczeniem życiowym. Te dwie obserwacje w zupełności wystarczą, aby wskazać zasadniczą różnicę między człowiekiem dojrzałym i gówniarzem, jest nią oczywiście doświadczenie życiowe, które bierze się z wieloletnich obserwacji. Chociaż polityka jest specyficzną branżą, tak samo jak każda inna podlega regułom praktyki i teorii. Zapomnijmy na chwilę o tym kto jak się nazywa, kto w co wierzy, a zajmijmy się rzemiosłem, co pozwoli oddzielić mistrzów od czeladników, czyli ludzi dorosłych od gówniarzy. Zajmuję się polityką od 11 lat, nie wiem czy to dużo, ale wystarczająco, by nie traktować poważnie politycznych przedstawień, którymi zachwycają się nowicjusze albo stare wygi interesownie podgrzewają emocje. Teza główna wszelkiej dyskusji politycznej brzmi: „tylko wtedy w Polsce będzie normalnie” i do tej matrycy dodaje się kolejne recepty. Moja wizja kraju idealnego w skrócie wygląda tak, że wszystko znika i wraca jak było na początku. Mamy czyste rzeki i jeziora, świeże ryby, mięso bez konserwantów, jędrne cycki pozbawione sylikonu, naturalną, zdrową chałupkę z drewna bez lakieru, wiatr we włosach, słońce w twarz zapach, który nie dławi alergią. Jestem przekonany, że najmniej 10% Polaków podziela moją wizję idealnej Polski, a jakieś 1,5% byłoby gotowe oddać na mnie głos, o ile zdecydowałbym się założyć partię. Założę? Nie założę, ponieważ nie jestem gówniarzem, na starcie przegrywam z 10%, a doświadczenie życiowe podpowiada mi, że piękne i czyste wizje w zderzeniu z realnym światem są tak utopijne, że 85% tęskniących za starym światem nie odda głosu na powrót do korzeni, bo potrafi oddzielić sny od jawy.

Wróćmy ze świata marzeń do świata, gdzie na każdym kroku widzimy ludzką głupotę i nieporadność, grozi nam zwolnienie z roboty, kredyt 0%, zalane mieszkanie, klęska urodzaju i wreszcie wojna od wschodu. Ludzie w swojej masie nie są filozofami, przedsiębiorcami, intelektualistami, ale od 1000 leci żyją chlebem i igrzyskami. Banały? No to dlaczego, podekscytowani wizjonerzy ośmieszają się i dyskwalifikują, głosząc fantasmagorie oderwane od banałów, które wygrywają każdy kolejny polityczny plebiscyt? Powiedzmy, że ktoś, tak samo jak ja, uważa Unię Europejską za upudrowaną wersję Komunistycznego Internacjonalizmu. Powiedzmy, że ktoś inny, tak jak ja, uważa żydowską finansjerę i żydowskie trendy ideologiczne przeznaczone dla gojów, za coś wyjątkowo obrzydliwego, niegodziwego i niepożądanego. Powiedzmy, że ktoś taki jak ja, postrzega NATO i „aliantów” mniej więcej w takich samych kategoriach jak Układ Warszawski i przyjaźń ze Związkiem Radzieckim. Powiedzmy, że ktoś taki jak ja, ma przed oczami rzeź na Wołyniu i ciężko mu się zaprzyjaźnić z bratnim narodem ukraińskim, a przy okazji ruskiej wojny z Ukrainą widzi również i to, że USA na obcej ziemi dokonały większych zbrodni i razem z Izraelem wyhodowały międzynarodowy islamski terroryzm. Na wszystko zgoda, w żadnym miejscu nie skłamałem, przedstawiłem swoje rzeczywiste przemyślenia, autentyczne osądy i postrzeganie świata. Problem w tym, że moje rozterki nijak nie przystają do obowiązującej patologii, każdy punkt z powyższej listy życzeń przez obecną władzę byłby wyśmiany i wbity w glebę. Na szczęście istnieje opozycja (jeszcze) i do kogo mam się zwrócić z tak nietypowymi oczekiwaniami? Nie ma najmniejszych ograniczeń, każdy klient ma swojego sprzedawcę, co najmniej kilka partii zaspokoi wszystkie oczekiwania, ale jest jeden hamulec – doświadczenie życiowe. Każdy z mesjaszów oryginalnych myśli w zderzeniu z polityką od 25 lat jest w stanie porwać góra 6% Polaków. Tyle pary w gwizdek, która nawet nie szarpnie wagonów.

Pomarzyć można sobie o wszystkim, zażyczyć można sobie, czego dusza zapragnie, tupać nóżkami ile wlezie, ale to wszystko razem są zachowania gówniarza. Nie mam o czym i z kim dyskutować na poziomie realnych zmian i realnej polityki, jeśli słyszę: wychodzimy z UE, pieprzymy NATO, gonimy Żydów z Polski, Putin to wielki wódz dbający o Rosję. O tym dobrze się gada przy piwie, przed komputerem i już nie na imieninach u cioci, bo ci wszyscy rewolucjoniści wstydzą się rodzinie powtórzyć, co tak chętnie wypisują w Internecie. Kryteria polityczne są jasne, trzeba porwać mniejszą lub większą gadką szmatką 51% wyborców lub 51% postawić przed plutonem egzekucyjnym. Żaden lider wizjonerskich partyjek przez ćwierć wieku nie był w stanie przekroczyć 10% pozyskanych wyborców, a o strzelaniu i rewolucjach opowiadają „stratedzy”, którzy zaczynają boje w piątek po 18.00. Ani 10 maja, ani za 5 lat nie wyjdziemy z UE i NATO, nie pogonimy Żydów i nie pokażemy wała USA, nie dogadamy się z Putinem w kwestii rozbioru Ukrainy, nie rozliczymy złodziejskich banków. To jest oczywiste dla każdego człowieka jako tako ogarniającego rzeczywistość, myślę, że nawet dla gówniarzy, którzy powtarzają puste hasełka dla zabawy. Dlatego mam gorącą prośbę, aby przy jakiejkolwiek próbie zachęcania mnie do rozmowy wyraźnie zaznaczyć o czym ta rozmowa będzie: o polityce, czy o marzeniach. Jestem w stanie rozmawiać o jednym i drugim, ale tylko z ludźmi dorosłymi, bo nie mam żadnych talentów pedagogicznych i dydaktycznych. Kto rzeczywiście chce traktować poważnie święte słowo Polska, będzie wiedział, że realnie dla Polski można zrobić jedno – usunąć dobrze pilnowanymi wyborami patologię od władzy, czyli wesprzeć opozycję dysponującą największą siłą głosów. Każde inne działanie jest utrzymywaniem patologii i odmrażaniem sobie uszu. I jeśli chodzi o politykę to wszystko, o czym każdy dorosły wie, a gówniarz 10 maja i przy następnych okazjach będzie zbierał doświadczenie życiowe.

Errata. „Wariaci”, idealiści i marzyciele są niezbędni, ale…

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(5 votes)

Gazeta Wyborcza, jej zwolennicy i kretyn Żakowski są współodpowiedzialni za „holokaust”

$
0
0

Nie ma najmniejszych powodów, aby zabraniać, kretynom w gatunku Jacka Żakowskiego, satysfakcji z mordowania Żydów w Auschwitz i innych miejscach kaźni. Jeśli tylko Żakowski, Gazeta Wyborcza i jej czytelnicy czują się odpowiedzialni, jak dla mnie mogą reklamować swoje zbrodnie na Żydach każdego dnia, co więcej chętnie im w tym pomogę. Potrzeba naprawdę niewiele, wystarczy publicznie złożyć deklarację choćby takiej treści: „Nazywam się Jan Kowalski, jestem czytelnikiem Gazety Wyborczej, chętnie również czytuję Jaka Żakowskiego i oświadczam, że to ja pomagałem Niemcom mordować Żydów, dlatego jestem współodpowiedzialny za tę zbrodnię”. Wszystko! Cała dyskusja wokół „holokaustu” nie musi być nacechowana wzajemną niechęcią, emocjami, zakazami i nakazami. Jak najbardziej przychylam się do takiego rozwiązania, w którym dowolny chętny będzie mógł sam siebie nazwać mordercą, czy też pomocnikiem morderców. Tylka jedna mała prośba, sparafrazowana słowami naczelnego Michnika: „Od NAS się odpierdolcie”. Po pierwsze nie ma żadnych NAS i mam tu na myśli dowolną konfigurację Piotra Wielguckiego z nazwiskiem kretyna Żakowskiego. Po drugie w życiu nie zabiłem Żyda, nie pomagałem zabijać Żydów i ta sama sytuacja dotyczy całej mojej polskiej rodziny. Gazeta Wyborcza jej wielbiciele i Jacek Żakowski to są Oni, nie żadni My i oczekuję poprawnej koniugacji, od było nie było redaktorów. Każdy Polak powinien sobie odpowiedzieć na podstawowe pytanie. Czy mogę pozwolić, aby byle kretyn obciążał odpowiedzialnością za niemieckie ludobójstwo: moją matkę, ojca, brata, siostrę, żonę, dzieci? Tak po prostu trzeba spojrzeć sobie i własnej rodzinie w oczy, by zrozumieć, na co się godzimy i jak bardzo upadlamy sami siebie przechodząc obojętnie obok oskarżeń kretynów.

Tragedia żydowska obchodzi mnie tyle, co Żydów obchodzą tragedie polskie. W najmniejszym stopniu nie czuję obowiązku uczestniczenia w żydowskich obchodach związanych z „holokaustem”, czy powstaniem w getcie, choćby dlatego, że nie przypominam sobie, aby Żydzi masowo czcili pamięć Powstańców Warszewskich, czy pomordowanych Polaków w Katyniu. Kompletnie mnie nie przejmuje stodoła w Jedwabnem, podobnie jak Żydzi nie przejęli się nigdy piwnicami na Rakowieckiej, gdzie do spółki z NKWD wyrywali Polakom paznokcie, sadzali na nodze od stołka i strzelali w tył głowy. Jednocześnie szanuję fakty historyczne i nie kwestionuję ludobójstwa dokonanego przez Niemców na Żydach, chociaż konsekwentnie umieszczam idiotyczne w tym kontekście słowo „holokaust” w cudzysłowie. Także jeszcze raz gorąco proszę wszelkiej maści kretynów, żeby łaskawie zechcieli nazywać samych siebie pomagierami niemieckich morderców, przeciw czemu nie zamierzam protestować. Właściwie jestem sobie w stanie wyobrazić Żakowskiego, Michnika i wielu czytelników GW stojących przed Auschwitz z owczarkami z dumnie podniesioną głową, nakrytą czapką z trupią główką na kościach. Zamykam oczy i widzę dokładny obraz, w którym nic mi nie zgrzyta, nic się nie rozmydla. Gdybym potrafił malować albo chociaż rysować z całą pewnością umieściłbym w niniejszym felietonie nie tylko ilustrację słowną, ale i odpowiednie ryciny.

Mam nadzieje, że ta koncyliacyjna propozycja się przyjmie, a gdyby miała się nie przyjąć, to uczciwie uprzedzam, że każdego skurwysyna, który nazwie mnie, moją Mamę, Żonę lub Córkę współodpowiedzialnymi za mordowanie i palenie ludzkich ciał, potraktuję z laczka i poprawię z kopyta. Sądzę, że to uczciwa i adekwatna odpowiedź na powtarzające się najcięższe oszczerstwa pod adresem Bogu ducha winnych Polaków. Nie można człowieka bardziej znieważyć i poniżyć niż zarzucając mu coś tak niegodziwego, na co w całej historii ludzkości stać było tylko i wyłącznie niemieckich zwyrodnialców. Smutnym nawisem mówiąc, pomagali Niemcom głównie amerykańscy Żydzi dostarczając sprzęt i pieniądze, w tym Cyklon B, o czym mało kto wie, a już czytelnik GW, czy kretyna Żakowskiego nie wie na pewno. Nie ma żadnych Nas, a Wy się dogadajcie z Niemcami, kto mordował, kto palił, kto ładował trupy na taczki, kto wyrywał złote zęby i kto do dziś na tym zarabia miliardy srebrników.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(11 votes)

Idziemy z Owsiakiem i WOŚP do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego

$
0
0

Dyskutowanie z prezesem Owsiakiem, co prezes musi, a czego nie musi ujawnić w ramach informacji, które od lat powinny wisieć na stronach WOŚP, nie ma najmniejszego sensu. Jedyne miejsce, gdzie z Owsiakiem rozmowa ma sens to sąd. Jak wiadomo sądów pan prezes boi się nieludzko, o czym świadczy chociażby ostatni blamaż związany z wycofaniem pozwu cywilnego przeciw Matce Kurce. Ta podszyta strachem decyzja jest tłumaczona w sposób wybitnie śmieszny i infantylny, mianowicie sama WOŚP i jej wyznawcy rozpowszechniają kłamstwa, jakoby fundacja wygrała proces karny w Legnicy i to jej w zupełności wystarcza. Nie tylko WOŚP niczego nie wygrała, ale w procesie karnym i cywilnym przegrała WSZYSTKO. Żaden zarzut się nie ostał i tylko słuszne obawy przed dalszą kompromitacją spowodowały rejteradę Owsiaka i całej fundacji. To właśnie w czasie procesu karnego Owsiak uciekł też od ujawnienia ksiąg rachunkowych i stąd pomysł, aby kolejne dokumenty wyrwać panu prezesowi przy pomocy decyzji administracyjnych. Potrzebny jest jeden prawomocny wyrok z uzasadnieniem, w którym przeczytamy rzecz oczywistą, czyli obowiązek udzielania przez Organizację Pożytku Publicznego szczegółowych informacji dotyczących finansów. Początkowo miałem zamiar pytać o wszystkie transakcje WOŚP i „Złotego Melona” z prywatnymi firmami rodziny Owsiaków, ale uznałem, że zacznę od najbardziej podstawowych danych, co pozwoli na sprawny i szybki proces w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym, bo zakładam w ciemno, że trybie ustawy WOŚP, jak zawsze, odmówi udzielenia informacji.

Wracam do tematu „rekord” i pytam o konkretny, jednocześnie bardzo proszę, żeby to samo zrobili Użytkownicy kontrowersje.net. Wystarczyć wkleić gotowca i oczywiście pozmieniać dane osobowe pytającego. Warto to zrobić, żeby pismu nadać powagi, chociaż zgodnie z ustawą pytać można anonimowo, wystarczy wskazać adres elektroniczny do odpowiedzi. Dobrze by było, żeby co najmniej 5 osób wysłało pismo pocztą za potwierdzeniem odbioru, proszę by takie osoby potwierdziły na adres kontrowersje@kontrowersje.net, że zamierzają pismo wysłać pocztą.

Tytuł pisma: „Zapytanie w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej”.
Do: wosp@wosp.org.pl
Treść:

Na mocy ustawy z dnia 6 września 2001 o dostępie do informacji publicznej (Dz. U. Nr 112, poz. 1198 z późn.zm.) zwracam się o udostępnienie kopii pełnej dokumentacji potwierdzającej zebraną kwotę 39 233 688,66 zł w ramach zbiórki publicznej zgłoszonej pod numerem 2014/1702/OR, to jest:

1) Wszystkich rozliczeń przesłanych do siedziby Fundacji WOŚP przez sztaby lokalne WOŚP w Polsce i za granicą.

2) Wszystkich potwierdzeń rozliczeń wysłanych przez Fundację WOŚP do sztabów lokalnych w Polsce i za granicą.

3) Wszystkich rozliczeń przesłanych do siedziby Fundacji WOŚP przez organizatorów imprez zamkniętych.

4) Wszystkich potwierdzeń rozliczeń wysłanych przez Fundację WOŚP do organizatorów imprez zamkniętych.

5) Wszystkich rozliczeń przesłanych do siedziby Fundacji WOŚP przez podmioty kwestujące w ramach tzw. "skarbon stacjonarnych".

6) Wszystkich potwierdzeń rozliczeń wysłanych przez Fundację WOŚP do podmiotów kwestujących w ramach tzw. "skarbon stacjonarnych".

Zwracam się o udostępnienie kopii pełnej dokumentacji potwierdzającej przekazanie, w ramach zbiórki publicznej zgłoszonej pod numerem 2014/1702/OR, sprzętu medycznego Fundacji WOŚP o wartości 605 338,56 zł.

Zwracam się o udostępnienie kopii pełnej dokumentacji potwierdzającej zebraną kwotę 13.270.675,61 zł w ramach 23 Finału WOŚP, które nie należała do zbiórki publicznej, to jest:

1. darowizny indywidualne przekazane na rachunek bankowy,
2. darowizny przekazane poprzez wpłaty kartami płatniczymi za pomocą terminali płatniczych oraz za pomocą formularza na stronie internetowej,
3. środki zebrane w wyniku Licytacji Najbardziej Hojnych Darczyńców,
4. środki przekazane poprzez charytatywne SMS-y,
5. środki wpłacone poprzez formularz wpłaty na stronie wosp.org.pl,
6. środki przekazane poprzez formularz wpłaty w serwisie Facebook Orkiestry,
7. środki zebrane w wyniku akcji Wirtualne Serce WOŚP,
8. środki zebrane przez serwis siepomaga.pl,
9. środki zebrane w wyniku akcji prowadzonych przez sponsorów WOŚP,
10. środki przekazane na cele Finału przez sponsorów WOŚP.

Powyższe informacje nie zostały zamieszczone w Biuletynie Informacji Publicznej, a z całą pewnością Fundacja WOŚP, będąc Organizacją Pożytku Publicznego, ma obowiązek wskazane dokumenty opublikować lub na żądanie w trybie ustawy udostępnić. W związku z tym zwracam, się o udostępnienie wymienionej dokumentacji i aby nie narażać Fundacji WOŚP na zbędne koszty, wnioskuję o przesłanie materiałów na adres poczty elektronicznej, z której wysłano zapytanie. Ze względu na objętość materiału proszę o wykonanie kopii w formacie PDF (format sprawozdań finansowych zamieszczonych na stronie Fundacji http://www.wosp.org.pl/fundacja/rozliczenia_finansowe) i podzielenie na pliki do 10 MB. Możliwe jest również skopiowanie materiału na nośnik elektroniczny (płyta CD/DVD, pamięć USB) i przesłanie na adres:

Piotr Wielgucki
Biskupin 85A
59-225 Chojnów

Jednocześnie zwracam uwagę, że zakres zapytań obejmuje najbardziej podstawową dokumentację i informacje związane z działalnością Organizacji Pożytku Publicznego, to jest Fundacji Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.

Pozdrawiam
Piotr Wielgucki

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(5 votes)

Stołek w UE i helikopter dla Tuska, żyrandol „holokaust” i rakiety dla Komorowskiego?!

$
0
0

Pojawiło się kilka faktów pozornie ze sobą nie związanych, ale cóż przeszkadza je połączyć. Zaczęło się jakiś czas temu, od upokarzania Komorowskiego. Tej akcji poświęcono wiele materiału analitycznego, nie ma zatem większego sensu się powtarzać, wystarczy potwierdzić, że grillowanie Bronka miało miejsce. Przyczyny takiego stanu rzeczy, przykrego dla pana Bronisława, były podawane dość zgodnie: wojna w PO i prawdopodobnie naciski ze strony rozmaitych smutnych panów, którzy z taśmami w rękach oczekiwali podpisów pod stosownymi kontraktami. Z hipotezami jest tak, że nie wszystkie wytrzymują próbę czasu, ale ta hipoteza chyba znajduje potwierdzenie, w trzech innych faktach. W USA dyrektor FBI przypomniał o polskiej odpowiedzialności za niemieckie mordowanie Żydów. Początkowo też się zastanawiałem, czy to nie wynika z czystej głupoty i nieuctwa, czego w USA nie brakuje, ale jeszcze przed ujawnieniem kluczowych informacji porzuciłem tę naiwną myśl. Można się zgodzić, że niejeden ociężały sprawował najwyższy urząd w Stanach Zjednoczonych, dość wspomnieć Busha Juniora, czy Johna Kerry, ale właśnie dlatego amerykańscy decydenci wybierają takich ćwierćinteligentów, aby swobodnie nimi kierować. Dyrektor FBI powiedział to co mu kazano, a nie to, co sobie wymyślił, gdyby było odwrotnie za godzinę ze strachem w oczach przepraszałby uroczyście. Jeśli miałbym zgadywać po co ta ordynarna propaganda została wprowadzona w obieg, to przyczyny widzę dwojakie. Przede wszystkim nigdy nie wolno zapomnieć, co mówili amerykańscy rabini: „Będziemy dotąd gnoić Polskę, póki nie wyrwiemy naszych kamienic i miliardów odszkodowań”. Gdzieś jest w sieci kilka oryginalnych cytatów, bo te słowa to uogólniona parafraza wyrażająca rabiniczny cel nadrzędny. Z drugiej strony został rozstrzygnięty przewał na wojskowy helikopter, którym ma być francuski Airbus, ale inne poważne przewały ciągle wiszą w powietrzu.

Zauważyłem, że po forach natychmiast ruszyła kampania „techniczna” i jeszcze parę godzin lektury, a sam mógłbym wyprodukować idealną maszynę. Istotą rzeczy jest jednak to, że wybrany helikopter nie zostanie wyprodukowany w USA przez żadną żydowską fabrykę, zatem odpowiedzialność za „holocaust” zdaje się idealnie wpisywać we wcześniejsze deklaracje rabinów i przyszłe kontrakty na tarczę z „Patriotami”. Nie sprzedaliśmy polskim frajerom helikoptera, to sprzedamy ludobójstwo i przyciśniemy kontrakt na rakiety. Poważam się na podobną ocenę, ponieważ szanujące się państwa dokładnie takimi metodami dyscyplinują niepokorne państewka albo lokalnych kacyków, którzy dogadują się z konkurencją. Trzeci fakt odnosi się do nowej wojny na górze z udziałem tych samych armii. Poszły plotki po mediach, że Kopacz ma ostatecznie rozwiązać kwestię Schetyny, czyli i tutaj żadnych niespodzianek. Jednak pan Tusk, nie żadna Kopacz, ma jeszcze jakieś możliwości, w sensie dawni opiekunowie Donalda walczą z obecnymi opiekunami Komorowskiego. Tyle dobrych wiadomości, gorzej, ale również zgodnie z przewidywaniami, że wszystko na parę tygodni przed wyborami zaczyna się klarować. To oznacza, że ostatnie dni intensywnie eksplodują falą gnojowicy skierowaną na opozycję przez połączone frakcje PO. Towarzystwo się wycina i walczy o łapówki za miliardowe kontrakty, ale dobrze wie, że za daleko posunąć się nie może i przy cienkiej czerwonej linii znów sobie podadzą ręce, żeby nie wypaść z gry. Wypowiedź dyrektora FBI, wybór helikoptera i nowa wojna Tuska ze Schetyną to trzy fakty, które nie tyle w mojej ocenie, co domniemaniu, złożyły się na medialne poniewieranie Bronka Komorowskiego.

W tę triadę wpisują się pomniejsze incydenty: podsłuch Siemoniaka i aresztowanie ABW przez CBA. Trwały ostre negocjacje, jak się podzielić łupami, ale na trzy tygodnie przed wyborami atmosfera musi się uspokoić. Partia matka w całości poprze Komorowskiego, bo wyłożyła na niego kasę i po prostu żaden inny kandydat, z różnych powodów, nie wchodzi w grę. Wojna i bitwy o szmal zaczną się na nowo tuż po wyborach, wszak największe możliwości dają posady rządowe i parlamentarne, nie pilnowanie żyrandola. Brakuje tylko odpowiedzi, jakim helikopterem chciał latać Bronek, a jakim Donald. Ludzie szumią, że za francuskim wyborem stoi Tusk, który płaci za stanowisko „prezydenta Europy”. Jest to dość mocny argument, w końcu Bronek ma przyjaciół w zupełnie innych narodowościach. Jeśli to prawda, co mówią ludzie, to znaczy, że Bronek i jego ludzie nie mogą być zachwyceni, bo frukta połknęła frakcja Tuska. Coś jednak nagle złagodziło napięte relacje i po wizycie w pałacu delegacji rządowej, to Komorowski zdaje się udawać szefa biznesu wojennych zabawek. Helikoptery francuskie, rakiety amerykańskie, dla Świdnika modele latające. Wygląda na optymalny podział i zawieszenie broni? Nie wiem, ale widzę po medialnej serii „faszystowskich” i smoleńskich wrzutek, że po pierwsze PO nie ma innego wyjścia, po drugie komenda: „ratować Bronka” poszła we wszystkich kierunkach od TVN, przez GW, aż po TVP. Oni są skazani na porozumienie, inaczej wypadną ze złodziejskiego interesu.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(8 votes)

Porządne plemię buduje silne państwo, dzikusy żyją wizjami i złotymi receptami

$
0
0

W ramach narodowej psychoterapii, bez większej nadziei na terapeutyczny skutek, zapraszam na zbiorowe leczenie ze złudzeń. Gdy pierwsi odkrywcy nowych lądów dobijali do brzegów, natychmiast brali się za cywilizowanie i handlowanie z tubylcami. Jeden i drugi proces kończył się dla miejscowych głodem, chorobą śmiercią i zatraceniem własnej tożsamości. Od tamtego czasu wiele się nie zmieniło, tymi samymi metodami państwa posiadające siłę i strzegące własnych interesów podbijają dzikie wyspy, grabiąc je powtarzalną techniką. Paciorki i koraliki nie robią już wrażenia nawet na największych dzikusach, dlatego dokonano wymiany gadżetów. Dziś sprzedaje się wizje i złote recepty, których żaden współczesny konkwistador nie miałby odwagi zastosować we własnym państwie, bo by go swoi wrzucili do kotła dzikich. Na początku lat 90 sprzedano nam tym sposobem „prywatyzację” i tak oddaliśmy za darmo albo doprowadzili do upadku produkcji wszystkiego, co się ruszało, głównie w przemyśle ciężkim. Wystarczyło rzucić jedną wizję, jedną hasło i w ciągu kilku lat, skądinąd idiotyczny ustrój zwany realnym socjalizmem, został zastąpiony grabieżą nazywaną „niewidzialną ręką wolnego rynku”. Nic nie trzeba robić, nie musicie mieć żadnego państwa dzikusy, niewidzialna ręka za was posprząta, przecież przyroda daje sobie radę bez żadnego nadzoru, bez żadnego ministerstwa i instytucji. Zostawcie swój los w rękach przyrody i własnych możliwości. Tłum rzucił się na świetlana wizję i prostą receptę, a nim się obrócił za siebie, kupował dwa razy droższy prąd od państwowych firm niemieckich, miał najdroższe usługi telefoniczne i internetowe od państwowej firmy francuskiej, nadal kupuje najdroższy gaz od ruskiej firmy zarządzanej z Kremla. Po 25 latach z tubylczej produkcji w kilkudziesięciu obszarach: motoryzacyjnym, hutniczym, RTV, AGD, chemicznym, itd. pozostały nam montownie europejskie, stawki płacy chińskie, emerytury buszmeńskie. Zdziwienie? Tak działają naturalne siły przyrody i zwierzęta, które nie są baranami.

Po drodze na dzikich Polakach przetestowano wszelkie formy lichwy i kradzieży, pod takim samym hasłem: „zrobi się samo i będzie cudownie”. Tak sprzedaliśmy banki do jednej nogi, oszczędności emerytalne i zaciągnęliśmy kredyty, które będą spłacać nasze wnuki. Prymitywne ludy zamieszkujące dzikie wyspy siłą rzeczy płacą frajerskie i jestem skłonny przyznać rację, że w roku 1989 gdyby nawet znalazł się jakiś mądry lokalny wódz i wyjaśnił plemieniu, że daje się łapać na kolorowe nic, to i tak lud rzuciłby się na duperele zachodnie, sprzedawane kantorami. Ale minęło ćwierć wieku i te same wizje, z tymi samymi marzeniami połykane są przez kolejne pokolenia polskich buszmenów. Rozmaitej maści kacykowie wynajmowani przez konkwistadorów wciskają następne prywatyzacje lasów i służby zdrowia, likwidacje zasiłków i wypłat na starość, tłumacząc całe te złodziejstwo walką o wolność i zmianę systemu. Od mojego miejsce zamieszkania do solidnego państwa niemieckiego mam niecałe 100 kilometrów. Tam w gniazdkach płynie niemiecki prąd, po ulicach jeżdżą niemieckie samochody, w niemieckich zakładach wprawdzie pracuje sporo Turków i Polaków, ale żaden nie jest właścicielem, bardzo rzadko brygadzistą i prawie w ogóle dyrektorem. Pracują Niemcy do 63 roku życia, zasiłki mają takie, że żyją dwa razy lepiej od polskiego inżyniera, czy lekarza, służba zdrowia leczy państwowo, a legendarny Volkswagen to nic innego, jak wyśmiewane polskie FSO.

I co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? Ano to, że nie potrzeba rozumu, wykształcenia, wiedzy, ani nawet doświadczenia życiowego, wystarczy jeden dzień pobyć po wschodniej, a drugi dzień po zachodniej strony Odry, żeby zobaczyć jak niewielu zrobiło idiotów z tak licznych. Wniosek z taj krótkiej podróży w czasie i przestrzeni jest jeden. Każdy zwolennik słabego państwa, które ma zastąpić niewidzialna ręka popytu i podaży jest albo idiotą, który zostawia konkwistadorom otwartą chałupę z całym dobytkiem i gołą żoną w łóżku albo robi na umowę zlecenie u konkwistadorów. Odkąd człowiek zlazł z drzewa, w jaskini utrzymały się tylko te plemiona, które potrafiły stworzyć wspólnotę strzegącą domowego ogniska, potrafiącą polować, produkować narzędzia dla rzemieślników i broń dla wojowników zdolnych odeprzeć ataki konkurencyjnych plemion. Ta najbardziej elementarna socjologia demaskuje wszystkie koraliki, paciorki i ognistą wodę, ale natura ludzka jest dwojaka. Jedni ludzie są jak lwy, inni jak małpy. Kto w Rzeczypospolitej od 25 lat wygrywa wszelkie plebiscyty i przegrywa ostatnie cielaki z obory nie będę palcem wskazywał, bo stada małp z dziką, tępą radością i tak zrobią swoje, targając zmęczone lwy za ogony. Na przestrzeni ostatnich 100 lat jednemu Polakowi udało się zbudować podwaliny pod solidne państwo i szanujący się naród, nazywał się Józef Piłsudski i dokonał tej sztuki prostą metodą: „gonić kurwy i złodziei”. Z całą pewnością miał też namyśli sprzedajnych kacyków, roznoszących wizje i recepty.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(9 votes)
Viewing all 1688 articles
Browse latest View live